Jak wynika z relacji kierowców i prawników, coraz częściej dokumenty odbierane są na podstawie administracyjnych przesłanek, o których większość obywateli nigdy nie słyszała. Nie potrzeba żadnej kolizji, kontroli drogowej czy promili we krwi – wystarczy niedopełnienie formalności albo wpis w rejestrze. Dla wielu brzmi to jak absurd, ale ten mechanizm ma solidne podstawy prawne.
Utrata prawa jazdy bez sądu i bez ostrzeżenia
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, starosta może z urzędu wszcząć postępowanie administracyjne prowadzące do cofnięcia uprawnień do kierowania pojazdami. Nie potrzebuje przy tym decyzji sądu ani interwencji policji. Podstawą może być np. wynik badań lekarskich, w którym lekarz stwierdzi niezdolność do prowadzenia pojazdów. A jeśli zainteresowany nie zareaguje na czas, może pożegnać się z dokumentem – nawet nie wiedząc, że sprawa już się toczy.
Inny przykład? Kierowca, który nie dostarczy na czas zaświadczenia o stanie zdrowia – mimo że formalnie nie popełnił żadnego wykroczenia drogowego – może zostać uznany za osobę nieuprawnioną do prowadzenia pojazdu. W praktyce oznacza to jedno: jazda staje się przestępstwem z art. 180a Kodeksu karnego. I to niezależnie od tego, czy dana osoba wiedziała, że utraciła uprawnienia.
„To zmiana paradygmatu” – komentują eksperci
Prawnicy zwracają uwagę, że mamy do czynienia z poważną zmianą podejścia do kierowców w Polsce. Dotychczas dokument prawa jazdy był traktowany jak pewnego rodzaju „nabyty przywilej” – coś, co można utracić tylko w wyniku poważnych wykroczeń drogowych. Teraz coraz częściej zależy od czynników administracyjnych, medycznych, a nawet od tego, czy dane w systemie CEK (Centralna Ewidencja Kierowców) są zgodne z rzeczywistością.
„Prawo jazdy przestaje być bezpiecznym dokumentem w rękach kierowców, którzy nigdy nie złamali przepisów. Staje się zależne od wielu czynników – również takich, o których obywatel może nie zostać poinformowany na czas” – ostrzegają eksperci.
Głos obywateli: zaskoczenie, frustracja, niedowierzanie
W mediach społecznościowych aż roi się od historii kierowców, którzy z dnia na dzień dowiedzieli się, że stracili prawo jazdy – i to nie za przekroczenie prędkości, ale np. z powodu błędu urzędnika. Jeden z internautów opisuje, że dokument został cofnięty, bo w systemie CEK pojawił się błędny wpis o jego stanie zdrowia. Inny twierdzi, że zawiniło opóźnienie w przesłaniu zaświadczenia lekarskiego, choć przesłał je kilka dni po terminie – i nikt go nie poinformował o konsekwencjach.
Szczególny niepokój budzi fakt, że wielu kierowców dowiaduje się o cofnięciu uprawnień dopiero podczas kontroli drogowej. Wtedy nie ma już mowy o mandacie – kierowca zostaje potraktowany jak przestępca. Jak wskazują prawnicy, w takich przypadkach sąd często nie uznaje braku wiedzy za okoliczność łagodzącą.
Nowe prawo czy samowola urzędników?
Nie brakuje głosów, że cały mechanizm – choć zgodny z przepisami – podważa konstytucyjne prawo obywatela do obrony. Osoba, która nie została o niczym formalnie poinformowana, nagle znajduje się w sytuacji, w której jej codzienne życie staje pod znakiem zapytania. Bo dla wielu prawo jazdy to nie tylko dokument – to również narzędzie pracy, jedyny sposób dojazdu do szkoły dziecka czy środek transportu w miejscu bez komunikacji publicznej.
„To radykalna zmiana w podejściu do kierowców. Dokument przestaje być ‘bezpieczny’ w rękach tych, którzy nigdy nie złamali przepisów. Staje się zależny od wielu czynników – również takich, o których obywatel może nie zostać poinformowany na czas” – komentują prawnicy.
Ministerstwo reaguje, ale na razie ostrożnie
Ministerstwo Infrastruktury na razie nie odnosi się do konkretnych przypadków. W odpowiedzi na pytania mediów ogranicza się do ogólnych zapowiedzi: ma zostać przeprowadzony przegląd obowiązujących przepisów dotyczących nadzoru nad kierowcami. Jak zaznaczają urzędnicy, obowiązkiem każdego kierowcy jest dbać o ważność dokumentów, a także regularnie sprawdzać dane w CEK.
To jednak nie uspokaja opinii publicznej. Coraz częściej pojawia się pytanie, czy Polska nie zmierza w stronę modelu, w którym prawo jazdy staje się nie prawem, a przywilejem – zależnym od urzędnika, systemu komputerowego lub terminu złożenia zaświadczenia.
Co może zrobić kierowca, by się zabezpieczyć?
Prawnicy nie mają złudzeń: w obecnych realiach odpowiedzialność spada na obywatela. Każdy kierowca powinien:
- systematycznie sprawdzać swój status w Centralnej Ewidencji Kierowców;
- pilnować terminów badań lekarskich i psychologicznych (w przypadku zawodowych kierowców);
- archiwizować dokumenty i potwierdzenia ich złożenia;
- w razie wątpliwości – zasięgnąć porady prawnej.
Tylko takie działania mogą uchronić przed nieświadomą utratą uprawnień i związanymi z tym konsekwencjami karnymi.
Komentarze (0)