Do ogromnego pożaru w bełchatowskiej elektrowni doszło 22 maja. Zapalił się taśmociąg w galerii nawęglania doprowadzającej surowiec do bloku 858 MW. W wyniku pożaru największa jednostka elektrowni musiała zostać wyłączona. Szalejący żywioł przez ponad dziewięć godzin gasiły 23 jednostki straży pożarnej.
Miesiąc po pożarze coraz więcej wiadomo na temat całego zdarzenia. O jego przyczyny podczas posiedzenia sejmowej Komsji ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych została zapytana prezes PGE GiEK – Wioletta Czemiel-Grzybowska.
Prezes koncernu stwierdziła, że awaria nie wynikała absolutnie z braków „po stronie inwestycyjnej” czy też niedoborów w liczbie załogi.
- Jest to inwestycja stosunkowo nowa, w związku z czym wszelkie instalacje, które zabezpieczają działanie tej estakady i podawanie węgla, funkcjonowały sprawnie, co potwierdziła komisja, która cały ten proces audytowała – powiedziała Wioletta Czemiel-Grzybowska.
Jak przyznała, do zapalania się taśmociągu, a chwilę później ogromnego pożaru, doprowadziły błędy pracowników elektrowni.
- Niemniej jednak jest to zbieg pewnych zdarzeń, za które byli odpowiedzialni ludzie, którzy w wyniku tego, iż nie dostosowali się do procedur i nie skorzystali z sygnałów zgłaszanych przez automatykę, popełnili szereg następujących po sobie błędów, co skutkowało zdarzeniem bardzo poważnym i unieruchomieniem bloku czternastego – powiedziała Wioletta Czemiel-Grzybowska.
Prezes PGE GiEK potwierdziła, że po zdiagnozowaniu przyczyn awarii wyciągnięto konsekwencje służbowe wobec osób, które się do niej przyczyniły. Cztery osoby zostały zwolnione dyscyplinarnie.
- Czynnik ludzki bardzo mocno zawiódł, będziemy uwrażliwiać na podobne sprawy w innych elektrowniach – stwierdziła.
Komentarze (0)