To miał być początek prawdziwej rewolucji w energetyce. Elektrownie konwencjonalne i kopalnie węgla brunatnego miały trafić pod skrzydła nowego podmiotu czyli Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. Takie rozwiązanie miało dać więcej swobody spółkom energetycznym, a przede wszystkim ułatwić finansowanie budowy OZE m.in. wiatraków i fotowoltaiki, a także elektrowni gazowych i jądrowych. Wieści w sprawie NABE uważnie nasłuchiwali górnicy i energetycy z kopalni i elektrowni Bełchatów, bo te zakłady również miały zostać wydzielone do NABE. Pod koniec ubiegłego roku podpisano umowę społeczną ze związkami zawodowymi, która daje gwarancje pracownicze i osłony socjalne m.in. urlopy górnicze i energetyczne, a także odprawy. Jednak prace przy nowym podmiocie szły jak po grudzie. Termin powstania NABE odkładany był kilkukrotnie. Początkowo miał to być koniec 2022 r., później pierwszy kwartał tego roku, a ostatecznie stanęło na jesieni 2023 roku.
W lipcu tego roku Skarb Państwa złożył ofertę zakupu akcji spółek wytwórczych czterech największych producentów energii w kraju (PGE, Enea, Energa i Tauron). W przypadku PGE oferowana cena sprzedaży spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, w skład której wchodzą m.in. elektrownia i kopalnia Bełchatów, wynosiła 849 mln zł. Jak przekazano wówczas, zadłużenie PGE GiEK wobec PGE w kwocie 5,4 mld zł miało podlegać spłacie przez 8 lat od momentu zawarcia transakcji, a 70 proc. długu miało zostać objęte gwarancją ze strony Skarbu Państwa. Łączna suma, za jaką państwo miało przejąć aktywa wszystkich koncernów, to ok. 4 mld zł, dodatkowo NABE musiało spłacić ok. 10 mld zł długów w ciągu ośmiu lat. W sierpniu podpisano dokumenty określające kluczowe warunki zbycia na rzecz Skarbu Państwa aktywów węglowych, należących do największych spółek energetycznych, które miały wejść następnie do NABE. Nowy podmiot miał funkcjonować na bazie spółki córki PGE – czyli koncernu PGE GiEK, który swoją siedzibę ma w Bełchatowie.
W sierpniu minister aktywów państwowych Jacek Sasin zapewniał, że NABE miała być już na ostatniej prostej. Wygląda jednak, że projekt jest… na ostrym zakręcie i może z niego wypaść. Do funkcjonowania nowego podmiotu, które przejmie aktywa węglowe, potrzebne są bowiem państwowe gwarancje finansowania m.in. na zabezpieczenie zakupu praw do emisji CO2. Ustawa w tej sprawie trafiła do Sejmu i została przegłosowania w połowie sierpnia. Senat zajął się nią dopiero jednak 7 września i w całości odrzucił. Sejm może bezwzględną większością głosów odrzucić sprzeciw Senatu, ale wszystko wskazuje na to, że zabraknie po prostu czasu. Wybory już 15 października i jak wynika z aktualnych informacji, posiedzenie Sejmu w tej kadencji nie jest już planowane.
Plan szefa resortu aktywów państwowych posypał się więc niczym przysłowiowy domek kart. I jest raczej pewne, że górnicy i energetycy o NABE, przynajmniej w tej kadencji, będą mogli zapomnieć, co zresztą potwierdził już sam Jacek Sasin.
- W nowej kadencji będzie powrót do koncepcji powołania NABE. Natomiast teraz, ze względu na odrzucenie tej ustawy przez Senat nie ma szans, aby była ona uchwalona jeszcze w tej kadencji – powiedział Jacek Sasin, cytowany przez portal WNP.PL.
Zapewnił też, że jeśli PiS wygra wybory, cały proces zostanie szybko dokończony, kiedy zostanie podjęta ustawa o gwarancjach państwa dla nowego podmiotu. Taki scenariusz nie jest jednak przesądzony, bo pojawia się znacznie więcej niewiadomych. Nie można wykluczyć przecież, że wybory wygra opozycja, która może mieć inny pomysł na energetykę. Kolejną kwestią jest też… brak jednomyślności co do pomysłu NABE w samej partii rządzącej. Pisze o tym portal Businessinsider.pl, powołując się na swoje źródła i zaznacza przy tym, że wcale nie jest przesądzone, że NABE powstanie, nawet jeśli wybory wygra PiS. Niektórzy mają mieć bowiem wątpliwości co do przyjętej strategii reform polskiej energetyki, którą forsuje Jacek Sasin.
Nie da się ukryć, że projekt o nazwie NABE stanął pod dużym znakiem zapytania. Pytania mnożą się też w Bełchatowie wśród tysięcy górników i energetyków z kopalni i elektrowni, którzy tak naprawdę teraz nie wiedzą, jaka będzie przyszłość ich zakładów.
- Przyszłość jest wielką niewiadomą i ludzie tak naprawdę nie wiedzą co będzie dalej. Czy będą jakieś inwestycje, czy może jednak przeniosą nas do tego NABE – mówi jeden z pracowników bełchatowskiej kopalni.
Fiasko NABE oznacza też wiele niewiadomych dla PGE czy innych spółek energetycznych, bo to przecież wydzielenie aktywów węglowych miało pozwolić na pozyskiwanie finansowania OZE, ale też rozwój sieci dystrybucyjnych. Banki nie zgodzą się bowiem na finansowanie nowych inwestycji spółkom, które wciąż będą miały w swoich zasobach kopalnie i elektrownie opalane węglem. Jeszcze nieco ponad miesiąc temu prezes PGE - Wojciech Dąbrowski, podkreślał, że koncepcja NABE jest "najlepszą możliwą opcją" realizacji dwóch najważniejszych celów dla Polski: bezpieczeństwa energetycznego i transformacji energetycznej.
Dziś wspomniana opcja zamieniła się w wielki znak zapytania. Nie ma bowiem stuprocentowej pewności w jakich strutkurach przez kolejne lata będą funkcjonowały np. największa elektrownia i kopalnia zlokalizowane pod Bełchatowem. W PGE, NABE czy może w zupełnie nowym projekcie? Przypomnijmy, że według wcześniejszych zapowiedzi, wyłączenia bloków energetycznych w bełchatowskiej elektrowni mają rozpocząć się w 2030 roku. Ostatni przestanie pracować najnowszy blok 858 MW. Nastąpi to w 2036 roku. Koncesja na wydobycie węgla w Polu Bełchatów kopalni kończy się już w 2026 roku. Z kolei w odkrywce Szczerców, według optymistycznych zapowiedzi, o 10 lat dłużej.
Komentarze (0)