Siatkarze z Bełchatowa byli w komfortowej sytuacji przed czwartkowym starciem z czeską drużyną. Żółto-czarni zwyciężyli u siebie 3:0 w pierwszym meczu, więc do zapewnienia sobie awansu potrzebowali wygranej w dwóch setach rewanżowego meczu, a w razie porażki 1:3 lub 0:3 o awansie zdecydowałby tzw. złoty set, rozgrywane na zasadach tie-breaka.
Takiej potrzeby jednak nie było. Nie było też potrzeby angażowania wszystkich podstawowych zawodników. W wyjściowym składzie, po raz czwarty w Pucharze CEV, zobaczyliśmy dublerów, których tym razem wspierali dwaj gracze pierwszego składu, rozgrywający Grzegorz Łomacz i środkowych Karol Kłos.
Pomimo tego bełchatowianie nie mieli najmniejszych problemów ze zrealizowaniem celu. Potrzebowali na to zaledwie trzech kwadransów. Pierwszą partię PGE Skra wygrała 25:20. W drugiej było jeszcze łatwiej, bo żółto-czarni zwyciężyli różnicą ośmiu oczek (25:17). Liderem zespołu w tym okresie gry był znajdujący się w kapitalnej formie Karol Kłos, który skończył 7 z 8 ataków i dorzucił trzy punktowe bloki.
Pewni awansu do kolejnej rundy siatkarze z Bełchatowa spuścili z tonu w trzeciej odsłonie, co przypłacili porażką 23:25. To pierwszy straconych przez nich set w tegorocznej edycji Pucharu CEV. W czwartej odsłonie, która również była bardzo zacięta, o dwa punkty lepsi okazali sie już zawodnicy PGE Skry i było po meczu.
Najwięcej punktów dla dziewięciokrotnych mistrzów Polski zdobył Robert Taht (16 punktów), wspomniany wcześniej Kłos wywalczył 15 oczek, a Damian Schulz i Mikołaj Sawicki po 13.
Kolejny mecz o stawkę PGE Skra Bełchatów rozegra w poniedziałek 13 grudnia w Zawierciu, gdzie jej rywalem w 11. kolejce PlusLigi będzie miejscowa Aluron CM Warta.
Komentarze (0)