Żółto-czarni do rewanżowego starcia z mistrzem Rumunii, które zostało rozegrane na wyjeździe, przystępowali ze skromną zaliczką. W pierwszym meczu, który został rozegrany przed tygodniem w Bełchatowie, podopieczni Slobodana Kovaca wygrali, ale dopiero po tie-breaku.
Decydujące spotkanie rozpoczęło się po myśli bełchatowskich siatkarzy, którzy przede wszystkim za sprawą kapitalnej zagrywki wygrali inauguracyjną partię w stosunku 25:21. Wielką rolę odegrał w tym Holender Dick Kooy, który posłał na drugą stronę siatki trzy asy serwisowe. Nieźle funkcjonował też blok, a i do ataku trudno było mieć większe zastrzeżenia.
Druga partia nie była już tak udana dla siatkarzy z Bełchatowa, którzy popełnili aż dziesięć błędów własnych, po pięć w polu zagrywki i na siatce. Drużyna gospodarza już na samym początku osiągnęła dużą przewagę (9:2), którą spokojnie dowiozła do samego końca tej części meczu, wygrywając ją 25:19.
Trzeci set należał ponownie do PGE Skry Bełchatów, która dobrze zareagowała na porażkę w poprzedniej odsłonie i wzięła się do roboty, obejmując na początku partii prowadzenie 7:3. Później ono falowało, ale generalnie utrzymało się na dość bezpiecznym poziomie i doprowadziło do wygranej 25:19. Głównie za sprawą skutecznego ataku (60%+) i ograniczenia błędów własnych.
W czwartej odsłonie długo trwała zacięta walka, ale w końcu szalę zwycięstwa na swoją stronę zaczęli przechylać bełchatowianie, którzy wysforowali się na czteropunktowe prowadzenie (21:17). Żółto-czarni przy stanie 24:21 zmarnowali co prawda dwie piłki meczowe, ale trzecią wykorzystali, wygrywając seta 25:23 i cały mecz 3:1.
Tym samym PGE Skra Bełchatów wygrała dwumecz z rumuńską Arcadą Gałacz w stosunku 6:3 i zameldowała się w półfinale Pucharu CEV 2021/2022, gdzie najprawdopodobniej zmierzy się z francuskim Tours VB, które sensacyjnie w poprzedniej rundzie wyrzuciło za burtę włoską Modeną.
Komentarze (0)