Po nadspodziewanie łatwej przeprawie w ćwierćfinale z Asseco Resovią Rzeszów (3:1 u siebie i 3:0 na wyjeździe – przyp.), w bełchatowskim środowisku odżyły nadzieje na dziesiąte w historii klubu mistrzostwo Polski. Euforia nie trwała jednak długo. Mecz w Kędzierzynie-Koźlu, otwierający zmagania w 1/2 finału, po raz kolejny w sezonie 2020/2021, dobitnie pokazał, że ZAKSA gra obecnie kosmiczną siatkówkę i jest poza zasięgiem krajowych rywali.
Niemal od pierwszej piłki sobotniej potyczki podopieczni Nikoli Grbicia mieli pełną kontrolę nad biegiem boiskowych wydarzeń. Pierwszego seta wygrali "tylko" 25:23, ale i w nim tak naprawdę nie byli zagrożeni. Dość szybko objęli trzypunktowe prowadzenie (8:5), które potrafili powiększyć nawet do pięciu oczek (18:13). W końcówce było już 23:19 i wówczas bełchatowianie zdołali zbliżyć się na dystans jednego oczka, ale nie byli już w stanie doprowadzić do jeszcze jednego przełamania i gry na przewagi. Sander zaryzykował w polu zagrywka, posłał piłkę w aut i to ZAKSA cieszyła się z wygrania pierwszego seta (25:23).
Drugi rozpoczął się podobnie (8:5), ale asy serwisowe Sandera i Petkovicia pozwoliły PGE Skrze szybko wrócić do gry (11:11). Toniutti i spółka nie pozostali jednak dłużni. W ustawieniu z Kamilem Semeniukiem na zagrywce wypracowali aż sześć oczek przewagi (18:12), a w samej końcówce dołożyli dwa kolejne, pewnie wygrywając drugą partię (25:17).
Trzecia nie różniła się specjalnie od dwóch poprzednich. Siatkarze z Bełchatowa rozpoczęli nieźle, bo od prowadzenie 7:5, ale już po chwili na bezpiecznym prowadzeniu była ZAKSA (13:9). Urosło ono do sześciu punktów (18:12) i było po meczu. Żółto-czarni do końca walczyli, ale nie potrafili zbliżyć się do rywala na mniej niż trzy oczka. Ostatecznie przegrali 20:25 i cały mecz 0:3.
Z pewnością nie takiego prezentu oczekiwała bełchatowska rodzina siatkarska od zawodników PGE Skry na Święta Wielkanocne, ale jeszcze nie wszystko stracone. Mecz numer dwa w Bełchatowie, więc są jeszcze szanse na odwrócenie losów półfinałowej rywalizacji. Wystarczy cofnąć się do pojedynku w Lidze Mistrzów CEV, kiedy było naprawdę blisko zwycięstwa.
Z tym, że szanse na wygraną z kędzierzynianami będą tylko wtedy, kiedy cały zespół PGE Skry zagra dużo lepiej niż w sobotę w Kędzierzynie-Koźlu, kiedy to popełnił aż o osiem błędów własnych więcej od przeciwnika. Dużo więcej należy wymagać również od liderów, więc trzeba wywołać do tablicy Taylora Sandera. Amerykański przyjmujący rozegrał tragiczne zawody, kończąc tylko 6 z 20 ataków, a do tego słabo przyjmując. Bez jego dobrej gry nie uda pokonać się faworyta.
Rewanżowe starcie w środę 7 kwietnia od godziny 20:30. To dla PGE Skry Bełchatów mecz o być albo nie być w rywalizacji o siatkarskie mistrzostwo kraju w sezonie 2020/2021. Oby był dużo lepszy niż ten premierowy.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle vs PGE Skra Bełchatów 3:0 (25:23, 25:17, 25:20)
Grupa Azoty ZAKSA: Toniutti, Semeniuk, Kochanowski, Kaczmarek, Śliwka, Smith, Zatorski (libero).
PGE Skra: Łomacz, Ebadipour, Huber, Petković, Sander, Bieniek, Piechocki (libero) oraz Filipiak, Kłos, Sawicki.
Komentarze (0)