We wtorek 26 stycznia w bełchatowskiej hali "Energia" rozpoczął się drugi turniej grupy "A" Ligi Mistrzów CEV. Po pierwszych zawodach stawkę otwierała Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle z dorobkiem dziewięciu oczek, druga PGE Skra Bełchatów miała o trzy punkty mniej i była najgorszym spośród wiceliderów wszystkich pięciu grup. To o tyle ważne, że w 1/4 finału LM zobaczymy nie tylko zwycięzców, ale też trzy ekipy z drugich miejsc.
Rachunek przed turniejem w Bełchatowie był więc dla żółto-czarnych prosty. Nawet ponowne wygrane za komplet punktów z belgijskim Lindemansem Aalst i tureckim Fenerbahce Stambuł (w bezpośrednim meczu 3:0 wygrali dzisiaj Turkowie – przyp.), to może być za mało, żeby grać dalej w najbardziej prestiżowym z europejskich pucharów. Trzeba zapunktować też przeciwko kędzierzynianom, a najlepiej z nimi wygrać.
Jak trudne było to zadanie najlepiej pokazuje najnowsza historia bezpośrednich starć pomiędzy ekipami trenerów Michała Mieszka Gogola oraz Nikoli Grbicia. W sezonie 2020/2021 były aż cztery takie potyczki. Wszystkie wygrywali siatkarze z Kędzierzyna-Koźla: 3:1, 3:1, 3:2 i 3:0. Za każdym razem różnicą kilkunastu małych punktów.
Grzegorz Łomacz i spółka do wtorkowego spotkania przystępowali po zwycięstwie 3:1 nad GKS-em Katowice, które przerwało serię trzech porażek na własnym parkiecie. Wszyscy zdawali sobie jednak sprawę, że to co pokazała PGE Skra przeciwko katowiczanom nie wystarczy na niepokonanych od ponad 20 meczów zawodników z Kędzierzyna-Koźla.
Wobec tego nie dziwi, że od pierwszej piłki było widać koncentrację i wielką determinację w szeregach żółto-czarnych, którzy w końcówce pierwszego seta prowadzili 21:19 i mieli piłkę w górze na kolejny punkt, której jednak nie wykorzystali. To się zemściło, bo ZAKSA poczuła krew i poszła za ciosem, zwyciężając 25:23 w secie otwarcia.
Bełchatowianie byli jednak na tyle dobrze usposobieni, że w żaden sposób ich to nie podłamało i również w drugiej partii wypracowali sobie kilka punktów przewagi. Tym razem już jej nie oddali i doprowadzili do remisu 1:1 w setach (25:21). Kolejny set padł łupem podrażnionych gości (25:20), ale czwarta partia to popis Mateusza Bieńka (7 oczek) i wygrana PGE Skry 25:19.
O końcowym wyniku bełchatowsko-kędzierzyńskiej konfrontacji decydował więc tie-break. Po raz drugi w bieżącym sezonie zwycięsko z tej wojny nerwów wyszła ZAKSA, który wygrała piątą odsłonę meczu 15:10 i całe spotkanie 3:2, zapewniając sobie praktycznie pierwsze miejsce w grupie i awans do fazy play-off.
PGE Skra poniosła we wtorek czwartą porażkę w pięciu ostatnich meczach, więc chwalić nie wypada, ale warto odnotować, że żóło-czarni w końcu pokazali naprawdę dobrą siatkówkę. Do życia wrócili środkowi, którzy rozegrali świetne zawody, o czym świadczy ich dwucyfrowa zdobycz. Na kędzierzynian to nie wystarczyło, ale na pozostałych rywali powinno wystarczyć spokojnie.
W środę przed podopiecznymi Michała Mieszka Gogola najłatwiejsze zadanie, czyli potyczka z Lindemansem Aalst (18:00). Zważywszy na poziom rywala można spodziewać się, że sztab szkoleniowy PGE Skry da pograć 2-3 zmiennikom, żeby oszczędzić siły przynajmniej kilku liderów na kluczowe starcie z Fenerbahce Stambuł, które odbędzie się już w czwartek (18.00).
Awans PGE Skry Bełchatów do ćwierćfinału Ligi Mistrzów CEV jest w zasięgu ręki!
Komentarze (0)