Początek zimy 1981 roku wielu mieszkańców Bełchatowa pamięta do dziś. To była mroźna niedziela, 13 grudnia. Z ekranów telewizorów Wojciech Jaruzelski oświadczył, że o północy na obszarze całego kraju wprowadzono stan wojenny. Władzę przejęła Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Na ulicach pojawiły się „milicyjne nyski” i żołnierze. Telefony milczały. Została wprowadzona godzina policyjna.
- To był wielki strach i niepewność tego, co przyniesie kolejny dzień – wspomina pani Marianna, mieszkanka Bełchatowa.
Niezwykle napięta atmosfera panowała również w dwóch największych bełchatowskich zakładach: kopalni i elektrowni, gdzie również działały organizacje związkowe. Warto przypomnieć, że w 1981 roku wciąż trwała budowa tego wielkiego kombinatu. Dla władz PZPR inwestycja miała strategiczne znaczenie, dlatego już w grudniu 1981 roku nie było wątpliwości, co do celu wizyty generała Wojciecha Jaruzelskiego, którą złożył w kopalni zaledwie kilka tygodni wcześniej – 25 listopada. To wówczas miał dość nieopacznie powiedzieć jedno zdanie: „My Bełchatowa nie zatrzymamy”. Świadkowie tej wizyty nie mieli później wątpliwości, że słowa te odnosiły się nie tylko do sytuacji gospodarczej kraju i kłopotów z dostawami na budowę tych zakładów, ale również planowanego stanu wojennego. Budowa kopalni i elektrowni nawet w tak trudnym czasie miała być kontynuowana.
Wraz z ogłoszeniem stanu wojennego, również w Bełchatowie rozpoczęły się represje wobec działaczy „Solidarności”. Okazuje się, że pierwszych związkowców do internowania wytypowano już znacznie wcześniej.
- Kopalnia i elektrownia generowały dosyć mocno różne napięcia już przed ogłoszeniem stanu wojennego. Zawiązały się tam mocne struktury „Solidarności”. Już w 1980 roku przygotowano pierwsze listy do internowania, na których znaleźli się też działacze z Bełchatowa – wspomina Marek Jasiński, historyk i współautor publikacji na temat stanu wojennego w Bełchatowie.
Siedziby lokalnych struktur „Solidarności” były zajmowane jeszcze przed północą 12 grudnia. Pierwszy z opozycjonistów został zatrzymany Stefan Borysewicz, cieszący się autorytetem wśród działaczy związkowych na terenie kopalni i elektrowni. Funkcjonariusze SB i MO zapukali do jego mieszkania już po północy. Akcją „Wrzos” zostało objętych w sumie pięć osób z regonu Bełchatowa. Prócz Borysewicza, także Stanisław Piskorski, Stanisław Sadurski, Bogdan Zakrzewski oraz Stanisław Knaś – lider „Solidarności” w kopalni.
Co ciekawe, niepowodzeniem zakończyła się próba zatrzymania i internowania tego ostatniego. Przeszkodzili w tym... mieszkańcy osiedla Dolnośląskiego. Milicyjny radiowóz zatrzymał się przed dzisiejszym blokiem 137. Do aresztowania związkowca jednak nie doszło. Wokół milicjantów zebrał się tłum, który uniemożliwił przeprowadzenie zatrzymania. Z relacji świadków tamtych zdarzeń wynika, że mieszkańcy przewrócili jedną z milicyjnych „nysek”, w której rozbito też szyby. Działacz „Solidarności” uciekł przed SB i przez kolejne dni ukrywał się. Postanowił zjawić się w pracy dopiero 16 grudnia i wówczas został internowany.
Kolejnych blisko dwudziestu członków „Solidarności” z regionu Bełchatowa w ramach tzw. akcji „KLON” zostało zabranych na przesłuchanie. Dla tych osób zaplanowano rozmowy „edukacyjne”, które polegały głównie na zastraszaniu i groźbach.
Tak było w przypadku Edwarda Olszewskiego, pierwszego prezydenta Bełchatowa po 1989 roku, a w latach 80-tych działacza „Solidarności”. Milicja dobijała się do drzwi jego mieszkania wczesnym rankiem 13 grudnia. Wówczas był nauczycielem wychowania-fizycznego w Szkole Podstawowej nr 1.
- Spodziewałem się tej wizyty, bo ostrzegła mnie koleżanka nauczycielka, której mąż należał do ORMO. Zdążyłem się ubrać i milicja już pukała do drzwi. Zabrano mnie na komendę – wspomina Edward Olszewski, członek Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym.
Jak dodaje, po pierwszych dniach szoku, jaki wywołał stan wojenny, ludzie w Bełchatowie zaczęli się organizować. Spotkania odbywały się w kaplicy parafii pw. Św. Stanisława Biskupa, której proboszczem był nieżyjący już ks. prałat Aleksander Łęgocki
- Organizacji struktur podziemnych podjął się bardzo młody chłopak, którego wcześniej nie znałem. Był to Zbyszek Matyśkiewicz, który w kopalnianej „Solidarności” działa do dnia dzisiejszego– wspomina Edward Olszewski.
To wówczas zaproponowano, aby wydawać własne pismo, które będzie informowało o sytuacji w czasie stanu wojennego. Redagowania biuletynu o nazwie „Solidarność wojenna” podjął się Ryszard Wyczachowski, a jego kolportażu właśnie Zbigniew Matyśkiewicz.
SB jednak nie próżnowało i wciąż inwigilowało uczestników spotkań. W kwietniu 1982 roku zatrzymano kilkadziesiąt osób. Zapadły wyroki skazujące. Do więzienia trafili Matyśkiewicz i Wyczachowski, z którego wyszli dopiero kilkanaście miesięcy później.
Komentarze (0)