Przed sobotnim spotkaniem siatkarze z Bełchatowa mogli pochwalić się serią czterech zwycięstw i awansem na trzecie miejsce w tabeli "Ligi Mistrzów Świata". Rywal z Warmii, który znakomicie rozpoczął sezon 2021/2022, przegrał pięć ostatnich potyczek o plusligowe punkty z ekipami celującymi w medale, co zdaje się pokazywać miejsce olsztynian w szeregu.
Analitycy firm bukmacherskich oraz siatkarscy komentatorzy spodziewali się wygranej żółto-czarnych i nie pomylili się w swoich prognozach. Podopieczni Slobodana Kovaca przywiozą do domu komplet punktów, ale musieli się o to mocno postarać, bo rywal wysoko zawiesił poprzeczkę.
Jak zacięte było to spotkanie pokazują już same wyniki poszczególnych setów wygrywane przez jedną lub drugą drużynę różnicą co najwyżej czterech oczek. Najciekawiej było w dwóch ostatnich, o losie których rozstrzygała gra na przewagi, ale o nich więcej za chwilę. Zacznijmy od początku.
Inauguracyjna odsłona niemal od początku do samego końca była bardzo zacięta. Siatkarze PGE Skry popełniali mnóstwo błędów w polu zagrywki, w sumie aż dziewięć, ale kapitalnie spisywali się w ataku, z którym duży problem miała drużyna gospodarza. Ostatecznie przyjezdni okazali się lepsi o dwa oczka (25:23).
Podrażniony takim obrotem spraw Indykpol AZS wziął się do roboty w drugiej partii i zasłużenie ją wygrał, prowadząc od samego początku do końca. W pewnym momencie przewaga nowych podopiecznych Javiera Webera wynosiła już siedem oczek (18:11 i 19:12). Koniec końców wygrali tę część meczu 25:21.
W dwóch kolejnych setach o zwycięstwie decydowały detale, dosłownie pojedyncze akcje. W obu przypadkach lepsza w stosunku 28:26 była bełchatowska drużyna. Można powiedzieć, że górę wzięła zespołowość. Indykpol AZS bazował na punktach zdobywanych przez Karola Butryna i Toreya DeFalco. W PGE Skrze ciężar zdobywania punktów rozłożył się na zdecydowanie większą grupę graczy.
Kapitalną zmianę w czwartej partii dał Robert Taht, który w kluczowym momencie popisał się dwoma asami serwisowymi i skończył dwa z trzech ataków. Słabsze zawody po serii kapitalnych występów rozegrał Mateusz Bieniek (7 punktów i tylko 28% w ataku), ale na środku siatki nie zawiódł Karol Kłos (11 oczek), na wysokości zadania stanęli skrzydłowi choć ich gra trochę falowała.
Ostatecznie jednak Milad Ebadipour (MVP spotkania) i Aleksandar Atanasijević zdobyli po 17 punktów, a Dick Kooy tylko o oczko mniej. To wystarczyło, żeby wyszarpać z gardła trzy punkty w Iławie i cieszyć się z piątej wygranej z rzędu, która pozwoli zachować trzecie miejsce w tabeli.
To drugie styczniowe zwycięstwo PGE Skry Bełchatów, przed którą jeszcze sześć spotkań o stawkę w bieżącym miesiącu. To najbliższe w Pucharze CEV już we wtorek 11 stycznia. Na mecz z Neftochimikiem Burgas w Bułgarii żółto-czarni udadzą się bezpośrednio po dzisiejszym meczu, bez powrotu do domu.
Do Polski PGE Skra wróci w środę i będzie miała zaledwie dwa dni na przygotowania do kolejnego starcia. Już w piątek 14 stycznia wyjedzie do Nysy, gdzie dzień później zagra ze Stalą (godz. 17.30). Po tym meczu bełchatowian czeka rewanżowy mecz z Neftochimikiem (18 stycznia o godz. 18.00 ).
W pierwszym miesiącu nowego roku bełchatowianie rozegrają jeszcze trzy szlagierowe mecze: u siebie z Jastrzębskim Węglem (PlusLiga) oraz Asseco Resovią Rzeszów (TAURON Puchar Polski) oraz na wyjeździe z Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (PlusLiga).
Komentarze (0)