Jakie emocje towarzyszyły panu po ogłoszeniu pierwszych sondaży, które okazały się zaskakująco słabe dla całej Konfederacji?
Byłem na to przygotowany, ponieważ mieliśmy pierwsze informacje, że może być źle, że tak duża frekwencja może zmieść nas z planszy. W moim przypadku nie ma czasu na emocje. Jestem odpowiedzialny za całe środowisko i moja rola polegała tak naprawdę na pocieszaniu wielu ludzi, którzy poświęcali swój czas na to, żeby pomagać mi wdrożyć ideały wolnego rynku, o który walczymy.
Finalnie okazało się, że wynik nie był aż tak zły, jak zakładały sondaże. Wraz z kolejnymi podliczonymi głosami był pan coraz bliżej upragnionego miejsca w Sejmie.
Z biegiem czasu informacje o naszej śmierci okazały się przedwczesne, ponieważ wraz ze spływającymi wynikami okazało się, że ten sondaż się pomylił, w szczególności, jeśli chodzi o nasz okręg, bo otarliśmy się o mandat. Zabrakło około 500 głosów. Jak to w dobrym thrillerze na początku było trzęsienie ziemi, a potem emocje tylko rosły i podobnie było w naszym przypadku. Po spłynięciu głosów z 95 proc. obwodowych komisji byłem posłem. Niektóre portale już podały nawet, że jestem posłem, ludzie mi gratulowali. Tak blisko nie byłem jeszcze nigdy, ale zadecydowało to 5 proc.
Tym razem się nie udało, ale nie składa pan broni. Czy możemy spodziewać się startu Patryka Marjana w wyborach samorządowych?
Te decyzje są jeszcze przede mną. Przede wszystkim moją rolą nie jest to, że robię coś dla siebie, tylko chcę, żeby ludzie, którzy poszukują pewnych zmian w polskiej polityce, mieli swojego przedstawiciela, który będzie ich godnie reprezentował. To pytanie do bełchatowian, czy chcą zmian w mieście, bo w razie czego jestem do dyspozycji, ale muszę mieć takie przeświadczenie, że nadchodzi ten wiatr zmian, że mieszkańcy chcą powiedzieć dość tym obecnym układom i chcą dokonać realnej zmiany. Myślę, że moja przyszłość zależy od tego, jakie będą nastroje w Bełchatowie, czego będą oczekiwali mieszkańcy. Ja jestem do dyspozycji, jeśli oczywiście zielone światło da mi moja żona.
W kwietniu zrezygnował pan z posady w spółce PGE, czy była to trochę zagrywka vabank, odchodzimy z pracy, idziemy w zawodowe poselstwo?
Nie do końca, aż tak bym nie zaryzykował. Z racji tego, że mam pewne zobowiązania rodzinne, mam żonę, dziecko, nie mogę sobie pozwolić na to, żeby wszystko rzucić i romantycznie skoczyć do basenu, nie patrząc czy mamy tam jeszcze jakąś wodę. Zrezygnowałem z mojej dotychczasowej kariery zawodowej. Przez 11 lat pracowałem w branży górniczo-energetycznej, skończyłem technikum górnicze, Akademię Górniczo-Hutniczą, więc szedłem pewną drogą zawodową. Zrezygnowałem z niej na rzecz polityki, ale dalej będę w Bełchatowie, dalej będę pracował tak jak każdy mieszkaniec, i nie w żadnych spółkach miejskich, tylko będę wykonywał normalny zawód. Może państwu pizze dowiozę, może coś innego. Zobaczymy.
Po 11 latach w spółce nastąpił nagły odwrót i przed wyborami zrezygnował pan ze stanowiska sztygara. Czym spowodowane było podjęcie takiej decyzji?
Spółki skarbu państwa są elementem polityki. Żeby zachować niezależność, trzeba ją sobie stworzyć. Trzeba ponieść pewne wyrzeczenia w życiu, żeby móc iść z podniesioną głową. Nie ma możliwości zachowania niezależności w polityce, będą uzależnionym od polityków w miejscu pracy. Myślę, że nie można być jednym z ważnych polityków Konfederacji i będąc w opozycji, pracować w firmach zarządzanych przez tę czy inną władzę.
Jeszcze przed wyborami wizja mandatu dla Patyka Marjana była bardzo realna. Finalnie zabrakło naprawdę niewiele. Co wpłynęło na taki wynik?
Jeden z liderów Konfederacji, Janusz Korwin-Mikke, zamiast walczyć z nami na tej bitwie strzelał nam w plecy. Ludzie dali sobie wmówić, że jego skandaliczne poglądy dotyczące kobiet i innych rzeczy, to są słowa, z którymi zgadzają się Sławomir Mentzen, Krzysztof Bosak i Patryk Marjan. My nie zgadzaliśmy się z tymi słowami, ale tak to zostało przedstawione i myślę, że to też wiele osób odstraszyło, żeby zagłosować na nasze środowisko polityczne i żeby zagłosować na Patryka Marjana.
Z drugiej sam Janusz Korwin-Mikke mówi, że było go za mało. W takim razie Korwina było za dużo czy za mało? Może Konfederacja straciła tę wyrazistość, którą on zawsze prezentował?
Obrażając połowę wyborców, nie można osiągnąć dobrego wyniku, a Janusz Korwin-Mikke to zrobił. Także tutaj jest jednoznaczna diagnoza, że jego zachowanie spowodowało, że dużo osób, które chciały zmiany politycznej w naszym kraju, postanowiły albo poszukać tego w innych komitetach, albo wesprzeć dwie największe korporacje polityczne, jakimi jest PiS i platforma.
Udało się panu zdobyć więcej głosów od Korwina, wynik w Bełchatowie również był bardzo dobry. Jak podsumowałby pan tę kampanię?
Powiem szczerze, że nie wiedziałem, że miałem więcej głosów od niego. Skupiłem się głównie na analizie naszego okręgu i faktycznie 15 516 głosów to bardzo duży mandat zaufania i serdecznie chciałbym każdemu podziękować za ten głos. Podsumowując tę kampanię, wydaje mi się, że przegrał przede wszystkim Bełchatów. Bo byłem jedynym kandydatem z naszego miasta, który miał realną szansę na mandat i szkoda, że zabrakło tych 500 głosów do tego, żeby osiągnąć ten cel. Warto zauważyć, że zdobyłem więcej głosów niż wszyscy kandydaci z Bełchatowa razem wzięci, więc mogliśmy tutaj jako mieszkańcy mieć swojego przedstawiciela w sejmie, zabrakło bardzo mało, ale takie jest życie.
Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (0)