"Czekoladowy autobus" przyjechał na warsztaty do Szkoły Podstawowej nr 13 na osiedlu Przytorze. Początkowo korzystali z niego uczniowie bełchatowskiej szkoły, przyrządzając w środku przysmaki z czekolady. Szkolna Rada Rodziców, gdy dowiedziała się, że na Słoku przebywają dzieci z ogarniętej wojną Ukrainy, wpadła na pomysł, aby autobus zawitał także i tam.
- To był odruch serca, aby tym maluszkom dać trochę radości w tym trudnym czasie - mówi Sylwia Bartosik z Rady Rodziców SP 13 w Bełchatowie.
Na pomysł chętnie przystał również organizator warsztatów. Okazało się, że ma ukraińskie korzenie i świetnie mówi w języku naszych wschodnich sąsiadów. Często odwiedzał Ukrainę w przeszłości, jak przyznaje także w 2014 roku, gdy doszło do wybuchu wojny o Donbas, gdy jeździł z pomocą humanitarną na wschód.
- Co to się teraz wydarzyło jest dla mnie nie do wyobrażenia, po prostu serce pęka. Człowiek, jak ogląda te wiadomości, to zastanawia się, aby pomóc. Akcja powstała spontanicznie. Pomyśleliśmy, aby ten promyk radości za pomocą czekolady wysłać do dzieci - mówi Jerzy Semeniuk.
Jednak, jak przyznaje, na początku nie było łatwo, bo gdy przyjechali do hotelu na Słoku, większość z dzieci siedziała w pokojach.
- Pochodziliśmy po hotelu, pukaliśmy do drzwi i po rozmowach udało się namówić dzieci na warsztaty - mówi pan Jurek.
Przyznaje, że po wielu osobach, które tam spotkał na miejscu, wciąż widać, że mają za sobą trudne i traumatyczne przeżycia. Drzwi hotelowych pokoi najczęściej były pozamykane. Ludzie są zlęknieni i pełni obaw. Podobnie jest w przypadku dzieci.
- Była sytuacja, że podczas warsztatów spadło coś na ziemię i widziałem, że jedno z dzieci młodszych aż się skuliło i chciało schować pod stół. Z biegiem czasu było coraz lepiej i nawet pojawiły się uśmiechy na twarzach dzieci. Czekolada przełamuje bariery i jest dobra na wszystko. Niektóre z dzieci mówiły, że zrobią zdjęcie i wyślą zdjęcie dla taty, który został na Ukrainie - mówi Jerzy Semeniuk.
Komentarze (0)