reklama
reklama

Ukraiński żołnierz relacjonuje, jak wygląda wojenna rzeczywistość. Auto z Bełchatowa będzie mu służyć w bojach

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia Z Bełchatowa na Ukrainę wyruszył samochód, który trafił wprost na pole walk. Terenówka ufundowana została dla młodego żołnierza, który wystosował apel o pomoc. Teraz rodzina 20-latka relacjonuje, jego wojenną rzeczywistość. Starcia z rosyjskim najeźdźcami, bombardowania i kolejni polegli żołnierze - tak wygląda brutalna wojna za naszą wschodnią granicą.
reklama

Ukraiński żołnierz, 20-letni Mikołaj, jakiś czas temu wystosował apel o pomoc. W wiadomości, która dotarła m.in. do jednego z bełchatowian, przekazał, że potrzebuje samochodu terenowego, który będzie służył w walkach. Natychmiast uruchomiona została zbiórka, a pojazd dotarł już za naszą wschodnią granicę. Udało nam się skontaktować z rodziną Mikołaja. W krótkiej rozmowie przekazali relację młodego chłopaka wprost z frontu.

"Puścili ich w samych spodenkach"

Okazuje się, że myśl o wstąpieniu do armii narodziła się w głowie Mikołaja pod wpływem inspiracji wujem, który walczył w Donbasie w 2014 r. Chłopak miał wówczas jedynie 12 lat, jednak tuż po ukończeniu pełnoletności zaciągnął się do wojska, gdzie podpisał trzyletni kontrakt.

Od momentu wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą młody chłopak przeżył rzeczy, które ciężko sobie wyobrazić. Już na samym początku walk stracił wszystkich swoich kompanów. Jego oddział został rozbity, a Mikołaj był praktycznie jedyną osobą, która przeżyła.

- Nie znam szczegółów tego, co się tam wydarzyło. Mikołaj nam tego nie opowiadał, bo wtedy bardzo ciężko było z kontaktem. Wiemy, że na początku wojny on był na lewym brzegu Kijowa. Po tym, jak rosyjskie wojska wycofały się spod Kijowa, Mikołaj walczył w obwodzie charkowskim i tam zajmowali się wyzwalaniem terytorium prawie do granicy z Rosją – mówi Petro, szwagier Mikołaja.

Jak dodaje, Mikołaj w obwodzie charkowskim spędził kilka miesięcy, na swoje 20 urodziny dostał informację, że będzie wysłany do Donbasu. Jego oddział walczył w rejonie Uglegorskiej elektrowni, gdzie młody żołnierz stracił wielu swoich kompanów.

- Mówił nam, że przeciwnicy pokonali ich liczebnością, wielu nie miało nawet hełmów ochronnych i kamizelek. Opowiadał, że udało im się wycofać z bardzo dużymi stratami, dosłownie w samych spodenkach. Stracili wszystko ludzi, sprzęt, mundur, wszystko zostało im zabrane – przekazuje Petro.

Nigdy więcej nie zje wołowiny

Po walkach w regionie elektrowni Mikołaj został przeniesiony do Bachmutu. Tam podczas działań wraz z towarzyszami zostali otoczeni. Przez trzy dni byli pozostawieni bez niczego, bez jedzenia, czy picia. Udało im się wyrwać z opresji wroga. Wciąż jednak zdani byli tylko na siebie, pomoc dotarła dopiero kilka dni później. Po tym czasie przyszedł moment wytchnienia. Młody żołnierz dostał urlop. Nie trwało to jednak długo, po kilku dniach musiał wrócić na front.

Jak dodaje Petro, kontaktując się z Mikołajem, starają się nie zadawać zbyt dużo pytań, by nie przypominać mu dramatycznych przeżyć. Chłopak wspomniał jednak o jeszcze jednej akcji, w której brał udział. Miało to miejsce w rejonie charkowskim.

- Mikołaj opowiadał, że chyba nigdy więcej nie zje już mięsa wołowego. To było po tym, jak walczyli punkcie podobnym do farmy, gdzie znajdowały się krowy. Rosjanie trafili tam rakietą albo czymś podobnym. Mówił, że tyle martwych krów nigdy nie widział i że to wszystko okropnie śmierdziało – relacjonuje Petro.

Chłopak ostatnio zwierzał się bliskim, że jego psychika już nie daje rady i chciałby odpocząć. Dostać dłuższy urlop. Mówił, że już wiele miesięcy jest na froncie i jest mu ciężko.

- On już na jakiekolwiek eksplozje reaguje szokiem – mówi Petro.

Niestety jednak młody chłopak, nawet jeśli zakończy się kontrakt, który podpisał, musi pozostać na froncie, dopóki wojna się nie zakończy. W trudach boju chłopak znalazł jednak ludzi o wielkim sercu, którzy służą pomocom jemu i jego rodzinie.

Zrzutka na "sanie dla Mikołaja"

Pod koniec grudnia do młodego żołnierza z Bełchatowa wyjechał samochód terenowy, który zakupiony został z pieniędzy zebranych na internetowej zrzutce zorganizowanej przez fundację Zakres i WarNews.pl.

"Sanie Mikołaja", bo taki przydomek zyskał biały nissan navara, jest już na terenie Ukrainy. Pojazd został specjalnie wybrany pod kątem tego, czy poradzi sobie z trudami walki na froncie. Przed wyjazdem auto obejrzeli jeszcze lokalni mechanicy, którzy potwierdzili jego sprawność. Nissan wyposażony jest w napęd 4x4 i dość duży silnik, ma również kierownicę po prawej stronie, co jak przekazują wolontariusze, jest przydatne, gdy obok siedzi nawigator i strzelec.

Nie tylko samochód

Dzięki uprzejmości lokalnych firm z Bełchatowa wraz z nissanem do Ukrainy trafiło również niezbędne wyposażenie. Samochód po drodze odwiedził jeszcze kilka miejsc, rozwożąc pomoc humanitarną, czy też drobne prezenty świąteczne m.in. dla dzieci z Domu Kultury Polskiej w Mościskach.

Jak tłumaczy, Artur Chasikowski, z fundacji Zakres, wśród wyposażenia znalazły się tzw. pinpointery, czyli małe wykrywacze metali, przydatne medykom, optyka pomocna w walkach prowadzonych po zmroku, a także duża ilość racji żywnościowych.

- Chłopaki przebywają wiele miesięcy na diecie kaszowej i już powoli im to doskwiera. Nawet jedna konserwa turystyczna bardzo dużo zmienia w ich jadłospisie – tłumaczy Chasikowski.

Całe wyposażenie trafi na zachodnią i północną Ukrainę, gdyż jak relacjonują wolontariusze, to właśnie w kierunku białoruskim może się przenieść pole walk.

- Z naszych informacji, z jednostek w zachodniej Ukrainie, w których mamy swoich partnerów, są bardzo nerwowe, gorące ruchy z tym, żeby jednostki przenosić bliżej białoruskiej granicy. Wszyscy spodziewają się tej ofensywy rosyjsko-białoruskiej – mówi Artur Chasikowski.

"Pana samochód uratował już wiele istnień"

Warto również zaznaczyć, że to nie pierwszy raz, gdy bełchatowianie przyczyniają się do pomocy walczącym w Ukrainie. Mieszkańcy naszego miasta regularnie organizują zbiórki i przekazują dary. Nissan nie będzie również jedynym samochodem, który wyjechał z Bełchatowa, aby służyć na froncie.

Kilka miesięcy temu auto terenowe marki Mitsubishi, służące do przewozu rannych, wraz z wyposażeniem medycznym przekazało Stowarzyszenie "Odnowa" z gminy Bełchatów.

Wprost na pole walki trafił również passat jednego z bełchatowian. Pan Grzegorz swoje ukochane auto sprzedał Ukraińcom w kwietniu tego roku. W dniu zakupu mężczyzna dowiedział się, że prawdopodobnie jego volkswagen będzie przeznaczony do pomocy humanitarnej, a dokładnie do przewozu leków. Jednak jakiś czas później otrzymał wyjątkową wiadomość.

Na zdjęciu, które dostał, widać było jego passata, brudnego po trudach boju. Obok auta stało dwóch mężczyzn w mundurach, a na masce leżała broń przeciwpancerna.

- Liczyłem, że samochód będzie przydatny, ale nie spodziewałem się, że aż tak. Bardzo się z tego cieszę, że może komuś pomóc. Zakręciła mi się łezka w oku, gdy przeczytałem opis, do zdjęcia, który dostałem – mówił wiosną pan Grzegorz.

Zdjęcie opatrzone było jedynie krótkim opisem, który wywołał wzruszenie u mężczyzny: "Bardzo dziękuję. Pana samochód uratował już wiele istnień".

Być może również samochód ufundowany dla Mikołaja uratuje wkrótce czyjeś życie, a wdzięczny za pomoc młody żołnierz spełni swoją obietnicę i zaprosi przyjaciół i wolontariuszy z Polski do swojego domu pod Odessą na grilla.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama