W marcu na jednej z działek w sąsiedztwie targowiska w Bełchatowie wjechał ciężki sprzęt. Przy ulicy Wojska Polskiego ruszyły najpierw prace rozbiórkowe, a następnie budowlane. Mieszkańcy zastanawiali się, co powstanie w tym miejscu. Wówczas o sprawę zapytaliśmy Starostwo Powiatowe w Bełchatowie, które zajmuje się wydawaniem pozwoleń na budowę.
Z przekazanej nam odpowiedzi wynikało, że przy targowisku stanie obiekt handlowo-usługowy, o powierzchni 400 m2 wraz z infrastrukturą techniczną. Potwierdziło się również, jaka firma planuje budowę przy bełchatowskim targowisku. Decyzja starosty wydana została dla sieci Dino Sp. z o.o. Wraz z rozwojem prac wśród sprzedawców i klientów targowiska zaczęły przewijać się głosy o tym, że starostwo w ten sposób „chce wykończyć rynek”.
Starosta wyjaśnia dlaczego wydał pozwolenie
Do tematu nowego marketu odniósł się starosta Jacek Zatorski, który podczas spotkania z mediami wyjaśnił, w jaki sposób wydawane są pozwolenia na budowę.
- Na ulicy Wojska Polskiego w Bełchatowie budowany jest obiekt handlowy sieci Dino. W sposób pejoratywny rozpowszechniane są informacje, że to jest wina starosty, że ten obiekt powstaje i ma on uderzyć w przedsiębiorców, którzy prowadzą swoją działalność na targowisku miejskim. Te informacje, niekorzystne z punktu widzenia politycznego, są rozpowszechniane celowo. […] Jeżeli ktoś kupuje działkę, składa do nas komplet dokumentów do wydania pozwolenia, a miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego uwzględnia prowadzenie w tym miejscu działalności usługowo-handlowej, to nie jest to decyzja uznaniowa starosty, ani nikogo innego – mówił Jacek Zatorski.
Starostwo musiało zatem wydać decyzję i tak też się stało. Z kolei błyskawiczny postęp prac na budowie wskazuje, że market już niedługo rozpocznie swoją działalność. Sprawdziliśmy zatem, co o nowym "sąsiedzie" myślą przedsiębiorcy z bełchatowskiego targowiska. Okazuje się, że nie wszyscy mają takie samo zdanie.
Market Dino tuż za ogrodzeniem targowiska
Sprzedawcy obawiają się marketu w sąsiedztwie
Najpierw o sprawę zapytaliśmy osoby zajmujące się sprzedażą warzyw i owoców. To właśnie oni codziennie patrzą na mury nowego marketu rosnące tuż obok ich stoisk. Większość osób poprosiła o zachowanie anonimowości, mimo to kupcy chętnie podzielili się swoją opinią na temat nowego sąsiada. Ich zdanie nie były jednak pochlebne.
- Z roku na rok jest mniej klientów, którzy przychodzą na targowisko no i teraz niech jeszcze postawią nam Dino, to już zupełnie będzie pusto. Możemy zamykać działalności i iść szukać pracy... do Dino. Generalnie, jeżeli chodzi o mięsa, warzywa, czy nabiał to zdecydowanie zaszkodzi, ale każdy będzie w kropce – mówi nam właścicielka jednej z budek z warzywami i owocami.
Kobieta zauważa też inne problemy targowiska. Oprócz kosztów utrzymania, które muszą ponosić, wspomina też o kłopocie, z którym co tydzień mierzą się klienci. Chodzi o brak miejsc parkingowych.
- Tutaj nie ma gdzie zostawić auta. Fajnie, że wyremontowali nam parking, ale teraz jest mniej miejsca, niż było, bo część zabrali przecież na budowę drogi. Ludzie zawsze na to narzekają, że muszą parkować na osiedlu, chodzić taki kawał i nosić te ciężkie zakupy. Nawet my nie mamy gdzie zostawić samochodów. Jakby zamiast marketu zrobili nam drugi parking z tej strony, to by dużo dało – mówi nam właścicielka budki.
Potencjalnie negatywny wpływ działalności nowego sąsiada zauważa również sprzedawczyni ze sklepu mięsnego, która zaznacza, że w dobie rosnącej drożyzny, klienci nie zwracają uwagi na jakość produktów, a na cenę. Dodała, że markety zawsze mogą sobie pozwolić na sprzedawanie np. mięsa taniej niż lokalne sklepy i to sprawi, że klienci wybiorą Dino.
O sprawę zapytaliśmy również innych sprzedających. Ich argumenty są bardzo podobne. Głównie skupiają się właśnie na konkurencyjnych cenach w sklepie, a także problemach z postojem w okolicach targowiska.
- Klienci teraz lubią wygodę. Jak będą mieli do wyboru podjechanie pod same drzwi do marketu, gdzie wszystko jest pod ręką, deszcz nie pada im na głowę i jest ciepło, to oczywiście, że pojadą tam. Nikomu nie będzie się chciało chodzić od stoiska do stoiska sprawdzać ceny i szukać, kto ma lepsze pomidory, a kto rzodkiewkę – mówi kolejna kobieta sprzedająca na targowisku.
Sprzedawcy podkreślają również, że rynek to właściwie jedność i jeśli mniej osób będzie przychodzić po owoce i warzywa, to przełoży się też na zmniejszenie zysków innych działalności. Ich zdaniem problem będą mieli zatem również sprzedawcy ubrań, butów, pościeli i chemii. Okazuje się jednak, że wielu sprzedawców nie podzielało takich obaw.
Nie takie Dino straszne
Zdania na temat nowego sąsiada na targowisku są podzielone i nie wszyscy upatrują zagrożenia w markecie. Cześć sprzedawców owoców i warzyw podkreśla, że to u nich można dostać świeże i sprawdzone produkty i nie wierzą w to, że klienci, którzy specjalnie przyjeżdżają na zakupy na rynek, zrezygnują z jakości kosztem trochę niższej ceny.
- To są specyficzni klienci, którzy nie przychodzą tutaj, bo muszą coś kupić, tylko dlatego, że chcą coś lepszego. W tym mieście jest już tyle marketów, że gdyby mieli zrezygnować z zakupów u nas na rynku, już dawno by to zrobili – mówi jedna ze sprzedawczyń.
Udaliśmy się również w inną część targowiska. Tam też sprzedawcy wypowiadali się w bardziej pozytywnym tonie. Pani Leokadia, która swój biznes na runku prowadzi już od blisko 40 lat, podkreśla, że zupełnie nie obawia się działalności marketu tuż za płotem.
- Już tyle sklepów powstało wokół i nic to nie zmieniło. Jak budowali Biedronkę, to też już mówili, że na rynek nikt nie przyjdzie, ale jednak, jak ma się swoich klientów, to oni zawsze będą. Ze Stokrotką też był problem i jakoś dalej działamy. Pracuję tu już tak długo, że można powiedzieć, wychowałam już nowe pokolenie. Często przychodzą do mnie mamy z dziećmi i pokazują maluchom, że to tutaj jak były małe ich mamusie kupowały im słodycze. Także ja się nie boję – mówi nam pani Leokadia.
Jak dodaje, jej zdaniem, tak naprawdę to nie rynek powinien obawiać się nowego marketu a np. Biedronka. Jeśli klienci przyjdą na targowisko i będą chcieli udać się też do sklepu, to wybiorą Dino, które będzie tuż obok i dodatkowo jest polską firmą.
Sprzedawcy widzą zalety Dino?
Podobne zdanie ma również kobieta pracująca w piekarni, która jest pewna swoich klientów. Podkreśla, że działalność w tym miejscu prowadzi od lat i kupujący są już przyzwyczajeni do oferowanych przez nią świeżych wypieków, dlatego nie będą mieli powodu, żeby zamienić je na te z marketu.Kobieta zauważa nawet pozytywy rychłego uruchomienia działalności Dino. Do tej pory działka, na której powstaje sklep, była zapuszczona i wręcz straszyła swoim wyglądem, jej zdaniem miło będzie zobaczyć wreszcie uprzątnięty i zadbany teren.
- To nie jest tak, że, jak otworzą Dino, to wszyscy będą robić zakupy tylko tam. Wręcz przeciwnie myślę, że może nawet nam się to opłaci, bo jak ktoś przyjedzie do marketu, nie znajdzie tam tego, co potrzebuje, to może przyjdzie po sąsiedzku do nas – podkreśla nasza rozmówczyni.
Co wybierają klienci?
O sprawę zapytaliśmy również klientów targowiska. Okazuje się, że większość z nich deklaruje, że nawet po rozpoczęciu działalności Dino dalej będą korzystać z usług przedsiębiorców na rynku.
- Kupuję tutaj już od wielu lat. Nie wyobrażam sobie teraz zrezygnować ze świeżych warzyw i owoców. To jest zupełnie inna jakość i ten urok kupowania na rynku. Zawsze można się trochę potargować, spotkać kogoś znajomego - mówi nam pani Halina.
Pojawiły się jednak również inne opinie. Część osób faktycznie zaznaczyła, że jeśli w markecie znajdą lepszą ofertę to będą z niej korzystać.
- Prawdę mówiąc nie zastanawiałem się nad tym. Przychodzę na rynek, bo mam blisko i te produkty są smaczne, ale myślę, że sprawdzę, co mają w Dino i wtedy zdecyduję gdzie robić zakupy - mówi pan Jerzy.
Spotkaliśmy się również z opinią osób, które były zbulwersowane decyzją o budowie marketu i obawiają się o dalsze losy targowiska.
- Nie wiem, kto wpadł na taki głupi pomysł, naprzeciwko już jest sklep, tuż obok Biedronka, teraz jeszcze otwierają nowy market za skrzyżowaniem. Naprawdę myślę, że to Dino nie jest tu potrzebne i nie powinni tego budować. Na rynek i tak będę przyjeżdżać, bo nie lubię robić zakupów w dużych sklepach. Zdecydowanie bardziej wolę otwartą przestrzeń - mówi pani Krystyna.
Czy faktycznie obawy częsci kupców się potwierdzą, targowisko opustoszeje, a przedsiębiorcy będą musieli zamknąć swoje biznesy? A może jednak otwarcie marketu sprawi, że rynek przy Wojska Polskiego ponownie rozkwitnie? Te pytania do czasu otwarcia sklepu pozostają bez odpowiedzi. Z pewnością możemy jednak stwierdzić, że nastroje wśród sprzedawców są bardzo zróżnicowane, a finalnie wszystko będzie zależało już tylko od klientów.
Komentarze (0)