reklama

Stawowczyk zdobywa Mistrzostwo Świata! Dominacja Polaków w Szwecji [FOTO][FILM]

Opublikowano:
Autor:

Stawowczyk zdobywa Mistrzostwo Świata! Dominacja Polaków w Szwecji [FOTO][FILM] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WydarzeniaPięć indywidualnych i ostatecznie również szósty złoty, drużynowy medal przywieźli polscy reprezentanci z Mistrzostw Świata WSA w wyścigach psich zaprzęgów. Tradycyjnie wśród tego ozłoconego grona nie zabrakło bełchatowianina Waldemara Stawowczyka, który wystartował w dwóch klasach 2-Dogs-2 (dwa psy północy w zaprzęgu) i 4-Dogs-2 (cztery psy północy w zaprzęgu). Nasz maszer wywalczył najcenniejszy medal w swojej koronnej klasie D2. Choć jak sam przyznaje ze szwedzkiego Sveg powinien przywieźć dwa krążki, ale...

W wyniku błędu i pomyłki trasy został wyeliminowany dyskwalifikacją w drugim dniu zawodów z jednej z dwóch klas w których startuje.

- Żartobliwie mogę powiedzieć, że wreszcie przełamałem „nudę” złotych medali. Znajomi już wielokrotnie zarzucali mi, że „tylko złoto i złoto”, więc się wyłamałem i go nie zdobyłem w klasie 4-Dogs-2, ale odkładając żarty na bok – szkoda, bo wygraną miałem praktycznie w kieszeni – przyznaje Waldemar Stawowczyk

Po pierwszym dniu trzydniowego wyścigu Stawowczyk w klasie 4-Dogs-2 (cztery psy) przyjechał bowiem na metę z ponad minutową przewagą nad drugim zawodnikiem, również Polakiem – Mikołajem Waśkowskim. Kolejni zawodnicy byli praktycznie bez szans nad odrobieniem straty. Trzeci Niemiec – Eward Rolf miał do Stawowczyka po pierwszym etapie 5 minut starty.

- W tej sytuacji wszystko miało iść spokojnie i zgodnie z planem, który sobie z Mikołajem po przyjacielsku założyliśmy - biegniemy wspólnie po dwa pierwsze miejsca, nieważne jaka kolejność, liczyły się medale dla Polski. Niestety rzeczywistość okazała się zdecydowanie bardziej zaskakująca. Jadąc z czwórką nie zauważyłem znaku kierującego mnie na moją ostatnią 2-kilometrową pętle. Zamiast w lewo pojechałem w prawo skracając tym samym trasę – relacjonuje Stawowczyk

Maszer przyznaje, że przekraczając linię mety 10-kilometrowej, bardzo wymagającej, górzystej trasy był absolutnie przekonany, że wszystko poszło zgodnie z planem. Sędziowie jednak nie dowierzali wynikowi, a późniejsza weryfikacja check pointów sprawę wyjaśniła. Na zawodach tej rangi oznacza to jedno – dyskwalifikację z dalszego współzawodnictwa w klasie 4-Dogs-2.

- Nie mogę powiedzieć, że nie jest mi z tego powodu przykro. Jest i to bardzo. Psy były doskonale przygotowane, poświęciliśmy na to ostatnie cztery miesiące treningów. W Sveg biegły jak w amoku, były pięknie zsynchronizowane, pracowały wytrwale i równo. Gorzej moja głowa, zawiodła. Zabrakło tak niezbędnej koncentracji – mówi z pokorą maszer.

Jak sam zaznacza, jadąc z czwórką myślami był już na trasie w drugiej klasie, z niepokonaną od lat dwójką „czarnych diabłów” – Shantu i Ulvarem. Szczęśliwie, mimo tak dotkliwej porażki, Stawowczykowi wystarczyło zimnej krwi, by rozłożyć rywali w klasie 2-Dogs-2 w sposób wręcz koncertowy. Każdy dzień wyścigu był tylko dobitniejszym potwierdzeniem dlaczego ten psiejski duet dorobił się w sportowym środowisku takiej renomy.

- Od kilku już lat, co zresztą czytelnicy śledzący moje sportowe działania wiedzą, moim największym przeciwnikiem jest Rosjanin Siergiej Mishin. Nic się nie zmieniło, ciągle mnie goni, a od dwóch sezonów moim kolejnym bardzo mocnym rywalem jest też Fin – Jane Harkonen. W Sveg wiedzieliśmy wszyscy trzej, że będziemy ostro ze sobą walczyć – opowiada bełchatowski zawodnik

Tyle tylko, że już po pierwszym dniu jasnym było kto w tym trio gra pierwsze skrzypce. Stawowczyk 5-kilometrową trasę przebiegł w czasie 16 minut 57 sekund, Mishin w 17 minut 55 sekund, a Harkonen właściwie wypadł z tej rywalizacji, bo na metę wrócił po blisko 20 minutach (19 min 44 sek).

- Ja jednak zawsze podkreślam, że to jest sport i wydarzyć się może wszystko, co zresztą dobitnie uzmysławia przypadek z czwórek. Tutaj nikt nie odkłada ambicji i dumy na półkę. Bieg trzeba było rozegrać taktycznie, a przede wszystkim spokojnie, tak by nie „spalić” ani siebie ani przede wszystkim psów – zaznacza maszer

W sobotę niespełna dwie godziny po feralnej dyskwalifikacji, Stawowczyk, w pełnym słońcu staje do dalszej walki z dwójką swoich niezastąpionych kompanów. I znów zwiększają przewagę nad rywalami. Tym razem Mishin zalicza kolejną blisko 2-minutową stratę, a Harkonen po dwóch startach tracił do pierwszego miejsca prawie 6 minut. Po dwóch biegach wykrystalizowała się medalowa trójka, która ostatecznie stanęła na podium. Stawowczyk ponad 4-minutową przewagą nad srebrnym Mishinem i prawie 10-minutową na brązowym Finem ugruntował pozycję niepokonanego.

Waldemar Stawowczyk podkreślał jeszcze na długo przed tymi Mistrzostwami, że dla dwójki ta impreza będzie wyjątkowo ważna.

- Mój najbardziej doświadczony pies, Shantu ma 11 lat i start w Sveg był jego ostatnim występem na Mistrzostwach Świata. Za dwa lata, z racji wieku na pewno nie stanie już do biegu. Bardzo mi zależało, by tak jak zaczął i tak jak biegł przez całą swoją karierę, zakończył ją. Udało się! Na przestrzeni swojej 10-letniej kariery ten pies, tylko w warunkach śnieżnych, zdobył pięć złotych medali MŚ i trzy złota mistrzostw Europy. Shantu nigdy nie zszedł z pierwszego miejsca. Nigdy. To pies, któremu zawdzięczam w swojej sportowej karierze chyba wszystko, dlatego też całe skupienie poświęciłem w tym sezonie jemu – mówi z wzruszeniem Stawowczyk

Bełchatowski maszer pokonując linię mety przywiózł dla Polski piąty złoty medal i tym samym biało-czerwona reprezentacja zmiotła na mistrzostwach konkurencję.

- Powiem nieskromnie, że rozstawiliśmy wszystkich po kątach. Nasza 10-osobowa reprezentacja obstawiła łącznie sześć klas, w pięciu z nich byliśmy bezkonkurencyjni! Dlatego też szósty złoty medal – drużynowo zgarnęliśmy do Polski, a Mazurek Dąbrowskiego i biało-czerwona flaga, to najbardziej charakterystyczne elementy dekoracji Mistrzostw Świata w Sveg – zaznacza z dumą bełchatowski zawodnik.

Tytuły Mistrza Świata WSA wywalczyli także: Mateusz Surówka z zaprzęgiem 12 psów Syberian Husky, Mikołaj Włodarczyk w klasie 4-Dogs-1, czyli cztery psy Syberian Husky, Mikołaj Waśkowski w klasie 4-Dogs-2 na czterech psach grenlandzkich, Alicja Surówka w klasie 2-Dogs junior (dwa psy Syberian Husky).

W tej chwili Waldemar Stawowczyk Team kończy tegoroczny sezon. Pytany o jego podsumowanie nie kryje zadowolenia, z kilku startów, między innymi w Austrii, Niemczech, Czechach po raz kolejny przywiózł worek medali. Szwedzkie złoto go dopełniło, szkoda tylko, że jedno, a nie dwa.

- Dziś nic już nie zrobię, mogę tylko uderzyć się w pierś. Mistrzostwa wygrywa się nie tylko przygotowaniem fizycznym, ale i mentalnym. Mnie rozkojarzenie kosztowało jeden, bardzo cenny złoty medal, na szczęście został on w Polsce. Opowiadam o tym wszystkim dlatego, żeby unaocznić, że mushing to sport, który potrafi przynieść nieoczekiwane zwroty akcji. Jest piękny, ale podobnie jak inne dyscypliny sportu ma w sobie element dramatyzmu. Sporo osób, z czym jako maszerzy spotykamy się na co dzień traktuje tę dyscyplinę jako „bieganie z pieskiem”, a to nie tak... Proszę mi wierzyć, że na imprezach rangi mistrzowskiej towarzyszą nam emocje i sytuacje jakie oglądamy na innych największych arenach – czy piłkarskich czy siatkarskich czy lekkoatletycznych. Nasza dyscyplina nie odbiega od pozostałych, jest równie wymagająca, pod kątem wysiłku fizycznego i psychicznego, czasu poświęconego na treningi, logistyki. Mógłbym długo o tym opowiadać, ale dziś muszę odespać blisko 40-godzinną podróż i wygłaskać solidnie moje psy (śmiech) – kończy Waldemar Stawowczyk.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE