To była środa, 18 marca 1942 roku. Ogromna szubienica, na której miało się zmieścić dziesięciu skazanych Żydów, postawiona została na placu Narutowicza 34 w czasie okupacji nazwanym Friesenplatz. Dziś w tym miejscu stoi bełchatowski urząd miasta. Ta publiczna egzekucja określana jest przez historyków jako jeden z najtragiczniejszych i najbardziej przerażających w historii Belchatowa.
Powieszenie Żydów odbyło się na rozkaz Gestapo z komendatury w Łasku. Taki los miał spotkać nie tylko mieszkańców Bełchatowa, ale też innych miejscowości. W każdej życie miało stracić 10 osób narodowości żydowskiej. Początkowo aresztowano 16 Żydów z Bełchatowa, jednak Niemcy dali możliwość wykupienia sześciu osób. Ostatecznie złożono wykup zebrany od rodzin aresztowanych. Było to 15 tys. marek, 16 kilogramów srebra i kilogram złota. Burmistrz i komisarz miasta – Josef Tramler zaproponował też, że pozostałe 10 aresztowanych osób mogą wymienić na osoby chore psychiczne i kalekie. Na to jednak nie zgodziła się żydowska Rada Starszych.
Ze szczegółami to dramatyczne wydarzenie, cytując relacje świadków egzekucji, zebrał i udokumentował Witold Selerowicz w książce pt. „Miasto i ludzie. Zagłada bełchatowskich Żydów”. Jak opisuje, do przyglądania się egzekucji zmuszono wiele osób, przede wszystkim Żydów, których zbiórkę zarządzono na placu koło synagogi. Rozkazano, aby zebrali się wszyscy Żydzi prócz chorych, starców powyżej 60 lat i dzieci.
- Właściwą egzekucję poprzedziło przyprowadzenie aresztowanych wcześniej Żydów z aresztu, który mieścił się na Schlageterstrasse (przed i po wojnie ul. S. Okrzei). Więźniów prowadzono najpierw ulicą Okrzei, potem Kwiatową, następnie niezabudowanym przejściem do ulicy Ewangelickiej i dalej do synagogi – opisuje w swojej książce Witold Selerowicz.
Jak relacjonują w książce świadkowie tamtych wydarzeń, każdemu z 16 prowadzonych związano ręce z tyłu, związano ich też za pomocą długiego sznura, aby nikt nie mógł uciec. Zaprowadzono wszystkich do synagogi, gdzie nastąpiła selekcja. Z kartki wyczytano tych, którzy mieli zawisnąć na szubienicy. Pozostali, za których złożono wykup, zostali odesłani do aresztu.
W środę, 18 marca 1942 na placu w centrum miasta zebrali się zarówno Żydzi, którym nakazano obserwować z bliska egzekucję, a także Polacy i Niemcy. Tuż po godz. 10 rozpoczął się przemarsz skazanych na powieszenie od synagogi do miejsca, w którym została ustawiona szubienica czyli w okolicach dzisiejszego Placu Narutowicza. Egzekucję wyznaczono na godz. 11. Jednak odbyła się ona z opóźnieniem, bo czekano na przyjazd Gestapo z Pabianic.
Jak opisuje Witold Selerowicz w swojej książce, po wejściu skazańców na pomost szubienicy prezes komitetu Żydowskiego Topolewicz odczytał pismo informujące o powodach egzekucji. Żydzi zostali oskarżeni o „machinacje pieniężne, przemyt oraz podwyższania cen artykułów żywnościowych”. Hisotoryk przytacza relacje naocznych świadków tych dramatycznych wydarzeń.
- Z szeregu skazańców wychodzi najmłodszy Wolfowicz i śmiałym krokiem wchodzi na pomost, za nim Taube rosły, ładny mężczyzna, człowiek, który nawet przekleństwa się bał (...) nie chcąc wywołać żadnego rozruchu, żeby uniknąć ofiar. Za tymi dwoma trzeci, czwarty aż ostatni wszedł trwało kilka minut, które dla nas były wiecznością. Każdy ze skazanych stanął po kolei przy pętli, którą policjant po wejściu wszystkich zaczął im zakładać. Każdą nową scenę uwieczniono na kliszy – tak zapamiętał to dramatyczne zdarzenie Moniek Kaufman, cytowany w książce Witolda Selerowicza.
Inny ze świadków tego zdarzenia zapamiętał, że najmłodszy ze skazanych Breitberg Mojsze „dumnie podniósł głowę i energicznie podszedł na ostatni stopień szubienicy”. Miał głośno krzyknąć w stronę zgromadzonej ludności żydowskiej: „Pamiętajcie, żeby wziąć odwet”.
- Za nimi idą następni, którym Awrum Alter nakładał sznury na szyje. Po krótki rozkazie Gestapowca cała dziesiątka wisi. Głęboka cisza ogarnęła szeregi żydowskie. Nikt nie krzyczał a jednak każdy współczuł głęboko – tak wspominał to wydarzenie Chiel Marczak, którego historyczną relację znalezioną w Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, przytoczono w książce pt. „Miasto i ludzie. Zagłada bełchatowskich Żydów”.
Śmierć powieszonych stwierdził lekarz. Na szubienicy wisieli jeszcze przez wiele godzin. Niemcy zrobili to celowo, aby jeszcze mocniej nastraszyć mieszkańców i przestrzec przed jakimkolwiek oporem. Później zostali przewiezieni wózkami na cmentarz. Szubienica została rozebrana, ale posłużyła jeszcze Niemcom do kolejnej egzekucji w pobliskim Zelowie, gdzie również powieszono 10 Żydów.
Do dziś zachowały się cztery oryginalne zdjęcia zrobione podczas egzekucji w Bełchatowie. Są one dostępne w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie. Wciąż nierozwiązaną zagadką jest to, w jaki sposób tam trafiły…
Według historyków marcowe egzekucje Żydów były zapowiedzią tego co miało się wkrótce wydarzyć – masowych wywozów do obozów zagłady. Tak stało się również w Bełchatowie. W 1942 roku w bełchatowskim getcie mieszkało ponad 5000 Żydów. Niemcy zaczęli je likwidować wywożąc jego mieszkańców do obozów zagłady w Kulmhof w Chełmnie nad Nerem, Bełżcu, obozu w Szebniach, a także do getta w Łodzi. W sierpniu 1942 roku getto w Bełchatowie przestało oficjanie istnieć...
Komentarze (0)