reklama
reklama

Odnaleziony rękopis i nieznane fakty o właścicielu Bełchatowa. Zdrada, bankructwo i śmierć...

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Historia Wielka polityka, zdrada, bankructwo i śmierć... Kim był Edward Kaczkowski i dlaczego stracił rodzinne dziedzictwo? Lokalny historyk-regionalista przekazuje nieznane fakty o właścicielu Bełchatowa. Premiera opracowania nieznanego dotąd rękopisu będzie miała miejsce już w czwartek, 7 lipca.
reklama

Bełchatowski historyk-regionalista -  Robert Stasiak wydał książkę biograficzną. Jest to opracowanie rękopiśmienniczych wspomnień Edwarda Kaczkowskiego, właściciela Bełchatowa. Jak przekazuje autor, do tej pory było to źródło historyczne w zasadzie nieznane, a wnosi ono sporo nowych informacji o samym Kaczkowskim, jak i o regionie.

Rodzina Kaczkowskich

Bełchatów od 1801 do 1868 roku był rodzinnym majątkiem Kaczkowskich, starej rodziny szlacheckiej. Pierwsze historyczne zapisy dziejów rodu sięgają XIV wieku. Nie są znane kulisy przybycia rodziny do Bełchatowa. Wiadomo jednak, że ziemie te traktowali jak własne dziedzictwo, dążąc do rozwoju tego regionu. Prowadzili szereg inwestycji finansowanych "z własnej kieszeni", co potwierdzają liczne archiwalne dokumenty kierowane do władz wojewódzkich w Kaliszu i centralnych w Warszawie.

- Na tym tle Kaczkowscy jawią się jako zręczni zarządcy, ale i prawdziwi bełchatowscy patrioci, co zresztą znalazło swoje odbicie w przekazywanej drogą ustną legendzie o szczególnej roli tej rodziny w dziejach miasta, które dzięki ich staraniom z niespełna stuosobowej wsi przekształciło się w kilkutysięczne miasteczko fabryczne - relacjonuje Robert Stasiak.

W 1801 roku dzierżawca Bełchatowa-Józef Kaczkowski, założył pierwszą w mieście manufakturę włókienniczą, od tego momentu miasto stawało się prężnie działającym ośrodkiem włókienniczym. W 1820 jego syn Leon Kaczkowski zmienił prawo dzierżawy na prawo własności, tym sposobem za 233 400 zł rodzina Kaczkowskich stała się właścicielami Bełchatowa. W tym okresie, dzięki staraniom rodziny w mieście powstał kościół ewangelicki, a także szkoła elementarna. Bełchatów wzbogacił się także o pocztę i aptekę.

- Oprócz lokalnego wymiaru działalności Kaczkowskich należy też zaznaczyć, że byli oni świadkami i aktorami wielu ważnych historycznych wydarzeń jako osoby czynne w sferze publicznej - mówi Stasiak.

Kolejni właściciele Bełchatowa, Stanisław i Ludwik Kaczkowscy, starali się kontynuować politykę swoich poprzedników. Stanisław, najbardziej znany z Kaczkowskich, prężnie działał w polityce. Został nawet posłem na Sejm Królestwa Polskiego. Brał czynny udział w pracach parlamentu. Ludwik z kolei był aktywny lokalnie. Kaczkowscy i ich najbliższe otoczenie, brali udział w powstaniu listopadowym. Jak przekazuje Stasiak, ich udział w polityce zaowocował bliskimi związkami ideowymi, ale i towarzyskimi z konstytucyjną opozycją sejmową, tzw. kaliszanami, na czele, której stali bracia Niemojowscy.

- To właśnie wspomniane wyżej działania w sferze publicznej zaowocowały zawiązaniem więzów matrymonialnych między Kaczkowskimi a Niemojowskimi. Matka Edwarda była córką brata niezłomnych Niemojowskich, a jego ojciec pierworodnym synem sławnego ówcześnie Stanisława - przekazuje historyk.

Niestety decyzje podejmowane przez mężczyzn nie były trafne. Kredyty zaciągane w celu polepszenia codziennego życia mieszkańców i zwiększenia wpływów obciążały kasę rodową. Końcem władzy Kaczkowskich w Bełchatowie był czas, gdy właścicielami stali się synowie Ludwika - Edward i Aleksander. 

Dziedzic dużego majątku w Bełchatowie

Edward Kaczkowski urodził się w 1839 roku. Jako młody człowiek wiele podróżował po krajach Europejskich, odbył gruntowną edukację pod okiem pochodzącej ze Szwajcarii guwernantki. Został także studentem prawa Szkoły Głównej Warszawskiej. Po śmierci ojca wraz z bratem odziedziczył duży majątek w Bełchatowie. Niestety mężczyzna zachorował na gruźlicę, która w tamtych czasach była chorobą śmiertelną.

Lekarz zalecił mu, by w ramach profilaktyki, wyjeżdżał do uzdrowisk. Kaczkowski często jeździł zatem na południe Europy.

- Przebywając tam nie dość, że potrzebował stałego napływu gotówki na kontynuację leczenia, to stał się dodatkowo ofiarą spisku przygotowywanego przez pełnomocnika majątku, który licząc na rychłą śmierć Kaczkowskiego w kurorcie, chciał poślubić jego macochę i przejąć we władanie Bełchatów - mówi Stasiak

Kosztowna kuracja dziedzica, nieuczciwe działania zarządcy, a także konsekwencje powstania styczniowego i kryzys ekonomiczny wywołany reformami carskimi na polskiej wsi spowodowały, że majątek w Bełchatowie poddany został licytacji. Kaczkowski dowiedział się o sprzedaży majątku, gdy wrócił do kraju po tym, jak kosztowne kuracje okazały się bezskuteczne.

- Jak przedstawił na kartach pisanego przez siebie dziennika, sprawa przeprowadzona w Kaliszu miała być względnie prosta i miał pozostać dziedzicem miasta. Tutaj jednak spotkał się z kolejnym zwrotem akcji, ponieważ - dotąd zaufany - patron w trakcie licytacji zdradził go, działając wbrew ustalonej wcześniej instrukcji, przez co miasto kupił niemiecki kupiec pochodzący aż ze Szczecina - relacjonuje historyk.

W swoich wspomnieniach Kaczkowski ubolewa nad stratą dziedzictwa pisząc "Wszystko się już wreszcie skończyło. Majątek ojca, dziada, pradziada przeszedł w niemieckie ręce...". Po przegraniu sprawy sądowej i utraceniu Bełchatowa mężczyzna udał się do krewnych Podłężycach i Opojowicach. Następnie wyjechał na kolejną kurację tym razem w Szczawnicy, gdzie stan jego zdrowia gwałtownie się pogorszył. Najprawdopodobniej pod koniec sierpnia 1868 roku z przeniósł się do Krakowa, gdzie jak wskazuje nekrolog, zmarł w Szpitalu św. Łazarza.

Opracowanie wspomnień Kaczkowskiego

Autor opracowania wspomnień Edwarda Kaczkowskiego, losami tej rodziny interesuje się już od czasów studenckich. Praca magisterska, którą obronił dotyczyła właśnie rodu Kaczkowskich. Jak sam mówi, tematem zaczął zajmować się w 2014, podczas praktyk studenckich w Muzeum Regionalnym w Bełchatowie. Do opracowania rękopiśmienniczych wspomnień dziedzica popchnęło go ukazanie się zdigitalizowanej wersji zapisków.

- Nawet najlepszy aparat nie będzie w stanie zrobić w pełni czytelnych zdjęć; część z nich wyjdzie niewyraźna, coś okaże się nieczytelne i zaczynają się problemy. Tak miałem m.in. z pozyskanym kiedyś rękopisem - po mojej wizycie w archiwum część materiału okazała się trudna do rozczytania. Udostępnienie skanów o wysokiej rozdzielczości zachęciło mnie, by podjąć się zadania odczytania pamiętnika na nowo i jego naukowego opracowania - opowiada Stasiak.

Jak dodaje nawet pomimo wysokiej jakości skanów momentami tudno było mu zrozumieć co autor wspomień miał na myśli. Praca nad książką zajęła autorowi niemal trzy lata. Wynikało to m.in. własnie z trudności zrozumienia niektórych fragmentów rękopisu.

- Zdarzało się, że przekreślał napisany przez siebie tekst, dokonywał wstawek z ówczesnych utworów literackich albo prasy, część tekstu pisał w języku francuskim lub zamieszczał wtręty po łacinie, niemiecku lub rosyjsku. Proces rozszyfrowywania takiego tekstu oraz nazw miejscowości czy tożsamości niektórych postaci wymienianych przez Kaczkowskiego trwał bardzo długo - opowiada autor.

Mężczyzna z ciekowości notował czas spędzany nad próbami rozszyforwania tekstu. Na pracę z takim materiałem poświęcił około 1500 godzin.

- Był to w większości mój czas wolny, najczęściej wieczorami, nierzadko późnymi. Tyle czasu kosztuje samodzielne opracowanie takiej książki. Nie liczyłem natomiast, ile zajęło przeredagowanie tekstu, jego modernizacja, przetłumaczenie tego obcojęzycznego, koordynowanie procesu składu i kontaktu z drukarnią - dodaje Stasiak.

Historyk publikację wydał w niewielkim nakładzie. Część książek trafi do bibliotek akademickich, w tym do placówki powiatu bełchatowskiego. Reszta znajdzie swoje miejsce w domach pasjonatów lokalnej histroii. 

Spotkanie autorskie

Więcej o książce, jak i samym Kaczkowskim autor opowie podczas spotkania, które będzie miało miejsce w czwartek, 7 lipca, o godzinie 17:00. Stasiak serdecznie zaprasza pasjonatów lokalnej historii do „Cafe Senior Raj – Centrum Aktywności Seniora” przy ulicy Energetyków 6.

- Powinna być to gratka dla miłośników lokalnej historii, chciałbym, żeby nie przegapili oni okazji zdobycia książki, którą wydałem własnymi środkami w małym nakładzie, głównie dla badaczy i dla pasjonatów. Rękopis Edwarda był przez lata zapomniany, leżał w archiwum Biblioteki Jagiellońskiej, gdzie obecnie nie jest już nawet udostępniany naukowcom. Publikacja ta ma umożliwić dostęp do zawartej w nim wiedzy – przekazuje Robert Stasiak.

Jak dodaje, kilka egzemplarzy będzie dostępnych w bibliotekach akademickich, pozostały nakład sprzedawany będzie podczas spotkania. Wstęp na wydarzenie jest bezpłatny. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama