Do brutalnego pobicia doszło w sobotę, 5 listopada, w jednym z marketów na terenie miasta. Z relacji świadków wynikało, że grupa czterech zamaskowanych osób napadła kibica Widzewa, który wychodził ze sklepu z zakupami. Kiedy zbliżał się do wyjścia, z busa wysiedli napastnicy, którzy natychmiast zaatakowali mężczyznę. Rozerwali na nim bluzę i koszulkę, a krzyki i odgłosy kopnięć było słychać w całym markecie.
Przerażeni ludzie, którzy akurat znajdowali się w budynku, krzyczeli, by napastnicy go zostawili. Do akcji wkroczył również ochroniarz. Z relacji klientów wynika, że udało mu się odciągnąć dwóch agresorów. Cała czwórka po chwili uciekła, a na miejscu zjawiła się policja.
Jak udało się nieoficjalnie ustalić, po przyjeździe funkcjonariuszy, mężczyzna tłumaczył mundurowym, że nie został pobity, tylko... przewrócił się. O sprawę zapytaliśmy Iwonę Kaszewską, rzecznika bełchatowskiej policji. Niestety, jak tłumaczy, ze względu na wykonywane czynności, nie może zdradzać zbyt wielu szczegółów.
Co ciekawe, policja potwierdza, że w związku z tym zajściem nikt nie złożył zawiadomienia. Tym samym, kibic który został publicznie pobity, nie zeznał mundurowym, że ktokolwiek zrobił mu krzywdę. Mimo to funkcjonariusze starają się ustalić, co wydarzyło się w markecie.
- Na razie nie ma żadnego zawiadomienia w tej sprawie, nie ma osoby pokrzywdzonej, natomiast policjanci wykonują wszystkie czynności zmierzające do rozwikłania tej sprawy – mówi Kaszewska.
Sytuacja przypomina porachunki kibicowskie, które już wielokrotnie miały miejsce w naszym mieście. Często zdarza się wówczas, że poszkodowany nie składa zawiadomienia na policji, nawet mając świadków czy nagrania z monitoringu. Tak było m.in. kilka lat temu na osiedlu Dolnośląskim. Sprawę opisywaliśmy na naszym portalu w artykule pt. "Napadli na kierowcę i zniszczyli samochód. Jedynym ukaranym został... poszkodowany".
Wówczas, według relacji świadków, grupa osób zaatakowała mężczyznę próbującego wyjechać z parkingu przy bloku 219. Mocno zniszczyła należący do niego samochód. Napastnicy mieli skakać po aucie, wybijać szyby i próbować wyciągnąć kierowcę ze środka pojazdu. Ten, próbując uciec napastnikom, mocno przyspieszył. Jadąc na biegu wstecznym, uderzył w zaparkowane przy bloku audi, po czym zatrzymał się na latarni, niszcząc przy okazji lustro parkingowe. Jak dodają świadkowie, próbował również odstraszyć napastników trąbiąc, czym zwrócił uwagę mieszkańców, którzy wezwali policję.
Na komendę wpłynęło wówczas zgłoszenie o awanturze i napaści. Gdy funkcjonariusze dotarli na miejsce, zastali dwa uszkodzone samochody i ich właścicieli, którzy zeznali, że była to zwykła osiedlowa kolizja, a o żadnej napaści nie było mowy. Poszkodowany nie zdecydował się zgłosić zawiadomienia, nawet mimo nagrań z osiedlowego monitoringu, które dokładnie pokazywały całe zajście.
Komentarze (0)