Z trąbkami i syrenami kilkuset strajkujących pracowników Betransu przemaszerowało pod siedzibę dyrekcji kopalni. Z wizytą udali się jednak nie do dyrektora KWB Bełchatów, ale do związkowców, którzy mają swoją siedzibę w tym samym budynku. Dlaczego? Protestujący mają pretensje do trzech organizacji związkowych, które podpisały porozumienie płacowe w spółce Betrans dosłownie na dwa dni przed planowanym rozpoczęciem strajku przez „Solidarność 80”.
Porozumienie, które zaakceptowały: kopalniana „Solidarność”, ZZPRC KWB Bełchatów oraz ZZ Górnictwa Węgla Brunatnego KWB Bełchatów, gwarantuje podwyżki średnio o kwotę 150 zł brutto na stawce osobistego zaszeregowania dla każdego pracownika. To znacznie mniej niż żądają strajkujący od poniedziałku pracownicy Betransu, którzy chcą średnio 320 zł brutto podwyżki, a także dodatków za pracę w odkrywce czy też większego stażowego. Strajkująca załoga, jak i organizująca protest KNSZZ „Solidarność 80” poczuli się zdradzeni.
- To był strzał w plecy, tak naprawdę nie zważali na to, że my podjęliśmy wysiłki w tej sprawie, a ponad 800 pracowników opowiedziało się za strajkiem w referendum. Te trzy związki nie oglądały się na to, że strajk jest zaplanowany i porozumienie podpisali. Nie konsultowali z nami tego w żaden sposób – mówi Cezary Stasiak, przewodniczący KNSZZ „Solidarność 80”. - Te związki nie działają na korzyść pracowników, a przychylają się bardziej ku zarządowi – dodaje.
Porozumienia płacowego nie podpisały też dwa inne związki kopalniane, które są w sporze zbiorowym w spółce Betrans. To MZZ „Odkrywka” i MK WZZ „Sierpień 80”. Związkowcy z tych organizacji również nie szczędzili gorzkich słów. Padły mocne epitety w stronę wspomnianych trzech kopalnianych organizacji, które nazwano „hienami związkowymi”. Zarzucono im, że wyszli przed szereg i w sobotę, która jest dniem wolnym od pracy, podpisali porozumienie przed innymi związkami, jak twierdzą, nie robiąc nic w tej sprawie.
- Przyjechali podpisać przed nami porozumienie by odtrąbić swój haniebny sukces, co miało spowodować zniechęcenie pracowników do ogłoszonego od poniedziałku strajk w spółce Betrans. Czy opłacało się Zarządzającym Spółką w świetle zbliżającego się strajku, kombinować by usatysfakcjonować tzw. hieny, które pojawiają się w momencie gdy czują padlinę, ryzykując zakończenie sporu zbiorowego? Czy Zarząd ceni bardziej pseudo związki zawodowe, niżeli swoich pracowników? - tak w mocnych słowach całą sprawę skomentował MZZ „Odkrywka” w KWB Bełchatów.
W poniedziałek, 29 marca, strajk w Betransie rozpoczął się jednak zgodnie z planem, bo organizująca protest „Solidarność 80” porozumienia podpisywać nie zamierzała. Według szacunków w akcji strajkowej bierze udział około 80 proc. załogi. Stanęły ciężarówki, a także „osinobusy” dowożące załogę do wkopu. Protestują także pracownicy spółki, wykonujący zadania na terenie kopalni, gdzie pracują jako operatorzy, kierowcy czy mechanicy. Według szacunków związkowców w strajku bierze udział około 600 osób.
Drugiego dnia strajku protestująca załoga zażądała wyjaśnień i ruszyła pod kopalniany „pentagon”. Atmosfera była bardzo nerwowa. Związkowcy próbowali wyjaśnić pracownikom swoją decyzję. Jak ją tłumaczą?
Ryszard Fryś, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w KWB Bełchatów stwierdził, że do podpisania dokumentu obligowało ich zawarte w 2014 porozumienie, które jasno wskazywało, że czas na parafowanie porozumienia płacowego w Betransie był do końca marca. Jego zdaniem na takie podwyżki pozwalała obecna sytuacja finansowa spółki. Odnosi się też do oskarżeń pracowników.
- To nie jest strzał w plecy, bo każdy z pracowników sam podjął decyzję o tym, czy weźmie udział w strajku. Gdybyśmy nie podpisali, to by zarzucano nam, że nie ma żadnych podwyżek. Zdajemy sobie sprawę, jak obecnie wygląda sytuacja finansowa spółki, niestety takie są realia – mówi Ryszard Fryś.
Dodaje też, że ze względu na trudną sytuację w energetyce, spółki zależne dostają coraz mniej zleceń od PGE, a to tylko utrudnia negocjacje, bo sytuacja finansowa jest trudna. Zaznacza też, że porozumienie zostawia furtkę to negocjacji o większe podwyżki w przyszłości.
- Może to nie są imponujące podwyżki, ale czas pokaże, kto miał rację. Nie mamy pewności, jak się skończy strajk i czy pracownicy uzyskają korzyści takie, jakich oczekują – mówi Ryszard Fryś.
Strajk w Betransie twa nadal. Załoga nie zamierza bowiem ustępować i chce walczyć o większe zarobki. Do akcji strajkowej przyłączają się kolejni pracownicy. We wtorek protest rozpoczął się również w oddziale Betransu w Bogatyni. Organizatorzy nie wykluczają, że strajk może potrwać nawet do… Wielkanocy.
- Pracownicy są zdeterminowani. Dopóki nie otrzymamy godziwych propozycji, to będziemy strajkować – mówi Cezary Stasiak.
Komentarze (0)