Od początku lipca obowiązują nowe minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego w placówkach medycznych. Zgodnie ze zmienionymi przepisami zarobki pielęgniarek i położnych miały wzrosnąć. Okazuje się jednak, że podwyżki są, ale nie dla wszystkich. W wielu polskich szpitalach część pracowników wciąż dostaje niższe pensje. Dlaczego tak się dzieje?
Ile mają zarabiać pielęgniarki?
Według zmian wprowadzonych w ustawie, pielęgniarki i położne podzielone są na trzy grupy, w których minimalne wynagrodzenie zasadnicze różni się w zależności od wymaganego wykształcenia.Po zmianie ustawy najmniej zarobią pielęgniarki posiadające tylko tytuł licencjacki albo samo wykształcenie średnie, bez specjalizacji ich pensja powinna wynosić 5323 zł. Jest to grupa 6. Osoby z tytułem magisterskim, licencjackim lub średnim wykształceniem i specjalizacją mogą liczyć na pensję minimalną w wysokości 5776 zł. Jest to grupa 5. Ostatnią grupą (oznaczoną jako 2) są pielęgniarki i położne posiadające tytuł magisterski i specjalizację ich wynagrodzenie zasadnicze zostało podniesione do 7305 zł. Są to kwoty brutto.
Jedno słowo decyduje o podwyżce
Zmiana ustawy, zamiast poprawić sytuację w szpitalach, tylko dolała oliwy do ognia. Wśród pracowników zapanowała fatalna atmosfera związana, z jak sami to określają, podziałem kadry na lepszych i gorszych. Pielęgniarki z całej Polski głośno mówią o absurdzie wywołanym zmianami i nie zgadzają się z kluczem, według którego ustalane są wynagrodzenia. Podobnie jest w bełchatowskim szpitalu, gdzie pominięto grupę pracowników z najwyższym wykształceniem. Pielęgniarki i położne posiadające tytuł magistra i specjalizację zamiast ponad 7 tysięcy złotych, które widnieją w ustawie, wciąż zarabiają około 5-6 tysięcy.Okazuje się, że nowe przepisy pozwalają dyrektorom placówek według własnego uznania interpretować kwalifikacje i przyznawać wynagrodzenie. Taka sytuacja wynika z jednego słowa znajdującego się w dokumencie. Jak tłumaczy Ewa Zaleska, zastępca dyrektora ds. administracyjno-kadrowych, w bełchatowskim szpitalu wzrostu wynagrodzenia w dokonano na podstawie obowiązującego od 1 lipca kryterium wykształcenia wymaganego na zajmowanym stanowisku, a nie wykształcenia posiadanego przez danego pracownika.
- Klucz tego, kto daje i ile daje, jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Od marszałka usłyszałam, że to zależy od dyrektora, dyrektor mówi, że o to ustalenia Urzędu Marszałkowskiego. Jeden spycha na drugiego - mówi Iwona Darmach, przewodnicząca Regionu Łódzkiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Dla pielęgniarek oznacza to, że nawet jeśli mają wyższe kwalifikacje, które zdobyły w ramach wymaganego dokształcania się, to mogą one nie zostać uznane przez pracodawcę. Tym samym pracownicy zostaną przydzieleni do niższej grupy, w której zarobią mniej. Z takim absurdalnym sposobem interpretowania przepisów nie zgadzają się pielęgniarki.
- Można powiedzieć, że tak. Mamy za wysokie wykształcenie na stanowisko, które zajmujemy. Tylko, że w ustawie o zawodzie pielęgniarki i położnej jest zapisane, że mamy obowiązek kształcenia się i podnoszenia swoich kwalifikacji. Więc w jakim celu mamy podnosić swoje kwalifikacje, skoro każda z nas starała się kształcić, a teraz nie mamy z tego nic – tłumaczy Iwona Darmach.
Jak przekazuje, około 160 pracowników szpitala wojewódzkiego w Bełchatowie nie otrzymało podwyżek. Problem dotyczy głównie pielęgniarek i położnych posiadających tytuł magistra i specjalizację lub sam tytuł magistra. Reszcie wypłacane jest już wynagrodzenie zasadnicze przewidziane przez ustawę.
Zarobki dzielą pracowników
Z podobną sytuacją zmagają się pielęgniarki i położne w całej Polsce. Są jednak takie miejsca, gdzie dyrektorzy zdecydowali o wypłaceniu podwyżek zgodnie z wykształceniem posiadanym przez pielęgniarki. W innych placówkach pensje wciąż są wypłacane na podstawie wymagań dla poszczególnych stanowisk. W związku z tym Forum Pielęgniarstwa i Położnictwa na podstawie anonimowych formularzy napływających ze szpitali stworzyła mapę wynagrodzeń.
- Dziwną rzeczą jest, że w jednej placówce można dać podwyżkę i nie ma problemu, a dwie czy trzy ulice dalej jest placówka, która nie uznaje kwalifikacji - mówi Iwona Darmach.
Na mapie za pomocą gwiazdek oznaczone są placówki, w których podwyżki nie zostały wprowadzone w ogóle lub tak jak w przypadku Bełchatowa tylko w pewnym stopniu. Zawiera ona również informacje o wysokości zarobków i jest aktualizowana na bieżąco. Jeśli sytuacja w szpitalu ulegnie zmianie, ten znika z mapy.
- Na poziomie województwa łódzkiego jeszcze miesiąc temu sytuacja była taka, że dyrektorzy twardo stali na swoim stanowisku. Poszli tą samą drogą co nasz dyrektor, że nie wprowadzili nikogo do grupy 2. Teraz dyrektorzy placówek wycofują się i już podnoszą uposażenia i przenoszą do właściwych grup – mówi Iwona Darmach.
Ilość niebieskich gwiazdek wciąż jest jednak ogromna. Dodatkowo taka sytuacja wprowadza nerwową atmosferę wśród pracowników, którzy czują się podzieleni. Takie głosy można zauważyć zarówno wśród personelu placówki w Bełchatowie, jak i innych szpitali.
- W czasie naszego sporu zbiorowego jednym z postulatów jest równe traktowanie pielęgniarek zatrudnionych na takich samych stanowiskach. Jak będzie w tym przypadku? Nie wiemy – mówiła w rozmowie z Gazetą Wyborczą, Irena Marzycka, ze szpitala w Stalowej Woli.
Czy będzie protest?
W wielu placówkach pielęgniarki postanowiły sprzeciwić się dzieleniu personelu i walczyć o wzrost swoich wynagrodzeń. Sposoby protestów są różne, jednym z nich jest wybieranie zwolnień przez pielęgniarki. Jak przekazuje Gazeta Wyborcza, taka sytuacja miała miejsce m.in. w Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach. Tam na zwolnienia lekarskie poszli pracownicy bloku operacyjnego, co niestety spowodowało wstrzymanie na pewien czas zabiegów.Jak przekazuje portal pulsHR, na podobny krok zdecydowali się również pracownicy w Warszawskim Instytucie Onkologii, Świętokrzyskim Centrum Onkologii czy Powiatowym Szpitalu Specjalistycznym w Stalowej Woli. Tam również personel zdecydował się odejść od łóżek.
Czy podobnej sytuacji możemy spodziewać się w Bełchatowie? Na razie nic na to nie wskazuje.
- My chcemy z dyrekcją rozmawiać. To nie jest rozwiązaniem, żeby pójść na zwolnienie, bo wiemy, że jest nas duża grupa. Jeśli pójdziemy na zwolnienia, to będzie brakowało jednej trzeciej personelu. Zadziwiające jest to, że po raz kolejny to my jesteśmy poszkodowane – mówi Iwona Darmach.
Dodaje jednak, że jest to sytuacja indywidualna każdego pracownika, zatem mogą oni podejmować decyzje we własnym zakresie.
Jak przekazuje Ewa Zaleska, część z pielęgniarek wystosowała do dyrekcji szpitala pisma z wnioskiem o ustalenie od 1 lipca wynagrodzenia według posiadanego przez nie wykształcenia.
- W odpowiedzi Dyrektor Szpitala podtrzymał dotychczasowe zasady dotyczące wzrostu wynagrodzeń według kryterium wykształcenia wymaganego na danym zajmowanym stanowisku – mówi Zaleska.
Przedstawicielom związków zawodowych udało się spotkać z dyrekcją placówki. Wymagało to jednak wcześniejszego złożenia odpowiednich pism i cierpliwości, gdyż jak przekazują, początkowo dyrektor odmówił takiego spotkania. Ostatecznie do rozmów doszło 20 września.
- Spotkanie przebiegało w spokojnej atmosferze i dotyczyło omówienia spraw bieżących związanych z funkcjonowaniem szpitala w tym również kwestii kształtowania wynagrodzeń. Strony ustaliły, że rozmowy będą kontynuowane w ramach kolejnych spotkań – przekazuje Ewa Zaleska.
Iwona Darmach dodaje, że jeśli chodzi o wynagrodzenia, rozmowy nie przyniosły większych efektów, a kolejne spotkanie i negocjacje z dyrekcją bełchatowskiej placówki mają odbyć się w połowie października.
Tekst powstał przy wsparciu The German Marshall Fund of United States.
Komentarze (0)