Podczas sesji rady powiatu, która odbyła się w środę (29 marca), część obrad została poświęcona na omówienie tematu przemocy, do której dochodzi między uczniami bełchatowskich szkół. Przypomnijmy. Pod koniec lutego między uczniami przesyłane było wideo, na którym grupa młodych osób kazała swojemu rówieśnikowi klęczeć i przepraszać, następnie jeden z prześladowców uderzył 16-latka w twarz. Kolejna osoba strzepnęła na niego popiół z papierosa. Sprawa trafiła na policję, jednak krótko po tym do sieci wypłynęło kolejne wideo. Tym razem do przemocy doszło przed ZSP nr 1. Również na tym nagraniu widać klęczącego na ziemi nastolatka, który jest zmuszany przez swojego rówieśnika i grupę osób stojących poza kadrem do wykrzyczenia słów „je*ać GKS”. Następnie pokrzywdzony zostaje uderzony w twarz, a także kopnięty z tak dużą siłą, że na chwilę stracił równowagę. W następnych dniach w sieci pojawiały się koleje bulwersujące nagrania, a interwencję zapowiedzieli powiatowi radni, a także posłanki Lewicy.
Podczas obrad jako pierwsza głos w tej sprawie zabrała starosta Dorota Pędziwiatr, która swoją wypowiedź rozpoczęła od zapewnienia o wysokim poziomie szkolnictwa w bełchatowskich placówkach i dziękowała dyrektorom za ich działania.
Po chwili przeszła do omawiania zarzutów kierowanych od tygodni w kierunku starostwa. Zaznaczyła, że żaden z rodziców nie przyszedł się z nią spotkać i powiedzieć o swoim problemie. Odniosła się również do działań mediów, które szeroko komentują problem przemocy, a także postępowanie władz powiatu i dyrekcji.
- Mnie jest bardzo przykro, myślę, że nikt nie ma wątpliwości, że jest to medialna nagonka na moją osobę. Jest mi szczególnie przykro, że wplątani w to zostali dyrektorzy i nauczyciele, którzy dobrze wykonują swoją pracę – mówiła Dorota Pędziwiatr.
Na sali obrad byli obecni rodzice dzieci, które padły ofiarami przemocy. Po tych słowach starosty matka jednego z pokrzywdzonych chłopów nie wytrzymała i postanowiła zabrać głos. Z końca sali wykrzyczała, że jej sprawa została zbagatelizowana, pytała „Kiedy zostanie przerwana zmowa milczenia?”
- Nie da się tego słuchać. Jako matka słucham takich bredni i bzdur. Wszytko, przedstawiłam w szkole, nekrolog syna i filmy z pobicia, szkoła powinna zareagować, pojechaliśmy na policję i usłyszeliśmy, że to szkoła powinna to zgłosić – krzyczała zdenerwowana matka.
Kobieta nie została jednak wysłuchana. Po chwili przewodniczący rady, Sławomir Malinowski, wezwał ją do opuszczenia sali w związku z zakłócaniem porządku obrad, a starosta kontynuowała swoją wypowiedź.
- To jest jeden wielki cyrk – dodała matka chłopca.
W dyskusję włączyli się również radni, którzy przedstawili swoje przemyślenia dotyczące sytuacji mającej miejsce w szkołach. Po kilkunastu minutach rodzice do dyskusji chcieli się włączyć ponownie. Mimo poparcia radnych, na dopuszczenie ich do głosu nie zgodził się przewodniczący rady. Zaproponował, że spotka się z rodzicami i ich wysłucha poza sesją w „atmosferze pozbawionej emocji i napastliwości”.
- Proszę państwa, wymogi proceduralne nie pozwalają mi udzielać głosu osobom niezaproszonym, uczyniłbym precedens, który mógłby bardzo niekorzystnie odbić się na przyszłych obradach rady powiatu – mówił Malinowski.
W takiej sytuacji radny Marek Chrzanowski postanowił oddać swój głos ojcu obecnemu na sali. Jednak gdy mężczyzna rozpoczął swoją wypowiedź przy mównicy, przewodniczący zarządził przerwę w obradach sesji.
Sytuacja zmieniła się po kilkunastu minutach. Po wznowieniu obrad Dorota Pędziwiatr postanowiła dopuścić do głosu przedstawicieli rodziców obecnych na sali. Głos zabrała matka chłopca, którego sprawa jako pierwsza została nagłośniona przez media.
Kobieta przedstawiła, jak wyglądały działania, które podjęła oraz z jaką reakcją m.in. ze strony szkoły i starostwa się spotkała. Jak przekazuje, po półtora tygodnia od zgłoszenia przez nią do dyrekcji Energetyka nazwisk oprawców syna ich rodzice nie zostali poinformowani o takim zdarzeniu. Zaznaczyła również, że mimo przeniesienia oprawcy jej syna do innej klasy, chłopak wciąż spotyka się z agresorem na szkolnych korytarzach.
Do zarzutów odniosła się dyrektor II LO im Jana Kochanowskiego, Anita Szymczyk-Trawińska, która zapewniła, że zainterweniowała niezwłocznie po tym, jak rodzic zgłosił się do niej z nagraniem. Wówczas przeprowadziła rozmowę z rodzicem i uczniem wskazanym jako jeden z oprawców. Zostali oni poinformowani o karze, która wynika ze statutu szkoły. Przeprowadziła również rozmowy z nauczycielami i wychowawcami.
Okazuje się, że sprawy do kuratorium nie zgłosiła, ponieważ nie wymagały tego przepisy. Miała również poinformować matkę pokrzywdzonego, że gdy pojawi się decyzja sądu, podjęte zostaną odpowiednie kroki względem ucznia. Zapewniła również, że zrobiła wszystko zgodnie z procedurą.
Matka chłopca zwróciła się również do zebranych, aby postawili się na miejscu jej syna. Zapytała wprost, czy gdyby taka sytuacja miała miejsce w „świecie dorosłych”, to podjęte kroki byłyby identyczne?
- Jesteście tu Państwo koleżankami i kolegami. Jedno z was wychodzi w biały dzień i wszyscy gdzieś na osiedlu zmuszacie koleżankę do klęczenia, do przepraszania, nawet Boga, może za to, że żyje. Ona potem przychodzi i mówi o tym wszystkim i wy wszyscy nadal funkcjonujecie sobie w urzędzie. Na gruncie dorosłych, gdyby coś takiego państwa spotkało, co by się dzisiaj działo? Wyobrażacie sobie, że przychodzicie ze swoimi oprawcami do pracy i oni wam się śmieją w twarz? - zakończyła zdenerwowana kobieta.
Komentarze (0)