Prokuratura Rejonowa w Bełchatowie bada okoliczności wypadku, do którego doszło na terenie elektrowni Bełchatów we wtorek, 15 listopada. Tego dnia, około godziny 9:30 służby otrzymały wezwanie do mężczyzny, który spadł z dużej wysokości. Na miejscu ustalono, że był to pracownik firmy zewnętrznej, która w tym czasie realizowała prace na terenie kompleksu.
Jak wówczas przekazała Sandra Apanasionek, rzecznik prasowy PGE GiEK, 32-latek spadł 20 metrów w dół z wysokości 40 metrów na 19 metrów. Ze wstępnych relacji służb wynika, że obecni na miejscu pracownicy podjęli akcję reanimacyjną, którą przejął zespół ratownictwa medycznego. Niestety mężczyzna zmarł.
Ustalaniem przebiegu zdarzenia zajęli się policjanci z bełchatowskiej komendy oraz prokurator. Swoje działania podjęła również firma, w której zatrudniony był mężczyzna.
- Został powołany wewnętrzny zespół, który wspólnie z pracodawcą poszkodowanego, ponieważ był to pracownik firmy zewnętrznej, nie elektrowni, również będzie wyjaśniać okoliczności tego zdarzenia – mówi Sandra Apanasionek.
Jak tłumaczy Marta Bugajska-Sójka, pełniąca funkcję prokuratora rejonowego w Bełchatoiwe, za wcześnie jest, by mówić o przyczynach wypadku. Służby wciąż prowadzą swoje działania. Będą przesłuchiwani świadkowie, wyznaczono również termin sekcji zwłok.
- Zbierany jest materiał dowodowy i będzie on oceniany w toku śledztwa. Na jutro (piątek, 18 listopada, przyp. red.) zaplanowana jest sekcja zwłok mężczyzny, który spadł. Na ten moment oczekujemy jeszcze na dalsze ustalenia – mówi Marta Bugajska-Sójka.
Nieoficjalnie udało się również dowiedzieć, że wypadek zdarzył się przy remontowanym obecnie bloku energetycznym 858. Mężczyzna miał zająć się przygotowaniem miejsca do wykonywania dalszych prac porządkowych.
Szczegółowy przebieg oraz przyczyny tego tragicznego wydarzenia będzie jednak znany dopiero po przeanalizowaniu sprawy przez służby i prokuraturę.
Komentarze (0)