Trener Slobodan Kovac nie zaskoczył przeciwnika z Olsztyna wyjściowym składem. Na parkiecie pojawiła się ta sama siódemka, która rozpoczynała wygrane 3:1 starcie z Cuprum Lubin. Za rozegranie odpowiadał Grzegorz Łomacz, po przekątnej z nim zagrał Aleksandar Atanasijević, parę środkowych stworzyli Karol Kłos i Mateusz Bieniek, za przyjęcie odpowiadali Milad Ebadipour i Dick Kooy, a pozycję libero zabezpieczał Kacper Piechocki.
Pierwsze dwa sety to okres całkowitej dominacji PGE Skry, która świetnie serwowała, odrzucając przeciwnika od siatki. Pierwsza odsłona została wygrana przez żółto-czarnych do 16, a druga do 22. Warto jednak podkreślić, że w drugiej partii zacięta walka trwała mniej więcej do stanu 15:14, ale później bełchatowianie mieli przewagę sięgającą nawet sześciu oczek (23:17), a co za tym idzie zwycięstwo w tej części spotkania nie było tak naprawdę nawet przez moment zagrożone.
W trzeciej odsłonie przebudzili się goście, a kluczowa okazała się zmiana rozgrywającego. Jan Firlej grał odważnie i dokładniej od Karola Jankiewicza, który niespodziewanie zastąpił go w wyjściowym składzie. Przyjezdni z każdą kolejną akcją nabierali pewności siebie, a żółto-czarni pod presją zaczęli popełniać mniejsze i większe błędy. W efekcie olsztynianie wygrali trzeciego seta 25:23, a później poszli za ciosem i doprowadzili do tie-breaka, gromiąc PGE Skrę do 17. W decydującej partii wszystko wróciło do normy. Łomacz i spółka zaczęli grać jak na faworyta przystało i zwyciężyli 15:10, ratując tym samym zwycięstwo i dwa cenne punkty. Nie ma jednak co ukrywać, że w tym wypadku liczono na drugi w sezonie 2021/2022 komplet oczek.
Czego zabrakło, żeby móc się cieszyć z pełnej puli? Zespół PGE Skry zaprezentował się bardzo słabo w bloku, notując tylko pięć punktowych czap. Generalnie mało w tym meczu było środkowych, którzy dostali łącznie zaledwie 18 piłek od rozgrywających, co było też pokłosiem nie najlepszego przyjęcia. Pisząc krótko, gołym okiem widać, że to dopiero początek rozgrywek i jeszcze mnóstwo pracy przed bełchatowskimi siatkarzami zanim wskoczą na poziom, który pozwoli bić się o medale PlusLigi 2021/2022.
Jak to wyglądało od strony indywidualnej? Statuetka dla MVP spotkania trafiła w ręce Aleksandara Atanasijevicia, który zdobył najwięcej, bo aż 22 punkty. Skuteczność na poziomie powyżej 50% oraz trzy asy serwisowe to dobry prognostyk na przyszłość.
Na koniec warto jeszcze podkreślić, że niedzielne spotkanie było o tyle wyjątkowe, że siatkarze PGE Skry mogli zagrać o punkty PlusLigi znowu przy publiczności, po raz pierwszy od wielu miesięcy. Ci jak zawsze nie zawiedli, tworząc atmosferę do jakiej przywykliśmy przed wybuchem pandemii. Kolejna okazja do zobaczenia żółto-czarnych w akcji już w sobotę 16 października podczas rywalizacji ze Stalą Nysa (20:30).
Komentarze (0)