Nocą z piątku na sobotę (12-13 lipca), w zakładzie firmy Aksam w miejscowości Malec w woj. małopolskim wybuchł pożar. Na miejscu interweniowały ogromne ilości służb. Łącznie w działaniach wzięło udział 402 strażaków Państwowej i Ochotniczych Straży Pożarnych, zaangażowanych było w sumie 101 pojazdów. Cała akcja trwała ponad 41 godzin.
Jak informuje mł. kpt. Hubert Ciepły, Rzecznik Prasowy Małopolskiego Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej, w kulminacyjnym momencie pożarem objęte były 2 hale produkcyjne przetwórstwa spożywczego. Zawaleniu uległy dachy obu z nich.
Szczęśliwie w zdarzeniu nikt nie został ranny. Wszyscy pracownicy, którzy przebywali wówczas w zakładzie, ewakuowali się jeszcze przed przybyciem służb. Strażakom udało się również obronić trzecią halę, w której znajdowały się magazyny, część biurową i silos.
Pracownicy nie stracą zatrudnienia
Mimo sprawnych działań, straty wyrządzone przez pożar są ogromne, a działanie zakładu będzie utrudnione. W takiej sytuacji pojawiły się pytania, co dalej z pracownikami.Wątpliwości zaledwie kilka dni po pożarze rozwiał Andrzej Rasiński, dyrektor generalny Aksam, który w rozmowie z portalem money.pl zapewnił, że nikt nie straci pracy, co więcej firma planuje również utrzymać dotychczasowe wynagrodzenia.
- Nie planujemy zwolnień czy redukcji zatrudnienia, pracownicy będą pracowali rotacyjnie, a wynagrodzenia będą utrzymane. Wykorzystamy wszelkie zasoby oraz dostępne środki i będziemy bardzo ciężko pracowali, aby tak było - zapewniał money.pl Andrzej Rasiński.
W rozmowie poinformował również, że udało się uruchomić produkcję w ocalałej części zakładu, a pierwsza paczka sztandarowego produktu Aksam, czyli Paluszków Beskidzkich o wadze 240 gramów zeszła z linii produkcyjnej już w środę o 8:47.
Pospolite ruszenie w sieci i… sklepach
Taki obrót spraw natychmiast został dostrzeżony przez internautów, którzy rozpoczęli pospolite ruszenie w celu docenienia zachowania firmy. Sieć obiegły zdjęcia Paluszków Beskidzkich z zachętą do kupowania produktu. W ten sposób internauci chcieli wspomóc zakład w trudnych chwilach.Pomysł odbił się szerokim echem i aktualnie przeglądając media społecznościowe, ciężko jest nie trafić na posty osób zachęcających znajomych do zakupu paluszków. Akcję postanowił wesprzeć nawet były premier Mateusz Morawiecki. Polityk na swoich social mediach opublikował nagranie, na którym zajada się Paluszkami Beskidzkimi i zachęca wszystkich do kupowania polskich produktów.
Bełchatowskie sklepy zaczynają świecić pustkami
Sprawdziliśmy, czy informacja o ogólnopolskiej akcji dotarła również do bełchatowian. Okazuje się, że również mieszkańcy naszego miasta nie pozostawili apelu bez echa. W części sklepów półki zaczynają już świecić pustkami, w innych zapasy paluszków jeszcze są, jednak, jak zapewniają pracownicy marketów, coraz więcej osób wykupuje paluszki.O akcję klientów zapytaliśmy m.in. w markecie Carrefour. Jedna z kasjerek przekazała, że faktycznie klienci kupują więcej paluszków. Zapewniała również, że sama wzięła kilka paczek, bo jej zdaniem trzeba wspierać polskie firmy.
Podobnego zdania była też, jej koleżanka po fachu, z jednego z osiedlowych sklepów. Również tam Paluszki Beskidzkie jeszcze stoją, ale klienci znacznie częściej po nie sięgają. Pustkami zaczynają natomiast świecić półki w Biedronkach, Kauflandzie, czy też Leclercu.
Okazuje się jednak, że część pracowników marketów nie miała pojęcia o pospolitym ruszeniu internatów. Zauważyli jednak, że faktycznie sprzedają ostatnio więcej paluszków.
- Nie miałam pojęcia, że coś takiego się dzieje. Myślałam, że po prostu ma być jakiś mecz albo że ludzie na weekend kupują. W takiej sytuacji chyba też się przyłączę – mówi jedna z kasjerek.
Co ciekawe, dużych zmian nie zauważyli pracownicy jednego z marketów sieci Lidl. Pytana przez nas pracownica zapewnia jednak, że paluszków nie brakuje. O zdanie zapytaliśmy również bełchatowian, którzy na co dzień robią zakupy w marketach.
- Moim zdaniem to są najlepsze paluszki więc i tak zawsze je kupowałem, ale faktycznie jak dowiedziałem się o pożarze i że firma nie będzie zwalniać pracowników, to zamiast jednej paczki wrzucam do koszyka kilka sztuk – mówi pan Jakub, klient jednego ze sklepów.
Do akcji przyłączają się nawet przedsiębiorcy. Jedna z okolicznych firm zakupiła ogromne ilości paluszków, które później trafiły do pracowników.
Komentarze (0)