reklama
reklama

Czy "atom" to naprawdę szansa dla Bełchatowa? Rozmowa z prof. Piotrem Ulańskim m.in. o miejscach pracy i obawach związanych z uranem

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Czy "atom" to naprawdę szansa dla Bełchatowa? Rozmowa z prof. Piotrem Ulańskim m.in. o miejscach pracy i obawach związanych z uranem - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

PGE w regionieCzy energetyka jądrowa jest bezpieczna? Czy uran to paliwo łatwo dostępne? A co wspólnego z odpadami radioaktywnymi ma... moneta? O tym rozmawiamy z Piotrem Ulańskim, profesorem Politechniki Łódzkiej, specjalistą w dziedzinie technologii radiacyjnej i ekspertem Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.
reklama

Ile reaktorów działa dziś na świecie?

Z oficjalnych danych wynika, że na początku tego roku funkcjonowało 411 komercyjnych reaktorów jądrowych, o łącznej mocy zainstalowanej 371 gigawatów (GW). Dodatkowo około 65 reaktorów było w budowie, a blisko 90 kolejnych znajdowało się w fazie planowania.

Poza tym na świecie działa około 220 reaktorów badawczych, które służą do celów naukowych, produkcji izotopów medycznych i przemysłowych oraz szkolenia personelu.

Polska jeszcze nie produkuje energii jądrowej, ale jest otoczona krajami, które mają elektrownie atomowe...

reklama

Tak. Wzdłuż naszej południowej granicy, w Czechach, działają dwie elektrownie jądrowe z łączną liczbą sześciu reaktorów. Na Słowacji funkcjonują cztery reaktory, a dwa kolejne są w budowie. Na Białorusi działają dwa, a Ukraina ma ich aż 15 – choć część z nich została wyłączona lub funkcjonuje pod szczególnym nadzorem z powodu wojny. Jesteśmy więc otoczeni państwami korzystającymi z energii jądrowej.

Jedynie Niemcy wycofały się z atomu...

Tak, ten kraj zakończył eksploatację ostatnich reaktorów jądrowych w 2023 roku. Ale jednocześnie importują energię z Francji... A ta energia – nie ma co ukrywać – pochodzi właśnie z elektrowni jądrowych. Trudno nie dostrzec tu pewnej hipokryzji i poważnie traktować deklaracje o „odchodzeniu” od energetyki jądrowej – de facto nadal z niej korzystają, tyle że z produkcją poza własnym terytorium.

reklama

Świat idzie w kierunku energetyki jądrowej i to od dawna.

Pierwsze elektrownie jądrowe powstały w latach 50. XX wieku i miały zastosowanie cywilne. Można więc powiedzieć, że energetyka jądrowa to rozwiązanie znane i sprawdzone. Obecnie około 10–11 procent energii elektrycznej na świecie pochodzi właśnie z atomu. W Unii Europejskiej ten udział jest jeszcze wyższy – przekracza 20 procent. Światowym liderem jest Francja, gdzie nawet 70 procent energii elektrycznej pochodzi z elektrowni jądrowych.

Czy produkcja energii jądrowej jest bezpieczna?

Po pierwsze warto zaznaczyć, że działanie energetyki jądrowej w żadnym kraju nie odbywa się w oderwaniu od społeczności międzynarodowej. Wręcz przeciwnie – istnieją międzynarodowe konwencje i systemy wymiany informacji. Polska Państwowa Agencja Atomistyki na bieżąco monitoruje sytuację w sąsiednich krajach. Poza tym działa Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) – agenda ONZ, która zajmuje się pokojowym zastosowaniem energii jądrowej.

reklama

Z którą Pan Profesor współpracuje.

Tak, mam przyjemność współpracować z tą instytucją. Agencja gromadzi ekspertów z całego świata, którzy wspólnie opracowują najlepsze rozwiązania dla energetyki jądrowej. Dotyczy to m.in. standardów bezpieczeństwa, systemów szkoleń, zabezpieczeń czy obsługi sytuacji awaryjnych. Co ważne, wszystkie te materiały i szkolenia są dostępne dla państw członkowskich ONZ bezpłatnie. Taka jest właśnie idea tej organizacji – przekazujemy wiedzę i wsparcie.

I to też wpływa na bezpieczeństwo elektrowni?

Tak i to w znacznym stopniu. To między innymi dzięki działalności Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej elektrownie na całym świecie stają się coraz bardziej bezpieczne. Powstają nowe technologie, usprawniane są procedury. W opublikowanym przez IAEA raporcie „Nuclear Safety Review 2024” podkreślono, że globalny poziom bezpieczeństwa jądrowego jest wysoki, a postęp obserwujemy m.in. w dziedzinie bezpieczeństwa radiacyjnego, transportu materiałów jądrowych, gospodarki odpadami i gotowości do reagowania w sytuacjach awaryjnych.

reklama

Czy są badania potwierdzające, że „produkcja z atomu” jest bezpieczna?

Tak, i to bardzo ciekawe. Istnieją analizy, które pokazują, ile istnień ludzkich „kosztuje” wytworzenie określonej ilości energii elektrycznej – przy uwzględnieniu zarówno zgonów bezpośrednich (np. w wyniku wypadków), jak i pośrednich (np. chorób związanych z zanieczyszczeniem powietrza).

Według danych z platformy Our World in Data, energetyka jądrowa znajduje się na drugim miejscu – zaraz po słonecznej – pod względem bezpieczeństwa. Dalej są energia wiatrowa i wodna. Najwięcej zgonów wiąże się z produkcją energii z węgla, ropy i gazu – nie tylko z powodu wypadków w kopalniach, ale także przez zanieczyszczenie powietrza, które negatywnie wpływa na zdrowie ludzi.

Jak to wygląda w liczbach?

Śmiertelność porównuje się w przeliczeniu na produkcję jednej terawatogodziny (TWh) energii, co odpowiada rocznemu zużyciu energii elektrycznej przez około 150 tys. odbiorców. W przypadku produkcji energii z atomu, śmiertelność określa się na jeden zgon co 33 lata. Dla energii słonecznej – jedna osoba co 50 lat. Pozostałe źródła – według tego porównania - są znacznie bardziej niebezpieczne.

Dane te mogą wskazywać, że powinniśmy rozwijać OZE.

Oczywiście! Problem polega jednak na tym, że energii elektrycznej nie potrafimy magazynować w dużych ilościach przez długi czas. Wiatr czasem wieje, czasem nie. Słońce świeci albo nie. Dlatego w systemie energetycznym musimy mieć źródło stabilne i przewidywalne – jak właśnie atom.

Ale przecież nie mamy uranu. Czy nie uzależnimy się od innych krajów?

Światowe zasoby uranu są bardzo duże. Szacuje się, że przy obecnym poziomie zużycia wystarczą na kilka tysięcy lat. A za kilka tysięcy lat najprawdopodobniej i tak będziemy mieli zupełnie inne źródła energii. Co więcej, rozwijane są technologie pozwalające pozyskiwać uran z wody morskiej. Takie eksperymenty przeprowadzają m.in. Japończycy – z powodzeniem.

Ale dziś uran nie jest drogi i można go kupować na rynku światowym.

Francuzi są zadowoleni z energetyki jądrowej? Przypomnijmy, to światowy lider, kraj, w którym około 70 procent energii pochodzi z atomu.

Tak. W krajach, gdzie energetyka jądrowa jest dobrze rozwinięta, doświadczenia mieszkańców jasno pokazują, że nie ma się czego bać. We Francji od kilkudziesięciu lat nie doszło do żadnego poważnego wypadku. Elektrownie dają stabilne zatrudnienie, a energia jest dostępna zawsze – bez względu na pogodę. Przykładowo, kiedy niedawno wystąpiły zakłócenia w dostawie prądu na Półwyspie Iberyjskim i w południowej Francji, to właśnie dzięki atomowi Francja najszybciej wróciła do normalności.

To zaufanie do atomu, to także kwestia otwartości w komunikacji i edukacji.

Tak, to bardzo ważne. We Francji bardzo dba się o transparentność. Przy każdej elektrowni jądrowej, a także przy innych obiektach związanych z atomem, działają centra edukacyjne. Programy są skierowane do wszystkich grup wiekowych – od przedszkolaków po seniorów. Dzieci uczą się przez zabawę, korzystają z symulacji komputerowych, oglądają makiety. Dorośli natomiast mogą zadać pytania, rozwiać wątpliwości i zrozumieć, jak działa elektrownia, jakie są zabezpieczenia i kto nad tym wszystkim czuwa.

Ponadto głos mieszkańców się liczy, a samorządy wręcz rywalizują o posadowienie obiektu na ich terenie.

We Francji lokalne społeczności mają realny wpływ na decyzje dotyczące obiektów jądrowych. Przykładowo, jeśli planowana jest rozbudowa składowiska odpadów, to mieszkańcy uczestniczą w negocjacjach: „Czy akceptujecie inwestycję, jeśli da wam 100 miejsc pracy?”. Co ciekawe, gdy powstawało eksperymentalne składowisko odpadów wysokoaktywnych, to firma została zmuszona do zlokalizowania go na granicy dwóch departamentów – ponieważ oba chciały mieć je u siebie. Dlaczego? Bo to miejsca pracy, rozwój infrastruktury. Nie chodzi tylko o zatrudnienie bezpośrednio w elektrowni, ale też w środowisku przemysłowym i gospodarczym wspierającym jej funkcjonowanie.

Skoro mowa o odpadach – to ile ich powstaje w efekcie produkcji energii jądrowej?

Podczas eksploatacji elektrowni powstają odpady promieniotwórcze, głównie jako zużyte paliwo jądrowe, ale także z powodu promieniowania, które aktywuje elementy reaktora. Po pewnym czasie te materiały również trzeba potraktować jako odpady. We Francji policzono, że przeciętny mieszkaniec generuje około 1 kilograma odpadów radioaktywnych rocznie. Dla porównania – produkuje także każdego roku 167 kg odpadów komunalnych i 220 kg przemysłowych.

Jeśli chodzi o ilość odpadów wysokoaktywnych, tu ilości są jeszcze mniejsze. Francuzi często używają porównania do monety – to obrazowa ilustracja ilości wysokoaktywnych odpadów powstających rocznie w przeliczeniu na jednego obywatela.

Jak składuje się odpady?

Odpady niskiego i średniego poziomu aktywności składuje się zazwyczaj w magazynach powierzchniowych. Wysokoaktywne – szczególnie zużyte paliwo – zaraz po wyjęciu z reaktora umieszczane są w specjalnych basenach wodnych przy elektrowni, gdzie „stygną”, czyli ich aktywność stopniowo maleje. Po kilku latach są zeszklane i umieszczane w betonowych pojemnikach.

Czyli zagrożenie jest ograniczone. Ale ludzie często obawiają się samego promieniowania.

Trzeba pamiętać, że promieniowanie jonizujące otacza nas na co dzień – pochodzi z kosmosu, gleby, skał, z powietrza, a nawet z żywności. Na przykład w czujkach dymu znajduje się niewielka ilość izotopu promieniotwórczego. Nie każdy też wie, że w Polsce mamy Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych, który zajmuje się ich właściwym przetwarzaniem. Działa też - funkcjonujące od lat bezawaryjne - składowisko w Różanie.

Co ważne – promieniowanie generowane wewnątrz reaktora nie wydostaje się na zewnątrz. Narażone na nie są jedynie elementy wewnętrzne – na przykład przewody, które muszą być odpowiednio zabezpieczone.

Czy, Pana zdaniem, pracownicy z elektrowni węglowych, np. z Bełchatowa, mają szansę przekwalifikować się i pracować w energetyce jądrowej?

Zdecydowanie tak. W gruncie rzeczy, elektrownie konwencjonalne i jądrowe różnią się źródłem ciepła – czyli sposobem podgrzewania wody i wytwarzania pary. W energetyce jądrowej to reaktor jest źródłem ciepła, a dalej mamy już znane procesy: turbiny, generatory. Część pracowników, szczególnie ci związani z układami mechanicznymi czy elektrycznymi, ma bardzo dobre podstawy. Oczywiście – operatorzy reaktora, osoby zajmujące się monitoringiem środowiska czy pracami wewnątrz reaktora muszą zdobyć nowe kwalifikacje. Ale to nie jest nic niezwykłego – inżynierowie i tak przez całe życie się uczą. Polskie uczelnie, jak choćby Politechnika Łódzka, oferują kształcenie w tym zakresie.

Czy Bełchatów to dobra lokalizacja na drugą w Polsce elektrownię jądrową?

Z wielu względów wręcz idealna. Po pierwsze, jest tu doświadczona kadra. Po drugie – miasto jest bardzo dobrze skomunikowane, a obiekty energetyczne podłączone do krajowej sieci elektroenergetycznej. Po trzecie – to region,
w którym brakuje alternatywnych miejsc pracy. Nowa inwestycja mogłaby znacząco poprawić sytuację społeczną i gospodarczą.

Chciałabym też zaznaczyć, że w Polsce jest miejsce i na Bełchatów, i na Konin, który też jest wskazany w Programie polskiej energetyki jądrowej – i w tym kierunku powinniśmy iść. Oczywiście – będą potrzebne decyzje polityczne, odpowiednie finansowanie. Energetyka jądrowa ma to do siebie, że wymaga dużych nakładów na początku i długiego procesu budowy. Ale potem jest to energia tania i bezpieczna.

Co szczególnie cenne w przypadku Bełchatowa – lokalni politycy, niezależnie od opcji, potrafili się porozumieć i wspólnie poprzeć ten projekt. A to bardzo ważne w przypadku inwestycji długofalowej. Trzymam za Bełchatów kciuki.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
logo