Łącznie 240 marketów i sieci dystrybucji sieci Kaufland na terenie całego kraju zamierza odwiedzić do końca lata związkowiec Wojciech Jendrusiak z Bełchatowa. Po Polsce będzie podróżował „związkobusem”, w którym spotyka się z pracownikami supermarketów. Związek zawodowy, któremu szefuje ogłosił referendum strajkowe w Kauflandzie.
- Przez najbliższe miesiące będziemy jeździć po całej Polsce i zbierać podpisy w sprawie strajku. Czeka nas wiele pracy – mówi Wojciech Jendrusiak, przewodniczący Międzyzakładowej Organizacji WZZ „Jedność pracownicza”.
Związkowcy walczą o 800 złotych podwyżki dla pracowników Kauflandu oraz zwiększenie liczby pracowników w marketach i centrach dystrybucji. Jak podkreślają, koszty życia wzrosły, a zaproponowane przez Kaufland podwyżki to „krok w tył” i w żaden sposób nie rekompensują powszechnie panującej drożyzny.
Skąd pomysł z referendum w wynajętym busie? Jendrusiak tłumaczy, że zmusiła ich do tego sytuacja z jaką zetknęli się podczas zbierania podpisów w Bydgoszczy przed centrum dystrybucyjnym Kauflandu.
- Mieliśmy nóż na gardle, bo Kaufland nie udostępnił nam żadnego pomieszczenia do przeprowadzenia referendum strajkowego, wymyśliliśmy,
że wynajmiemy busa i ustawimy się nim na parkingu – opowiada Wojciech Jendrusiak.
Wskazuje też na inne trudności, jakie robiła im znana niemiecka sieć. Jak twierdzi, władze Kauflandu zaproponowały też, aby związkowcy postawili sobie toi toi-a, blokowano też oddelegowanie z pracy członków zarządu związku do prowadzenia referendum, a także zabroniono wywieszania plakatów z komunikatem o referendum. Jak dodaje, to jest łamanie prawa poprzez uniemożliwianie działalności związkowej.
Związkowcy relacjonują, że podczas referendum spotykają się i rozmawiają z pracownikami. Wielu narzeka na przepracowanie, a kwota podwyżki zaproponowanej przez pracodawcę uznawana jest jako „uwłaczająca godności pracownika”.
- Pracownicy są oburzeni wynagrodzeniami także tym, że w czasie dużej zachorowalności nie ma zastępstw, są przepracowani i niedoceniani. Mamy dość, chcemy godnych wynagrodzeń w normalnych godzinach pracy. Tak patrząc na to wszystko nie mogę oprzeć się wrażeniu, że chyba żyjemy w różnych rzeczywistościach. My szeregowi pracownicy w swojej, a Zarząd Kauflandu w swojej – mówi Jolanta Żołnierczyk, wiceprzewodnicząca WZZ „Jedność pracownicza”.
Jak do zarzutów związkowców odnosi się pracodawca? Sieć Kaufland zapewnia, że w żaden sposób nie utrudniała zorganizowania referendum, a nawet wręcz przeciwnie… uczyniła wszystko, aby ułatwić jego organizację. Wyjaśniono też, że nie udostępniono pomieszczeń socjalnych na zorganizowanie referendum tylko i wyłącznie ze względu na konieczność przestrzegania zasad bezpieczeństwa związanych z sytuacją epidemiczną.
Sieć odniosła się również do braku zgody na oddelegowania pracowników do komisji działającej podczas referendum, tłumacząc to względami formalnymi.
- Organizatorzy nie spełnili przesłanek, które uprawniałyby ich do zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy z zachowaniem prawa do wynagrodzenia, jednak wychodząc im naprzeciw, zaproponowaliśmy dopasowanie grafików pracy w taki sposób, aby mogli wziąć udział w pracach komisji oraz przeprowadzić referendum – mówi Maja Szewczyk, dyrektor Działu Komunikacji Korporacyjnej Kaufland Polska.
Kaufland odniósł się także do problemów, jakie związkowcy zasygnalizowali podczas przeprowadzonego referendum w Bydgoszczy. Sieć stwierdziła, że zapewniono związkowcom ciepłe napoje i ogólnodostępną toaletę znajdująca się na parkingu. Według Kauflanda zarzuty o utrudnianie referendum są bezpodstawne i godzi w dobre imię pracodawcy, który szanuje prawa pracowników, w tym prawo do wolności zrzeszania się w związkach zawodowych.
Spółka poinformowała także , że wynagrodzenia pracowników w sieci Kaufland należą do jednych z najwyższych w branży handlu detalicznego. Od 1 marca br. pracownicy marketów mogą liczyć na wynagrodzenie w wysokości do 4,1 tys. zł brutto miesięcznie, podobnie jak pracownicy na stanowisku magazyniera, którzy dodatkowo otrzymują premię wydajnościową.
Sieć supermarketów tłumaczy też, że zdarzają się sytuacje, w których pracownikom mogą zostać zlecone nadgodziny, a wynika to z epidemii koronawirusa wpływającej na absencję załogi.
- Tego typu sytuacje są wcześniej uzgadniane z pracownikami, a każda przepracowana godzina jest rekompensowana czasem wolnym lub wynagrodzeniem pieniężnym. W razie konieczności prowadzimy również dodatkową rekrutację lub korzystamy z pracowników zewnętrznych – mówi Maja Szewczyk.
Komentarze (0)