Od początku było wiadomo, że w wyścigu o elektrownię atomową Bełchatów nie ma wielkich szans na stanie się pierwszym wyborem, który przez ekspertów był wskazywany na Pomorzu, gdzie przygotowania do tej inwestycji były najbardziej zaawansowane. Ostatnie decyzje rządu takie przewidywania jedynie potwierdziły. Jako pierwsze miejsce, w którym ma być wytwarzany prąd z atomu, wskazano tereny na północy pomiędzy Lubiatowem a Kopalinem. W trakcie ostatniego posiedzenia Rady Ministrów zatwierdzono, że pierwszą siłownię jądrową w Polsce wybuduje amerykański koncern Westinghouse. Szacowany koszt projektu jądrowego to ok. 20 miliardów dolarów czyli ok. 90-100 mld zł. To mniej więcej dwa razy tyle, ile rocznie pochłania program 500 plus.
Podjęta przez Radę Ministrów uchwała w sprawie budowy wielkoskalowych elektrowni jądrowych w RP, nie tylko wskazuje wybór technologii i wykonawcę pierwszej takiej siłowni w Polsce, ale ma też być podstawą do realizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowej, który zakłada od 6 do 9 gigawatów zainstalowanej mocy jądrowej. Zgodnie z programem oddanie pierwszego bloku jądrowego w Polsce powinno nastąpić do 2033 r.
Warto przypomnieć, że program wskazuje w sumie cztery potencjalne lokalizacje na terenie kraju dla tego typu inwestycji. Pewniak, czyli Lubiatowo-Kopalino został już wytypowany. W grze pozostawały jeszcze Choczewo, Pątnów i… Bełchatów. Wiele wskazywało, że duże szanse na drugą lokalizację ma Bełchatów. O tym, że w w naszym regionie stanie elektrownia atomowa, zapewniał podczas wizyty w Bełchatowie w grudniu 2020 r. Antoni Macierewicz, który podał nawet datę otwarcia siłowni. Prąd miała produkować w 2043 r.
PGE wybrało Pątnów
Wydawało się, że PGE, które ma swoje aktywa w Bełchatowie, może pomóc w wyborze bełchatowskiej lokalizacji. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. W ostatnich dniach ogłoszono, że druga instalacja jądrowa ma szansę powstać jednak w Pątnowie, a wybudować ją mają Koreańczycy. List intencyjny w sprawie planu rozwoju elektrowni jądrowej w tej lokalizacji podpisały dwie polskie firmy energetyczne i jedna koreańska: ZE PAK Zbigniewa Solorza i PGE Polska Grupa Energetyczna (spółka z udziałem Skarbu Państwa) oraz Korea Hydro & Nuclear Power (KNHP). W uroczystym zawarciu porozumienia wzięli też udział polski wicepremier i Minister Aktywów Państwowych oraz Minister Handlu, Przemysłu i Energii Korei Południowej, którzy w podpisanym dokumencie zadeklarowali, że dołożą wszelkich starań mających na celu wsparcie dla projektu energetyki jądrowej w Pątnowie oraz zacieśnią współpracę w zakresie niezbędnej wymiany informacji.
- Naszym celem jest dostarczanie Polakom taniej i czystej energii. Bez wątpienia energetyka jądrowa jest jej źródłem - powiedział Zygmunt Solorz, przewodniczący Rady Nadzorczej i główny akcjonariusz ZE PAK.
Dodał jednocześnie, że lokalizacja w Pątnowie wydaje się być idealna do realizacji projektu energii atomowej. Zapewnił też, że ZE PAK posiada niezbędną infrastrukturę i doświadczenie do nowych wyzwań.
O tym, że inwestowanie w energetykę jądrową jest konieczne, aby w przyszłości zastąpić tą opartą na węglu, przekonywał prezes PGE.
- Polska musi inwestować w wielkoskalową energetykę jądrową, aby w przyszłości zastąpić energetykę konwencjonalną opartą na węglu. Wspólnie z inwestycjami w OZE będzie to podstawa naszego bezpieczeństwa energetycznego. Ma to szczególne znaczenie z uwagi na światowy kryzys energetyczny i ograniczenia na rynku paliw kopalnych wywołane przez inwazję Rosji na Ukrainę – powiedział Wojciech Dąbrowski, prezes PGE.
„To wyrok śmierci dla Bełchatowa”
Wieści o inwestycji PGE w Pątnowie z dużym zawodem przyjęli orędownicy atomówki w Bełchatowie. Chociaż uczciwie trzeba przyznać, że wielu mieszkańców w zapowiedzi budowy siłowni jądrowej w miejsce obecnej elektrowni powątpiewało. Nie da się jednak ukryć, że atom po wyczerpaniu się złóż węgla, byłby nie najgorszą opcją. O takiej perspektywie wielokrotnie mówiło się również w samym PGE. Nie powinno więc dziwić, że decyzję o koreańskiej inwestycji w Pątnowie, dla bełchatowskich samorządowców była trudna do przełknięcia, co rządzącym w mieście czy powiecie od razu wytknęła opozycja.Radni z „EBE wspólnie dla powiatu” napisali wprost, że jest to wyrok śmierci w sprawie Bełchatowa. Co to oznacza dla przyszłości Bełchatowa, któremu już za ok. 10 lat skończą się złoża węgla?
- Oznacza to, nie mniej, nie więcej, że wszyscy, łącznie z PGE wycofują się z Bełchatowa. PGE zamiast inwestować w Bełchatowie zainwestuje w Koninie! Aktualne plany inwestycyjne wobec regionu są takie, że nie powstanie tutaj nawet spalarnia odpadów. Smutna ta rzeczywistość, ale z całą szczerością trzeba tu przyznać - zapracowaliśmy sobie na nią. A przynajmniej zapracowały na nią nasze "elity" – podsumowali radni w mediach społecznościowych.
O szanse Bełchatowa na elektrownię atomową i działania w tej sprawie zapytaliśmy lokalnych parlamentarzystów.
- Powstanie elektrowni atomowej byłoby naturalnym ruchem, przedłużającym bicie energetycznego serca Polski, czyli Bełchatowa. Posiadamy tutaj całą infrastrukturę energetyczną, dlatego będę walczyć o nasz region. Oczywiście atom w kontekście naszej lokalizacji to melodia przyszłości, gdyż wciąż funkcjonują tutaj dwa potężne podmioty - kopalnia i elektrownia - ale trzeba już teraz zabezpieczyć przyszłość miasta i mieszkańców. Bełchatów jest brany pod uwagę, jako trzecia lokalizacja, dlatego jestem dobrej myśli – mówi Małgorzata Janowska, posłanka PiS.
Jak dodaje, w sprawie atomu w bełchatowskiej lokalizacji będzie rozmawiać m.in. z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, premierem Morawieckim oraz ministrem Jackiem Sasinem.
Senator Wiesław Dobkowski z PiS wybór Pątnowa przed Bełchatowem tłumaczy tym, że w tej lokalizacji węgiel już się skończył, a w naszym regionie będzie wydobywany jeszcze przez co najmniej dziesięć lat.
- Jeśliby spojrzeć na to bez emocji i na chłodno, to oni posiadają linie przesyłowe i zakończono wydobycie. Jest tam też chyba więcej jezior, które dają możliwości chłodzenia reaktora. Po analizie wybrano tamten region, ale z tego co mi wiadomo, brana pod uwagę jest jeszcze trzecia lokalizacja. Liczę na to, że wtedy wybór padnie na Bełchatów – uważa Wiesław Dobkowski.
Premier wskazuje na Bełchatów?
Czy tak jest faktycznie? Okazuje się, że Kopalino-Lubiatowo oraz Pątnów to niejedyne lokalizacje, jakie rząd zamierza wykorzystać. Tak przynajmniej twierdzi premier Mateusz Morawiecki, który podczas ostatniej konferencji prasowej oznajmił, że w planach jest jeszcze jedna elektrownia atomowa.
- Jednocześnie chcę zasygnalizować naszą gotowość do trzeciego projektu w Polsce centralnej, którego dokładna lokalizacja zostanie wybrana w najbliższych miesiącach, kwartałach. Ale widzimy, jak najbardziej przestrzeń dla tych trzech dużych projektów tradycyjnej energetyki jądrowej – powiedział Mateusz Morawiecki.
Wątpliwości co do tego, że w tym przypadku chodzi o Bełchatów nie ma natomiast Jacek Kaczorowski, w przeszłości wieloletni prezes kopalni Bełchatów i były prezes PGE GiEK, który przypomina, że w 2012 roku jako szef koncernu, zgłosił bełchatowską lokalizację dla atomu do planu zagospodarowania przestrzennego województwa łódzkiego.
- Skoro Lubiatowo-Kopalino wskazano jako pierwszą lokalizację, a dawny obszar PAK-u jako drugą, to naturalne jest, że trzeciej w kolejności powinien być Bełchatów, ale pewne warunki muszą być spełnione – mówi Jacek Kaczorowski.
Były szef PGE GiEK wskazuje, że sprawa jest nieco bardziej złożona, bo dla bełchatowskiej lokalizacji nie przeprowadzono dotąd żadnych badań środowiskowych i geologicznych, które są niezbędne w przypadku lokalizacji energetyki jądrowej. Tym bardziej w sytuacji wstrząsów sejsmicznych, jakie miały miejsce w okolicach KWB Bełchatów, które w przeszłości dochodziły nawet do 4,7 stopni w skali Richtera. Jak zaznacza, w takim przypadku, ważne jest też przeprowadzenie konsultacji społecznych.
Kaczorowski całe zamieszanie wokół elektrowni atomowych nazywa projektem politycznym.
- To ewidentna gra na przykrycie problemów z jakimi boryka się polska gospodarka np. inflacji czy problemów z dostępnością węgla, etc… - mówi Jacek Kaczorowski.
Uważa też, że obecne projekty związane z energetyką jądrową mogą jeszcze ewoluować.
- Nie ma co się przyzwyczajać do tego, bo od pomysłu do przemysłu jest daleka droga. Na realizację samego projektu jądrowego potrzeba około 10 lat pod warunkiem uprzedniego przeprowadzenia wymaganych badań – mówi Jacek Kaczorowski.
Tekst powstał przy wsparciu The German Marshall Fund of the United States.
Komentarze (0)