Pan Rafał z Bełchatowa wybrał się do wydziału komunikacji w bełchatowskim starostwie pod koniec kwietnia. Jak przyznaje, chciał dokonać rejestracji samochodu. Jednak, gdy zobaczył, jak funkcjonuje urząd w czasie obostrzeń, nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jego zdaniem, procedury jakie zastosowano w urzędzie są karygodne i nielogiczne. Jak relacjonuje, aby dokonać rejestracji samochodu, trzeba wrzucić wniosek wraz z dokumentacją do urny. Zostawia się tam oryginały wszystkich dokumentów (m.in. umowy kupna, dowód rejestracyjny, kartę pojazdu) i… nie otrzymuje się żadnego pokwitowania, że wniosek został złożony.
- A przecież nawet jak oddaje się kurtkę do pralni albo jakiś sprzęt do naprawy, to dostaje się jakiś kwitek, a to są jednak dokumenty – mówi pan Rafał.
Dodaje, że w praktyce wygląda to tak, że przez parę dni, osoba rejestrująca samochód, nie ma absolutnie żadnego dokumentu świadczącego, że jest właścicielem tego pojazdu.
- Ponadto jeśli w urzędzie doszłoby do zagubienia tych dokumentów, mieszkaniec nie ma żadnej możliwości udowodnienia, że je tam zostawił. Jak tak można? Czy to w ogóle jest zgodne z prawem? - pyta zdenerwowany.
Zauważa też, że parę dni później, już przy odbiorze dokumentów, pani przy okienku... żądała podpisania pokwitowania potwierdzającego, że wszystkie dokumenty zostały odebrane.
- Urząd zabezpiecza w ten sposób swój interes, ale interes mieszkańca nikogo w tym urzędzie już nie interesuje. Ja muszę podpisać, że odebrałem dokument, a urząd nie wystawia żadnego potwierdzenia złożenia kompletu dokumentów. Podsumuję to jednym słowem – skandal – mówi mieszkaniec Bełchatowa.
Wskazuje na jeszcze jeden problem z jakim się musiał zmierzyć. Podczas rejestracji musiał oddać stare tablice od samochodu. W zamian jednak nie dostał nowych, ani też dowodu tymczasowego. W praktyce nie mógł korzystać z nowego auta aż do czasu rozpatrzenia wniosku.
- Do tego czasu oczywiście nie mogę jeździć tym samochodem, bo nie wolno poruszać się po drodze publicznej bez tablic. Czyli w praktyce urząd na kilka dni pozbawił mnie możliwości korzystania z mojej własności. Też pytam się jakim prawem? Na podstawie jakiego przepisu dopuszczono takie procedury? Bo wygląda to tak, że kupiłem samochód, wydałem pieniądze, żebym miał czym jeździć, a tak naprawdę przez parę dni nie mam czym jeździć – twierdzi bełchatowianin.
Mieszkaniec idzie krok dalej i pyta, czy w takiej sytuacji, po zatwierdzeniu takich procedur, urząd nie powinien każdemu pokrzywdzonemu w ten sposób kierowcy zapewnić samochodu zastępczego?
- Proszę wyobrazić sobie, że Państwu ktoś zabrał możliwość korzystania z jedynego samochodu, jaki macie do dyspozycji, a Wy w tym czasie musielibyście załatwiać bez niego wszystkie swoje codzienne sprawy. Przy okazji w tej sytuacji samochód przez kilka dni stoi na parkingu bez tablic, a zgodnie z prawem policja i straż miejska mają prawo odholować taki pojazd. Rozumiem, że gdyby do tego doszło, to urząd pokryłby za mnie te koszty? Szczerze wątpię – kwituje mieszkaniec Bełchatowa.
Proponuje jednocześnie rozwiązanie. Jego zdaniem, wystarczyłoby tylko, aby urzędnik zebrał niezbędne dokumenty, jednocześnie umożliwiając mieszkańcowi oddanie starych tablic później, już przy odbiorze tymczasowych dokumentów. Wtedy, jak przekonuje, bez problemu cały czas można by korzystać z auta, bo przecież można jeździć, nie mając przy dowodu rejestracyjnego, ale tablic już nie.
Co na to bełchatowskie starostwo? Urząd tłumaczy, że procedury zostały wprowadzone w czasie pandemii na podstawie rozporządzenia Ministra Zdrowia w sprawie ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego. Decydując się na taką obsługę w wydziale komunikacji, jak tłumaczą urzędnicy, kierowano się przede wszystkim bezpieczeństwem pracowników, ale i oczekiwaniami klientów.
Według starostwa wystawienie tzw. urny, do której można było wrzucić dokumenty bez konieczności oczekiwania na miejscu na załatwienie sprawy, było najmniej ryzykowne i nie stwarzało dużego zagrożenia zarażeniem koronawirusem.
- Oczywiście mamy świadomość, że takie rozwiązania, notabene wprowadzane w większości instytucji publicznych, nie są rozwiązaniami idealnymi i spełniającymi oczekiwania wszystkich stron, ale w sytuacji zagrożenia związanego z możliwością zarażenia się pracowników wykonujących swoje czynności w jednym, wspólnym pomieszczeniu i ewentualną koniecznością odbywania przez nich kwarantanny w tym samym czasie, istniało duże prawdopodobieństwo sparaliżowania pracy wydziału – mówi Marzena Rogut-Chrząszcz, rzecznik prasowy bełchatowskiego starostwa.
Jak zaznacza, pracownicy starostwa ponoszą całkowitą odpowiedzialność za dokumenty złożone w urzędzie, a te pozostawione w tzw. urnie podlegały codziennie dokładnie takim samym czynnościom, jak te przekazywane przez mieszkańców pracownikom urzędu podczas bezpośredniej obsługi w wydziale.
- Taki sposób organizacji pracy wydziału dodatkowo spowodował, na przestrzeni ostatnich kilku tygodni, skrócenie czasu oczekiwania na załatwienia sprawy, a czas rejestracji pojazdu skrócił do 2 lub 3 dni – mówi Marzena Rogut-Chrząszcz.
Starostwo odnosi się również do pretensji bełchatowianina o pozostawienie auta bez tablic rejestracyjnych na kilka dni. Rzeczniczka zaznacza, że zgodnie z przepisami, tablice rejestracyjne traktowane są jak dokument, wobec tego tak jak każdy inny dokument, muszą zostać załączone do wniosku o rejestrację pojazdu.
- Urząd nie może wybiórczo przyjmować dokumentów koniecznych do załatwienia sprawy. Klient urzędu dokonujący rejestracji pojazdu nie mógłby korzystać z pojazdu posiadając tylko tablice rejestracyjne, ponieważ dokument własności znajduje się w urzędzie, załączony do wniosku o rejestrację. W związku z tym, w przypadku kontroli drogowej, nie mógłby potwierdzić, że jest jego właścicielem – mówi Marzena Rogut-Chrząszcz.
Od 10 maja, w związku z luzowaniem obostrzeń, w wydziale komunikacji powróciła bezpośrednia obsługa mieszkańców. Wznowiona została także możliwość zapisywania się do rejestracji pojazdów na konkretny dzień i godzinę.
Komentarze (0)