Siedziba PGE GiEK na osiedlu Binków wyróżnia się swoim niecodziennym kształtem - przypomina przewód kabla energetycznego. To właśnie w tym budynku zasiada kierownictwo jednej z największych firm w Polsce. To wciąz najważniejsza spółka „córka” energetycznego giganta – Polskiej Grupy Energetycznej. Świadczą o tym chociażby liczby. W jej skład wchodzi 7 oddziałów (kopalni i elektrowni) na terenie pięciu województw. Koncern PGE GiEK zatrudnia kilkanaście tysięcy pracowników i odpowiada za blisko 40 proc. krajowej produkcji prądu. Niektórzy zarządzanie tak ogromną firmą porównują do kierowania... małym państwem. Zachowując taką analogię można powiedzieć, że to "państwo" zmienia prezydentów jak przysłowiowe rękawiczki.
Choć spółka powstała 11 lat temu, to właśnie wybrano jej szóstego prezesa w historii. Szczególnie w ostatnich latach, za rządów Prawa i Sprawiedliwości, obsada stanowiska szefa energetycznej spółki przypomina karuzelę w wesołym miasteczku. Ciągły brak stabilizacji w potężnym koncernie, a także zależność od przysłowiowego „widzi mi się” polityków, krytykują sami pracownicy.
- Jest straszny bałagan, często zatrudniane są osoby z nadania politycznego. W tak potężnej firmie powinna być jakaś stabilizacja, a prezesi to są zmieniani jak rękawiczki. Tak nie powinno być – mówi jeden z pracowników kopalni.
Podsumowując minioną dekadę w PGE GiEK nasuwa się pewna prawidłowość. Styl zarządzania spółką mocno różnił w zależności od tego, jaka partia polityczna była przy władzy. Przez pięć lat rządów PO koncernem kierował jeden prezes. Przez kolejne sześć lat rządów PiS mamy już… piątego prezesa. Czy to dobrze? Zdania wśród załogi są mocno podzielone.
Koncern PGE GiEK powstał w 2010 roku za rządów Platformy Obywatelskiej. Wówczas w PGE rozpoczęto restrukturyzację, a spółka z siedzibą w Bełchatowie musiała skonsolidować kopalnie, elektrownie i elektrociepłownie. Na prezesa wybrano Jacka Kaczorowskiego, który miał potrzebne doświadczenie. Wcześniej przez wiele lat pracował w kopalni na kierowniczych stanowiskach, później był jej dyrektorem, do rozpoczęcia konsolidacji szefował także przez krótki czas w elektrowni. Mówiło się, że to właśnie Kaczorowski tak mocno naciskał, aby to siedziba PGE GiEK była w Bełchatowie, choć decydentom w stolicy to się zbytnio nie podobało.
Jak pierwszego prezesa wspominają sami pracownicy? Przede wszystkim jako szefa znanego z rządów twardej ręki, który musiał negocjować ze związkami restrukturyzację kopalni i elektrowni. W ramach Programu Dobrowolnych Odejść z pracy odeszło wtedy kilka tysięcy osób, otrzymując przy tym sowite odprawy. Za jego kadencji uruchomiony został również blok energetyczny 858 MW. Na stanowisku wytrwał przez pięć lat. Został odwołany w grudniu 2015 roku, gdy do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość.
Zastąpił go dość niespodziewanie Sławomir Zawada, który był osobą w ogóle niezwiązaną z Bełchatowem. Nowy prezes był wówczas szefem powiatowych struktur PiS w Zgorzelcu. Górnicy i energetycy, a także wielu przedstawicieli PiS w Bełchatowie, nominację Zawady odebrało jako policzek dla doświadczonej kadry kopalni i elektrowni. Wątpliwości były tym większe, że nowy prezes doświadczenie w energetyce miał niewielkie. Po studiach przez kilka lat pracował w Elektrowni Turów. W kolejnych latach był prezesem Centrum Sportowo-Rekreacyjnego w Zgorzelcu, a później członkiem zarządu i dyrektorem ds. ekonomiczno-komunalnych w Gminnym Przedsiębiorstwie Oczyszczania w Bogatyni.
Zmiana na stanowisku oznaczała też wymianę kierownictwa w spółkach i oddziałach PGE GiEK. Pracownicy mówili o swoistym „desancie” dyrektorów i kierowników z woj. dolnośląskiego. Odwołany został wówczas wieloletni dyrektor KWB Bełchatów – Kazimierz Kozioł. Ostatecznie prezes Zawada na stanowisku wytrwał do października 2018 roku.
Jego następcą został Robert Ostrowski, który stanowisko objął w marcu 2019 roku. Wcześniej pracował w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, gdzie był zastępcą prezesa i odpowiadał za sprawy ekonomiczne. Pracownicy kopalni i elektrowni prezesa Ostrowskiego wspominają jako zupełne przeciwieństwo Zawady. Był też postrzegany jako osoba otwarta dialog i rozmowy ze związkami zawodowymi. Koncernem kierował zaledwie 12 miesięcy. Kilka miesięcy później objął posadę szefa spółki PGE EJ 1.
Czwarta na fotelu prezesa Wioletta Czemiel-Grzybowska była jednocześnie pierwszą kobietą na tym stanowisku i rządziła przy Węglowej, podobniej jak jej poprzednik, nieco ponad rok czasu. Nominacja była sporym zaskoczeniem dla górników i energetyków, bo nowa szefowa wcześniej doświadczenie zdobywała głównie w gazownictwie. Zanim objęła funkcję prezesa koncernu, zasiadała w zarządzie Polskiej Spółki Gazownictwa.
Czemiel-Grzybowska swoje rządy rozpoczęła od kadrowego trzęsienia ziemi. Pracę straciło m.in. wiele osób na stanowiskach dyrektorskich i kierowniczych. O całej sytuacji zawiadomiono Państwową Inspekcję Pracy, która nałożyła kary finansowe m.in. na samą prezes. Sprawa zakończyła się w sądzie, który przyznał rację PIP.
Ponad rok rządów pani prezes z pewnością upłynął pod znakiem konfliktu ze związkami zawodowymi, które zarzucały jej brak dialogu. Pod siedzibą koncernu kilkukrotnie odbyły się też protesty, podczas których domagano się decyzji w sprawie budowy odkrywki Złoczew.
Niestety za kadencji Czemiel-Grzybowskiej doszło również do zdarzeń, których jej poprzednicy nie zakładali nawet w najbardziej czarnych scenaruszach. Najpierw na skutek awarii rozdzielni w Rogowcu wyłączyło się 10 bloków energetycznych w elektrowni. Jakby tego było mało, tydzień później doszło do ogromnego pożaru na terenie elektrowni. Niektórzy twierdzą, że za te wypadki prezes zapłaciła posadą.
Kolejny z prezesów, wybrany w lipcu tego roku, koncernem rządził… zaledwie przez tydzień. I trzeba przyznać, że w naprawdę dziwnych okolicznościach. Krzysztof Kuśmierowski konkurs na prezesa wygrał, ale jego wybór ogłoszono dopiero tydzień później wraz z komunikatem o rezygnacji z funkcji. Nieoficjalnie mówiło się, że wybór spowodował ogromne niesnaski wśród polityków PiS w regionie. Kuśmierowski miał swoich zwolenników, jak i przeciwników m.in. w osobie posłanki z Bełchatowa – Małgorzaty Janowskiej.
W ostatnich dniach wyłoniono kolejnego szefa spółki. Został nim Andrzej Legeżyński, który w latach 2019-2020 był dyrektorem bełchatowskiej elektrowni. Co o nowym prezesie sądzą pracownicy?
- Wybór oceniam pozytywnie, bo w przeciwieństwie do poprzedników zna się na energetyce i ma wykształcenie w tym kierunku. Tak więc wydaje się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu – mówi jeden z pracowników elektrowni.
Legeżyński jest absolwentem wydziału elektrycznego Politechniki Wrocławskiej o specjalności „elektrownie i gospodarka energetyczna”. Ukończył też podyplomowe studia Akademii Energetyki w Szkole Głównej Handlowej.
Jak informuje PGE GiEK, nowy prezes karierę zawodową w branży energetycznej rozpoczął w 2002 roku w Elektrowni Turów. Od 2006 do 2016 roku był zawodowo związany z brytyjską energetyką, gdzie pełnił funkcje menadżerskie. W 2016 roku rozpoczął pracę w PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna. Od 2017 roku pełnił funkcję dyrektora technicznego Elektrowni Bełchatów, a od 2019 roku przez rok był dyrektorem zakładu.
Czy nowy prezes wytrwa na stanowisku dłużej niż jego poprzednicy? Czas pokaże. Niewykluczone jednak, że Legeżyński może być… ostatnim szefem PGE GiEK. Spółka wkrótce przestanie bowiem istnieć. W związku z planami wydzielenia aktywów węglowych z PGE i innych spółek energetycznych, na jej bazie ma zostać utworzona Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego.
Komentarze (0)