Kampania przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi zbliża się do końca. Okazuje się, że nie brakuje również dużych kontrowersji. Jak zwrócił uwagę jeden z czytelników, na listach Prawa i Sprawiedliwości znalazła się osoba… skazana prawomocnym wyrokiem. Chodzi o byłego posła tej partii z naszego regionu.
- Dla mnie to jest niepojęte, jak ktoś z wyrokiem na koncie może startować w wyborach. Przecież takie osoby powinny być nieskazitelne i bez żadnych konfliktów z prawem. Tutaj chodzi o zaufanie społeczne – mówi nam oburzony jeden z mieszkańców Bełchatowa.
Sprawdziliśmy i faktycznie kandydat z list PiS-u ma na koncie prawomocny wyrok. W ubiegłym roku Dariusz K. został uznany przez Sąd Rejonowy w Bełchatowie winnego czynu polegającego na "wykonaniu z góry powziętego zamiaru oraz w celu osiągnięcia korzyści majątkowej”. O co dokładnie chodzi? Według sądu, obecny kandydat PiS, jako pracownik kopalni Bełchatów od kwietnia 2017 r. do sierpnia 2019 r., korzystał ze służbowego auta, a za prywatne podróże kazał płacić kopalni. W wyroku możemy przeczytać, że doprowadził w ten sposób do „niekorzystnego rozporządzenia mieniem PGE GiEK” na kwotę ponad 39 tys. zł. Były poseł PiS, jako pracownik kopalni, był uprawniony do użytkowania przydzielonego mu do zadań służbowych samochodu marki Hyundai. Zdaniem sądu wprowadził w błąd pracowników oddziału rozliczeniowego, co do okoliczności "wykorzystania pojazdu służbowego w celach prywatnych jako służbowych, wyrządzając w tej sposób szkodę stanowiącą wartość zużytego w celach prywatnych paliwa".
Były poseł odwołał się od wyroku, jednak Sąd Okręgowy w Piotrkowie utrzymał go w mocy. Ostatecznie sąd skazał go na karę grzywny w wysokości 10 tys. zł, a także zasądził 39,3 tys. zł tytułem naprawienia szkody na rzecz bełchatowskiej kopalni. Dodatkowo musiał tez pokryć koszty sądowe.
Sprawy nie chciał komentować koncern PGE GiEK.
- Ze względu na ochronę danych osobowych, Spółka nie udziela informacji w przedmiotowej sprawie – przekazała Sandra Apanasionek, rzecznik prasowy PGE GiEK.
Co mówi kodeks wyborczy?
Okazuje się jednak, że zgodnie z kodeksem wyborczym kandydat PiS-u w wyborach do rady miejskiej może startować. Ustawa mówi bowiem wyraźnie, że z możliwości kandydowania wyłącza skazanie osoby prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z urzędu lub umyślne przestępstwo skarbowe, jak również orzeczenie sądu stwierdzające utratę prawa wybieralności. W przypadku byłego posła PiS, sąd skazał go na karę grzywny. Tak więc nie utracił on biernego prawa wyborczego i może kandydować.Inaczej sytuacja wyglądałaby w przypadku ubiegania się o urząd wójta, burmistrza czy prezydenta miasta. Tutaj warunki są bardziej rygorystyczne. Start w wyborach uniemożliwia bowiem nie tylko skazanie na karę pozbawienia wolności, ale także każde prawomocne skazanie (np. na karę grzywny) za umyślne przestępstwo ścigane z oskarżenia publicznego lub umyślne przestępstwo skarbowe.
Były poseł PiS uważa, że został skrzywdzony
O całą sytuację zapytaliśmy samego zainteresowanego. Ten stwierdził, że gdyby miał wyrok, który nie pozwalałby startować w wyborach, to komisja wyborcza nie dopuściłaby go na listy. Jak dodał, władze PiS wiedzą jaka jest sytuacja, i jeśli ktokolwiek z władz partii uznałby, że jest winny i nie zasługuje na start w wyborach, to by po prostu nie wystartował.Pytany o to, czy nie obawia się utraty zaufania wyborców, doświadczony polityk i samorządowiec przypomniał, że w wyborach bierze udział od 2002 roku, trzykrotnie był wybierany na radnego, pełnił też funkcję wiceprzewodniczącego i przewodniczącego Rady Miejskiej w Bełchatowie, był też posłem. Jak dodał, podczas trwającej kampanii wyborczej „spotkał się z dużą sympatią ze strony mieszkańców”, co jak twierdzi, „pozwala sądzić, że nic w tej kwestii się nie zmieniło”.
Były poseł PiS przyznaje, że to on wystąpił do sądu, bo nie zgadzał się z decyzją PGE po zwolnieniu z pracy w kopalni Bełchatów. Pytany o wyrok w sprawie paliwa zaznaczył, że on sam ma poczucie, że został „przez pewne osoby w naszym regionie skrzywdzony”, dlatego że bronił regionu i sprzeciwiał się napływowi osób z zewnątrz do kopalni i elektrowni. Uważa, że sprawa nie jest jeszcze „skończona”.
Co o sprawie sądzą konkurenci polityczni?
W kuluarowych rozmowach słychać, że sama kandydatura byłego posła w szeregach PiS budziła mieszane uczucia. Nie wszyscy od razu jej przyklasnęli. Niektórzy obawiali się, że osoba z wyrokiem na listach nie będzie dobrze wyglądała, a o sprawie dość głośno było w samej kopalni. O wystawienie byłego posła na listach zapytaliśmy pełnomocnika PiS w powiecie bełchatowskim, który ograniczył się do krótkiego oficjalnego komentarza.
- Myślę, że kierownictwo partii Prawo i Sprawiedliwość podejmując decyzję o wpisaniu na listę kandydatów do rady miejskiej byłego posła, wzięło przede wszystkim pod uwagę jego dorobek parlamentarny oraz działalność społeczną i polityczną dla regionu – powiedział Waldemar Wyczachowski, wskazując tym samym, że to władze wojewódzkie partii ustalały listy.
O sytuację zapytaliśmy konkurentów politycznych. Arkadiusz Rożniatowski z Koalicji Obywatelskiej, który kandyduje na prezydenta Bełchatowa przyznał, że PiS podjął świadome ryzyko.
- Nie wiem na ile powszechna jest wiedza potencjalnych wyborców o problemach prawnych byłego posła, ale skoro znalazł się na listach PiS, to widocznie partia zważyła ryzyko ewentualnego negatywnego wpływu tej kandydatury na ogólny wynik. Mając wiedzę z jakimi problemami konstruowane były listy kandydatów PiSu do Rady Miejskiej, obecność na nich byłego posła wcale mnie nie dziwi – powiedział Arkadiusz Rożniatowski.
Z kolei Marcin Rzepecki z Nowej Lewicy stwierdził, że o tym, czy były poseł ma nadal zaufanie mieszkańców, okaże się dopiero przy urnach wyborczych.
- W mojej opinii to wyborcy muszą zdecydować, czy chcą mieć swojego przedstawiciela w postaci osoby, która ma taki wyrok, ale mimo to, zgodnie z prawem może startować. Znam Darka od wielu lat, to dobry chłopak, popełnił błąd i poniósł karę. Teraz chce się poddać weryfikacji wyborców, niech walczy – powiedział Marcin Rzepecki.
Słowa waży także lider Plus-a i wiceprezydent Bełchatowa – Dariusz Matyśkiewicz.
- Dzisiaj sytuacja możliwości startowania każdego, jest ściśle określona w kodeksie wyborczym. Nie oceniam tego , czy ktoś ma wyrok, w jakiej jest formule, czy tak naprawdę ktoś powinien startować właśnie z takimi sprawami. Myślę, że wyborcy to ocenią – mówi Dariusz Matyśkiewicz.
O tym, czy były poseł zasiądzie w ławach rady miejskiej, zdecydują już więc sami bełchatowianie. Wybory samorządowe już w najbliższą niedzielę, 7 kwietnia.