W weekend w całym kraju organizowane są marsze związane ze śmiercią 30-letniej Izabeli z Pszczyny. Kobieta zmarła we wrześniu, będąc w 22. tygodniu ciąży. Zgłosiła się do szpitala, gdy odeszły jej wody. Lekarze nie zdecydowali się na usunięcie płodu do czasu aż przestanie bić jego serce. Kobieta zmarła na sepsę.
Do ogólnopolskich protestów, które odbywały się m.in. w Warszawie, Bydgoszczy, Białymstoku, Gdańsku, Lublinie, Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu, a także wielu innych miastach, przyłączyli się również mieszkańcy Bełchatowa.
- Jestem tutaj też dlatego, że mam córkę. Obawiam sie o jej przyszłość w tym kraju. Obawiam się o to, że będzie musiała się bać o własne życie. Przykładem niestety jest to, co się stało w Pszczynie z panią Izą. Cytując Boya-Żeleńskiego chciałbym powiedzieć, że w Polsce jest za dużo święconej wody, a za mało zwykłego mydła. Nie dajmy się, bo PiS nie będzie wiecznie. To też jest nasz kraj - powiedział jeden z protestujących.
Kilkadziesiąt osób spotkało się na placu Narutowicza, skąd przemaszerowali przy dźwiękach piosenki "The Sound of Silence" pod biura parlamentarzystów: posła Antoniego Macierewicza, senatora Wiesława Dobkowskiego oraz posłanki Małgorzaty Janowskiej. Tam zapalono znicza i zostawiono kartki z napisem: „Ani jednej więcej!”, sprzeciwiając się w ten sposób ograniczaniu praw kobiet.
- Jak wiele kobiet musi jeszcze zginąć? Myślę, że karma wraca. W kobietach jest siła i mogą wpłynąć, że w tym kraju w końcu będzie inaczej. Niestety doszło do tego, że kobiety muszą walczyć o własne prawa w wydawało się cywilizowanych kraju - powiedział kolejny z protestujących.
Komentarze (0)