Nowy rok przyniesie liczne zmiany w oświacie. Według Minister Edukacji – Barbary Nowackiej nauczyciele zarabiają zdecydowanie za mało, dlatego planowane od początku roku podwyżki są w pełnie uzasadnione. Według szefowej resortu pozwoli to zawodu przyciągnąć nowe osoby, a także stać się przyczyną powrotu do szkół tych, którzy zrezygnowali z pracy. W ministerstwie mają świadomość problemu w szkołach, który wiąże się z brakiem odpowiedniej kadry.
Pomóc w tym ma wzrost wynagrodzeń. Rząd zapowiedział, że wynikające z Karty nauczyciela średnie wynagrodzenie wzrośnie o ponad 1,5 tys. zł brutto. Stawki minimalne wynagrodzenia zasadniczego wzrosną o 30 proc. i 33 proc., zależnie od stopnia awansu zawodowego. Na podwyżki dla nauczycieli szkolnych i przedszkolnych rząd przeznaczył ponad 23 mld zł.
- To dobry dzień dla polskiej szkoły i dla polskiej edukacji, bo możemy powiedzieć, że przez Sejm przeszła tak bardzo wyczekiwana przez całą społeczność szkolną, zwłaszcza nauczycielki i nauczycieli podwyżka. (...) Podnosimy wynagrodzenia w sposób niespotykany do tej pory - o 30%. Dla nauczycieli, którzy zaczynają swoją pracę w szkole - o 33% - mówiła minister Barbara Nowacka podczas swojego wystąpienia w Sejmie.
Jak dodała, w ostatnich latach wynagrodzenie zasadnicze dla nauczycieli zaczynających pracę w szkole niemalże zrównało się z płacą minimalną.
- Świetnie wykształcony człowiek, pełen empatii i wiary w młodych ludzi, chcący sprawować tą najważniejszą z perspektywy państwa funkcję, zarabiał właściwie niewiele ponad płacę minimalną. To nie było zachęcające do podjęcia tej trudnej pracy – mówiła Barbara Nowacka.
Zapowiedziała również odchudzenie podstawy programowej. Dotyczy to również przedmiotów maturalnych. Zmiany to nie tylko zmniejszenie ilości godzin religii w szkole, ale również zmniejszenie zakresu materiału z fizyki, chemii, geografii, biologii, historii czy j. polskiego.
To jednak nie wszystko. Ministerstwo Edukacji zamierza wprowadzić nowe zasady w sprawie prac domowych zadawanych uczniom przez nauczycieli. Rozwiązanie będzie stosowane w szkołach podstawowych i zostanie wprowadzone od kwietnia. Jak to będzie wyglądało? W klasach od 1 do 3 nie będzie żadnych prac domowych. Natomiast od 4 do 8 klasy prace domowe będą tylko dla chętnych i bez oceniania.
Brak prac domowych? Mieszane uczucia wśród nauczycieli
Co o pomyśle myślą nauczyciele z bełchatowskich szkół?
- Uważam, że nie jest to do końca dobre rozwiązanie, bo jednak dzieci powinny utrwalać przerabiany w szkołach materiał. Takie przyzwolenie na zupełne odpuszczenie pracy w domu, później może zemścić się w kolejnych latach np. na egzaminach. Trudno sobie wyobrazić, aby dzieci nie ćwiczyły w domu języka angielskiego czy matematyki. Oczywiście, myślę, że w przypadku niektórych przedmiotów można pójść po zdrowy rozsądek i nie obciążać dzieci nadmiernie. Ale niektórych rzeczy się nie przeskoczy. Z mojego doświadczenia widzę, kiedy dzieci odrabiają samodzielnie zadania z angielskiego, a które przepisują od kolegów czy ściągają z internetu. To później wszystko wychodzi na sprawdzianach czy przy odpowiedzi ustnej. Dzięki pracom domowym dzieci uczą się też systematyczności i odpowiedzialności – mówi pani Kasia, nauczycielka języka angielskiego w jednej z bełchatowskich podstawówek.
Z dużą ostrożnością do planowanych zmian podchodzą też w innych bełchatowskich szkołach.
- Warto tutaj podkreślić, że na przykład w klasach 1-4 dzieci wchodzą dopiero w edukację. Z jednej strony nie należałoby ich aż tak obciążać, ale z drugiej to właśnie wtedy uczą się pisać literki, robią pierwsze działania, i wtedy praca w domu, utrwalanie pewnych rzeczy jest konieczne. Zgadzam się z tym, że trzeba to wypośrodkować, bo to mija się z celem, aby niektóre prace z innych przedmiotów za dzieci wykonywali rodzice. Lepiej na przykład zadawać dzieciom realizację jakiegoś projektu, aby zrobiły to razem w grupie np. przez miesiąc. W starszych klasach ta dobrowolność też wywołuje u mnie mieszane uczucia, bo w takim razie nie trzeba będzie czytać lektur, utrwalać języka obcego czy matematyki. W takim razie z jaką wiedzą pójdą na studia? Tak więc wydaje mi się, że trzeba to wypośrodkować – mówi wicedyrektor w jednej z podstawówek.
Trudno znaleć nauczyciela chemii czy fizyki...
Do zapowiadanego pomysłu odchudzenia podstawy programowej ze sporą rezerwą podchodzą sami dyrektorzy szkół średnich w powiecie bełchatowskim.
- Trochę za mało konkretów jest w tej sprawie i to jest zbyt ogólne. Bo w jaki sposób ten program ma być odchudzony? Czy ograniczony zostanie materiał, a liczba godzin zostanie zachowana, aby było więcej czasu na pracę z uczniami. Czy jednak sprowadzi się to do tego, że ograniczona zostanie liczba godzin? Jest tutaj wiele znaków zapytania – mówi nam jedna z dyrektorek.
Pozytywnie na obiecane podwyżki reagują zarówno nauczyciele, jak i dyrektorzy szkół, którzy liczą na to, że dzięki temu łatwiej będzie im zatrudnić nauczycieli do placówek, bo często jest z tym niestety spory problem.
- Daje to podstawę myśleć, że zawód nauczyciela będzie godnie wynagradzany. To jest jednak istotny zastrzyk pieniędzy i z tego nauczyciele na pewno się cieszą. W tej chwili nauczyciel początkujący ma wynagrodzenie na poziomie mniejszym niż najniższa krajowa. Te 33 proc. podwyżki na pewno powinno poprawić sytuację, bo coraz trudniej jest znaleźć nauczyciela, który chciałby przyjść do pracy z odpowiednim wykształceniem. Problem szczególnie odczuwalny jest w małych szkołach, takich jak nasza. Poszukujemy specjalistów z chemii i fizyki, i żeby znaleźć fachowca w tym zakresie, to jest nie lada wyzwanie. Jeżeli dojdzie to do skutku, to na pewno będzie miało to pozytywny efekt na sytuację w szkołach – mówi Grzegorz Gryczka, dyrektor Szkoły Podstawowej w Kurnosie Drugim.
Podwyżka? Po 11 latach będzie "czwórka z przodu"
Ze planowanego wzrostu wynagrodzeń cieszą się nauczyciele, ale… czekają też na wypłatę z podwyżką.
- Nauczyciele cieszą się na te zapowiadane podwyżki, ale jak nie zobaczę tego na papierze, to nie uwierzę. Zapowiedzi to jedno, ale czas w drożyć to w życie. Zobaczymy przy wypłacie – mówi nauczycielka z SP nr 1 w Bełchatowie.
- Mam poczucie, że w końcu moja praca zostanie doceniona. Po 11 latach w końcu na pasku z wypłatą będę miała czwórkę z przodu – cieszy się nauczycielka z innej bełchatowskiej podstawówki.
Komentarze (0)