Trzeba rozpisać kolejny przetarg. Wiceprezydent, Ireneusz Owczarek podkreśla, że nie ma paniki, a sytuację tłumaczy tendencją, która dotyka nie tylko Bełchatów.
- Dużo miast ma kłopoty z wykonawcami rozmaitych inwestycji. Prawda jest taka, że wiele samorządów pozyskało fundusze unijne, a to skutkuje tym, że w jednym czasie skumulowało się dużo robót. Wykonawcy są po prostu obłożeni pracą – mówi Ireneusz Owczarek
Nie bez znaczenia, zdaniem wiceprezydenta jest też specyfika bełchatowskiego węzła przesiadkowego i wyśrubowane założenia tej inwestycji.
- To budynek pasywny, to wiąże się z wysokimi wymaganiami i to na kilku płaszczyznach, zarówno w zakresie certyfikatów jak i materiałów. Gdyby wybudowany obiekt nie przeszedł określonych założeń, moglibyśmy stracić blisko 3-milionowe dofinansowanie ze źródeł zewnętrznych – dodaje wiceprezydent Owczarek
To najbardziej pesymistyczny scenariusz, którego nikt nie bierze pod uwagę. Władzom miasta zależy na jak najszybszym rozpoczęciu prac przy budynku węzła, ale z ich strony pada też jasna deklaracja, by do inwestycji podchodzić racjonalnie.
- Nie będziemy tego robić za jakieś horrendalne pieniądze – deklaruje Ireneusz Owczarek
Koszt inwestycji szacowany jest na poziomie 6 - 7 milionów złotych. Węzeł przesiadkowy najprawdopodobniej powstanie w dwóch etapach. Najpierw stanie budynek, między innymi z kasami, poczekalnią, toaletami, pomieszczeniami dla kierowców i gastronomią. W drugiej kolejności uzupełni go infrastruktura zewnętrzna – parkingi i drogi dojazdowe. Poza tym cały projekt z unijnym dofinansowaniem zakłada również zakup niskoemisyjnych, elektrycznych autobusów.
Gdyby wykonawcę węzła udało się wybrać w drugim przetargu niewykluczone, że pasażerowie mogliby z budynku skorzystać jeszcze w tym roku. Czy tak się stanie pokażą najbliższe tygodnie.