Po pierwszym półfinałowym starciu PGE Skry Bełchatów z Grupą Azoty ZAKSA, do którego doszło w sobotę w Kędzierzynie-Koźlu, w lepszych nastrojach byli siatkarze z Opolszczyzny, którzy na własnym parkiecie wygrali z żółto-czarnymi do zera. Było to już szóste zwycięstwo podopiecznych Nikoli Grbicia nad bełchatowianami w sezonie 2020/2021. Najważniejsze, bo dające prowadzenie 1:0 w toczonej do dwóch zwycięstw rywalizacji o udział w wielkim finale PlusLigi 2020/2021.
Przed środowym rewanżem większość ekspertów i komentatorów była przekonana, że w bełchatowskiej "Energii" kędzierzynianie postawią kropkę nad "i" i jak przystało na finalistę rozgrywek Ligi Mistrzów CEV przejdą przez drugą rundę fazy play-off jak burza.
Podopieczni Michała Mieszka Gogola nie zamierzali jednak ułatwiać zadania faworyzowanym gościom, którzy zawitali do Bełchtowa bez kontuzjowanego libero Pawła Zatorskiego. Od początku meczu Łomacz i spółka pokazali swoją najlepszą siatkówkę, wysoko zawieszając poprzeczkę zwycięzcy sezonu zasadniczego "Ligi Mistrzów Świata".
Dzięki niezwykłej determinacji siatkarze z Bełchtowa po grze na przewagi wyszarpali zwycięstwo w pierwszym i trzecim secie. W drugim ZAKSA była poza zasięgiem, wygrywając różnicą aż ośmiu oczek. Czwarta i jak się później okazało ostatnia partia należała jednak do żółto-czarnych, którzy wygrali ją 25:20 i tym samym cały mecz 3:1.
Tym samym w półfinale mamy remis 1:1. O awansie do wielkiego finału PlusLigi, w którym czeka już zespół Jastrzębskiego Węgla, zadecyduje więc trzeci mecz, który zostanie rozegrany w Kędzierzynie-Koźlu już w najbliższy weekend.
Po środowej potyczce, której najlepszym zawodnikiem wybrano Serba Dusana Petkovicia, możemy być pewni, że PGE Skra Bełchatów ma realne szanse na ogarnie ZAKSY również na wyjeździe. O ile będzie w stanie drugi raz zagrać na tak wysokim poziomie.
Komentarze (0)