W pierwszej rundzie sezonu 2021/2022 PGE Skra Bełchatów sensacyjnie uległa beniaminkowi ze stolicy Lubelszczyzny na własnym parkiecie. Podopieczni Slobodana Kovaca prowadzili już 2:0 w setach, żeby przegrać po tie-breaku. W rewanżu żółto-czarni nie popełnili już tego błędu.
Wielu ekspertów i komentatorów, mając w pamięci mecz sprzed kilku miesięcy, wiele obiecywało sobie po rywalizacji lublinian z bełchatowianami, ale tym razem zamiast widowiska trzymającego w napięciu od pierwszej do ostatniej piłki byliśmy świadkami jednostronnego spotkania.
Wystarczy powiedzieć, że LUK Lublin, który na własnym parkiecie potrafił napsuć krwi najmocniejszym zespołom "Ligi Mistrzów Świata" tym razem w żadnym z setów nie zdołał pokonać bariery dwudziestu punktów. To był siatkarski nokaut, ciężki nokaut!
Tego dnia PGE Skra grała jak z nut. Zawodnicy z Bełchatowa byli lepsi w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła, a szczególnie imponowali w polu zagrywki, zdobywając serwisem dziesięć bezpośrednich punktów przy zaledwie jedenastu błędach własnych. Świetnie funkcjonowały też atak i blok.
Pisząc krótko, to był dzień bełchatowskich siatkarzy, którzy wygrywali poszczególne sety do 17, 19 i 18. Tym samym Grzegorz Łomacz i spółka odnieśli czternaste zwycięstwo w sezonie i zrównali się punktami z drugim w stawce Jastrzębskim Węglem. Z tym, że mistrz Polski ma o dwa spotkania rozegrane mniej.
Najlepszym zawodnikiem piątkowej potyczki został Holender Dick Kooy i to w jego ręce trafiła statuetka dla MVP. Przyjmujący klubu z Bełchatowa zdobył łącznie 16 punktów, z czego trzy serwisem, a pozostałe atakiem, kończąc wystawione piłki ze skutecznością 68%.
Teraz przed zawodnikami PGE Skry Bełchatów kilka dni na zasłużony odpoczynek i spokojny trening. Kolejny mecz dopiero za tydzień, w sobotę 19 lutego w Rzeszowie, z miejscową Asseco Resovią, po którym żółto-czarni zmierzą się w dwumeczu z francuskim Tours VB o finał Pucharu CEV. Mecze te zaplanowano na 24 lutego i 2 marca.
Komentarze (0)