reklama
reklama

Polityczna spowiedź Janowskiej po rozwodzie z PiS. "To była zemsta Macierewicza"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Polityczna spowiedź Janowskiej po rozwodzie z PiS. "To była zemsta Macierewicza" - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Krótko i na temat Rozmowa z Małgorzatą Janowską, byłą posłanką klubu Prawa i Sprawiedliwości, o powodach "politycznego rozwodu" z partią rządzącą, zmianie granic Kleszczowa, Złoczewie, a także sukcesach i porażkach kariery parlamentarzystki.
reklama

Wybory za pasem, a poseł Janowska w ostatniej chwili zmienia polityczne ugrupowanie. Dlaczego Prawo i Sprawiedliwość nie chciało pani na swoich listach?

Nie ukrywam, że sama byłam zaskoczona. Nie przez wszystkich parlamentarzystów z regionu jestem lubiana, ale miałam zapewnienia, że będę na liście. O decyzji kierownictwa PiS dowiedziałem się tuż przed zamknięciem list. To był szok, ale nie lubię się użalać nad sobą i szybko się otrząsnęłam i podjęłam decyzję, że będę startowała z innej listy w wyborach do Senatu. Dostałam propozycję kandydowania od ugrupowania Polska Jest Jedna. Zostało 36 godzin do końca terminu rejestracji list. I sobie tak powiedziałam w duchu: jak się uda zebrać 2 tysiące podpisów, to znaczy, że los chce, abym startowała. Udało się zebrać ponad 4 tysiące podpisów.

Ale czy PiS podał powód, dla którego panią skreślił?

Nie. Zadzwonił do mnie tylko szef mojej byłej partii – Adam Bielan i powiedział, że nie będzie mnie na liście. Nie dostałam odpowiedzi na pytanie dlaczego tak się stało. Wiem, że bardzo o to zabiegał Antoni Macierewicz, szef PiS w okręgu piotrkowskim.

Czyli jest wiele prawdy w tym, co mówią w kuluarach, że skreślenie z listy PiS to była zemsta Antoniego Macierewicza?

To prawda, moim zdaniem to była zemsta Macierewicza. Nigdy mnie nie lubił, bo nie byłam z jego frakcji. Chciałam coś zrobić dla regionu i może za bardzo się wychylałam. W takiej sytuacji dla lidera listy w okręgu, który mniej robi, jestem wtedy osobą niewygodną. I tak było w tym przypadku. Poróżniłam się z Antonim Macierewiczem o mój pomysł podziału gminy Kleszczów. Bardzo był zły, że wyszłam z taką inicjatywą, ale nie o sam pomysł chodziło, tylko dlatego, że ja to zrobiłam, a nie on. W pierwszej chwili kazał mi się wycofać z tego. Odmówiłam. I w tym momencie trafiłam na jego „czarną listę”. To był pierwszy taki moment.

Może PiS nie chciał niepokornej Janowskiej w swoich szeregach przed kolejnymi wyborami?

Taką narrację przekazywał Antoni Macierewicz prezesowi Kaczyńskiemu, że nie wiadomo jak się zachowam po wyborach. Ale marszałek senior nie był jedynym, który torpedował moje miejsce na liście podczas obrad komitetu politycznego. Drugą osobą był minister aktywów państwowych – Jacek Sasin, ze względu na to, że miał inny pomysł na Bełchatów. Chciał przenieść siedzibę planowanej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (miała powstać na bazie koncernu PGE GiEK) z Bełchatowa do Katowic. Zrobiłam o to wielki raban i z pewnością naraziłam się niektórym osobom. Podobnie było w przypadku cięć w kopalni i elektrowni. Ja się temu sprzeciwiałam.

Latem ubiegłego roku wraz z dwoma posłami opuściła pani klub PiS. Jednak za namową prezesa Kaczyńskiego doszło do powrotu. Nie żałuje pani teraz tej decyzji? Może przysłowie, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, w tym przypadku się jednak sprawdziło?

Niektórzy mówią, że brak na liście to zemsta Kaczyńskiego za nielojalność i chwilowe opuszczenie szeregów partii rządzącej. To jednak nie do końca prawda. Wyszłam z klubu PiS z Arkiem Czartoryskim i Zbigniewem Giżyńskim, którzy w tych wyborach z list PiS startują. Wiedząc, co się wtedy w Bełchatowie działo, postawiłam sprawę na ostrzu noża. Ówczesna prezes PGE GiEK zwalniała pracowników, atmosfera była fatalna, przychodzili co chwilę ludzie z płaczem, że tracą pracę. Byłam zdesperowana prosząc o pomoc Kaczyńskiego, Sasina czy Terleckiego, aby coś zrobili w sprawie Bełchatowa i tego co się działo w PGE GiEK. Miała być spalarnia śmieci i żadnych inwestycji w energetykę w naszym regionie. Podjęłam decyzję, że jeśli Bełchatów ma iść na dno, to nie chciałam w czymś takim uczestniczyć. Byłam zdesperowana. Nie chciałam brać za to odpowiedzialności. Wówczas rozdzwoniły się telefony. Powiedziałam, że usiądę do stołu pod jednym warunkiem…

Odwołania ówczesnej prezes koncernu PGE GiEK, która wkrótce straciła swoje stanowisko…

Nie chciałabym do tego już wracać. Powiem tylko, że walczyłam o spółkę, aby były inwestycje w energetykę i ludzie mogli normalnie pracować. Drugim warunkiem była zmiana granicy pomiędzy gminami Kleszczów i Bełchatów. Moim zdaniem, to była najbardziej sprawiedliwa forma funkcjonowania samorządów.

Wkrótce została pani też dyrektorem ekonomicznym w elektrowni. Dziś po „rozwodzie” z PiS chodzą słuchy, że ze stanowiskiem poseł Janowska już się pożegnała. Jak jest naprawdę?

Nie ukrywam, że obecnie, aby prowadzić kampanię wyborczą, zostałam posłem zawodowym, a w elektrowni jestem na urlopie bezpłatnym. Skupiam się obecnie na posłowaniu i kandydowaniu. Jeśli zostanę senatorem, to nie będę mogła wrócić do pracy, ponieważ od nowej kadencji obowiązuje ustawa, która zakazuje parlamentarzystom pracy w spółkach Skarbu Państwa. Jeśli wyborcy zdecydują inaczej, to wracam do pracy na to samo stanowisko. Chcę podkreślić, że startuję do Senatu nie dlatego, żeby sobie zrobić dobrze, bo boję się, że stracę pracę, ale chodzi mi o Bełchatów i jego przyszłość.

Górnicy długo nie zapomną partii rządzącej obiecywanego latami Złoczewa. Poseł Janowska też będzie z tym kojarzona przez zespół parlamentarny ds. Złoczewa, którego była Pani przewodniczącą. Złośliwi przypominają, że zespół odbył… jedno spotkanie.

To, że nie było spotkań, to wcale nie znaczyło, że nic nie robiłam w tej sprawie. Na zespole każdy mógł się wypowiedzieć, także przeciwnicy np. Greenpeace. Tak więc sprowadzało się to jednej wielkiej awantury, z której za wiele nie wynikało. Jeśli chodzi o Złoczew, to nadal uważam, że ta inwestycja powinna powstać. W energetyce nie mamy paliwa przejściowego, węgla dla energetyki konwencjonalnej mamy jeszcze na kilka lat, a do tego czasu elektrownia jądrowa przecież nie powstanie. Opieranie energetyki na fotowoltaice czy wiatrakach to też nie jest dobry pomysł, bo nie mamy w Polsce ani tak dużo wiatru, ani słońca, aby produkować tyle prądu. Jak węgiel się skończy, to prąd trzeba będzie kupować z zagranicy, a nie możemy uzależnić się przecież od Niemiec czy Francji. Państwo, które nie ma własnej energii, jest niewolnikiem. Jeżeli mamy brunatne złoto w ziemi, to trzeba je wykorzystać. Prawo i Sprawiedliwość w ostatnich latach odwróciło się od węgla, a ja na to się nie zgadzam. Musimy być bezpieczni energetycznie mieć własną energię.

Po zmianie granic w gminie Bełchatów zdobędzie pewnie pani sporo głosów, w Kleszczowie już raczej niekoniecznie. Niektórzy żartują, że w związku z problemami w okolicach Dębiny i odmową Kleszczowa oddania obwodnicy pod prace górnicze, poseł Janowska powinna dokonać kolejnego „rozbioru Kleszczowa” i wydzielić tereny koło wysadu solnego w Dębinie…

W ostatnich wyborach w Kleszczowie dostałam dwa głosy. Nie wiem, kto to zagłosował, ale w Kleszczowie pewnie chcieliby wiedzieć kto to taki. A tak całkiem serio, to w przypadku Dębiny, to pomysł wydobycia węgla w tym miejscu jest zatwierdzony od dawna. Zawarto porozumienie, dzięki któremu miała powstać zastępcza droga przez wkop. Po zmianie granic wójt gminy Kleszczów chciał zrobić na złość i wycofał się z tego. Chcę powiedzieć, że on nie robi mi na złość czy PGE, ale mieszkańcom Kleszczowa, bo dzięki nowej drodze dużo szybciej dojeżdżaliby do Bełchatowa czy do pracy w kopalni i elektrowni. Jeśli wydobycie skończy się wcześniej, to szybciej skończy się praca, w tym dla mieszkańców Kleszczowa i okolic, a gmina dostanie mniej pieniędzy z podatków od wydobycia węgla. Więc komu wójt robi na złość?

W Kleszczowie chyba długo nie zapomną pani zmiany granic i obcięcia budżetu Kleszczowa o miliony z PGE…

Naprawdę nie stała im się krzywda po zmianie granic. Gmina Kleszczów nadal jest najbogatszą w Polsce i nadal ma duże pieniądze. Na kontach gminy mają 1,5 miliarda złotych oszczędności, to jest tyle, co 40-letni budżet gminy Kluki. Oni mają takie pieniądze na kontach, że mogą nadal inwestować i funkcjonować jako gmina.

Ma pani za sobą dwie kadencje jako parlamentarzystka. Co było sukcesem, a co porażką?

Zadrą w sercu na pewno jest moja historia z GKS. Tuż przed poprzednimi wyborami PGE miało przekazać pieniądze na klub, a później okazało się, że jeden z konkurentów politycznych zablokował swoimi działaniami przekazanie środków. Ostrzegano mnie, aby nie zajmować się GKS-em, ale ja wybłagałam te pieniądze u prezesa Baranowskiego z PGE, bo tylu kibiców do mnie przychodziło prosząc o działanie. Żałuję, że wyszłam wtedy na słynną konferencję w sprawie GKS-u, bo może konkurenci przed wyborami by tego nie zablokowali. Dziś bym tego nie zrobiła, wolę pracować po cichu. Koniec końców GKS udało się wyciągnąć, bo upadłość, choć była rozwiązaniem kontrowersyjnym, to jednak uzdrowiła sytuację i klub pnie się w górę w rozgrywkach, na mecz przychodzi coraz więcej kibiców.

Wielu kibiców GKS-u Bełchatów będzie jednak pani wypominało konferencję i kojarzyło panią z kłopotami klubu?

Ale to przecież nie poseł Janowska przez lata narobiła długów w klubie. Mam wrażenie, że kibice, którzy mnie przeklinają, nie mają wiedzy o kulisach tego wszystkiego, a może nie chcą wiedzieć i słuchać. Natomiast szefowie klubu kibica, wiedzą jak to wyglądało. Bez ich pomocy nie dałoby się wyprostować tego wszystkiego i za to im dziękuję, bo gdyby był hałas i protesty kibiców, to byłoby o wiele trudniej. Jedni traktują to jako porażkę, ale ten dług nie powstał przeze mnie, przez wiele lat były zaniedbania. Przeprowadziłam wiele rozmów, próbowałam ratować klub. Historia z GKS to sprawa, która się za mną ciągnie. Ale zawsze uważam, że błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi.

No dobrze, a sukces, którym chce się pochwalić posłanka Janowska?

Na pewno bardzo się cieszę, że udało się doprowadzić do zmiany granic z gminą Kleszczów. Lata zapóźnień może pokonać gmina Bełchatów, a także sąsiednie gminy. Dzięki tym pieniądzom budowane są drogi, kanalizacja, szkoły, sale gimnastyczne. Cieszę się, że z tych podatków od PGE w końcu mogą korzystać wszyscy.

W wyścigu do Senatu rywalizować będzie pani z Wiesławem Dobkowskim, dawnym kolegą z PiS, wieloletnim senatorem z Bełchatowa. Spośród pięciu kandydatów w naszym okręgu aż czterech jest z Bełchatowa.

Na pewno mój elektorat jest ten sam, co senatora Dobkowskiego, bo jesteśmy prawicowi. Od wielu osób jednak słyszałam, że jeśli byłabym na liście PiS, to by na mnie zagłosowali. Jeśli jednak mnie tam nie ma, to nie będą głosować na PiS. To oznacza, że mam swój własny elektorat. Bardzo szanuję senatora, ale uważam, że do Senatu powinna dostać się osoba, która będzie walczyła o ten region. Bardzo bym chciała, aby był to ktoś, kto będzie coś chciał zrobić dla Bełchatowa. Nawet jeśli nie będą to ja, to bardzo proszę zwycięzcę, aby walczył o przyszłość tego miasta, którego losy rozstrzygną się w najbliższych latach.

Dziękuję za rozmowę. 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama