Podstawowym celem kolędy jest modlitwa księdza wraz z parafianami w ich domach, poświęcenie mieszkań oraz błogosławieństwo dla rodziny na cały rok. Ponadto jest to okazja do bliższego poznania się między kapłanami a wiernymi. Czy bełchatowianie korzystają z tej formy obcowania z duszpasterzami?
- Przyjmuje, gdy jestem w domu. Ale koperty nie daje, albo symbolicznie. W końcu to kolęda duszpasterska, a nie zamówiona odpłatna usługa święcenia. Mieszkając jeszcze z rodzicami takie wizyty były przeważnie miłe - ksiądz usiadł, porozmawialiśmy, modlitwa „na spokojnie”. Ale od kiedy mieszkam w blokach, to przez 5 lat księdza przyjęłam dwa razy i szczerze zastanawiam się czy w tym roku przyjmę - mówi pani Izabela - "Kolędy" trwały kilka minut, i te kłopotliwe rozmowy nie zachęcają mnie - dodaje.
Jak się okazuje, czasami same chęci przyjęcia wizyty duszpasterskiej nie wystarczą, o czym przekonał się Marcin Rzepecki, który o przykrej dla jego rodziny sytuacji napisał na jednym z portali społecznościowych:
- Znowu nie przyszedł do nas ksiądz. Rozumiem, że w kościelnych notatkach widnieją zapisy o moim "sceptycznym stosunku" do wiary, ale informuję, że w XXI wieku możliwe jest wspólne szczęśliwe życie ateisty z katolikami, których w naszym domu jest więcej niż ateistów.
Rzepecki podkreśla, że kolędujący duszpasterze przestali odwiedzać jego rodzinę, gdy po raz pierwszy został radnym z ramienia SLD.
- Tym samym chyba przekroczyłem wszelkie standardy „przyzwoitości” - mówi żartobliwie Rzepecki, ale już całkiem poważnie dodaje: - Mój syn, który w tym roku idzie do komunii i żona, byli naprawdę szczerze zawiedzeni. Oboje są praktykującymi katolikami, regularnie chodzą do kościoła. W dniu kolędy, w naszym domu wszystko było przygotowane do wizyty, a ksiądz go ominął.
Takich „mieszanych” rodzin – gdzie są wierzący i praktykujący i ci, którzy mówiąc delikatnie kościół omijają szerokim łukiem, jest zdecydowanie więcej. Nie jest więc rzadkością, że gdy zaplanowana jest wizyta księdza, współmałżonek lub współmałżonka ma wtedy „szereg niecierpiący zwłoki spraw”.
- Dla mnie wizyta księdza po kolędzie jest czymś naturalnym i wyczekiwanym. Tradycją. Nieco inaczej do sprawy podchodzi moja żona. Nie lubi tych wizyt, narzekając, że są dla niej niezręczne i sztywne. Wypracowaliśmy kompromis – ja z córkami zostajemy w domu przyjmując kolędę, żona wówczas wychodzi z domu – mówi pan Rafał.
Gro rodzin jednak wyczekuje kolędy skrupulatnie się do niej przygotowując.
- Nie wyobrażam sobie początku roku bez wizyty księdza i poświecenia mieszkania. Jest to nasza polska tradycja i jeśli nawet nie z każdym księdzem można długo i sympatycznie porozmawiać, to uważam, że jest to nasz katolicki obowiązek i część wychowania naszych dzieci w wierze. Dom na tę wizytę jest zawsze odświętnie przygotowany – biały obrus, dwie zapalone pozostawione specjalnie na taką okazję świece, talerz ze złotymi obramowaniami, w którym znajduje się woda święcona, a członkowie rodziny, odświętnie ubrani, czekają na przyjście księdza – mówi nam Bogumiła Szulc.
Rzeczywiście kolędowanie to tradycja i to bardzo długa. O zwyczaju odwiedzania przez kapłanów domów wiernych pisano już w III wieku. Dziś uważa się, że osoby przyjmujące księdza po kolędzie dają publiczne świadectwo swego przywiązania do Kościoła.
A jakie jest Wasze podejście i doświadczenia związane z kolędowaniem? Czekamy na przemyślenia w komentarzach.