Nina to młoda, bo zaledwie 20-letnia bełchatowianka, która dokonała w swoim życiu prawdziwej rewolucji. Kilkanaście miesięcy temu postanowiła zmienić wszystko i zawalczyć o swoje zdrowie, a także marzenia. W tym celu zgłosiła się do programu „Kanapowcy” emitowanego przez telewizję TTV. Bełchatowianka w zaledwie pół roku schudła blisko 30 kg, a z osoby, która większość czasu spędzała na przysłowiowej kanapie, z energetykiem i niezdrowym jedzeniem w ręku, stała się pełną życia i pasji dziewczyną.
W trakcie programu zmierzyła się z zadaniem, które dla wielu wydaje się niemożliwe. Nina stanęła na starcie półmaratonu organizowanego na pustyni w Maroko. Co więcej ukończyła bieg! Teraz opowiada, co czuła podczas wyzwania, a także zdradza, jak wyglądał jej udział w programie i występ przed kamerami.
Aleksandra Kula: W ostatnim czasie mogliśmy śledzić twoje poczynania w programie „Kanapowcy”, cofnijmy się jednak do samego początku. Skąd wziął się u ciebie pomysł na udział w show?
Nina Sławuta: Kiedyś siedziałam w pracy i przeglądałam social media i uczestniczka poprzedniego sezonu wstawiła post, że jest casting dla młodych ludzi. Pomyślałam, żeby może coś zrobić z tym życiem i wysłałam zgłoszenie. No i się udało. Był pierwszy, drugi, trzeci casting, aż wreszcie decyzja, że się dostałam.
AK: Byłaś zaskoczona, jak dostałaś telefon z informacją, że zapraszają cię do programu, czy raczej przeczuwałaś, że może się udać?
NS: Pamiętam, że jak dostałam ten ostatni telefon, że się zakwalifikowałam, to jadłam akurat hamburgera i tak pomyślałam wtedy, że jeśli mnie nie przyjmą, to będzie ostatni hamburger i sama przejdę na dietę. Byłam w szoku, ale cieszyłam się, że w końcu zapadła ta decyzja.
AK: Jakie to było uczucie, gdy pierwszy raz stanęłaś przed kamerą? Pojawił się stres, czy poczułaś się, jak przysłowiowa ryba w wodzie?
NS: To był mega stres. Nagle telewizja w domu, oświetlenie, dźwiękowcy. Taki szok. Do tej pory sobie spokojnie żyłam, a tu nagle kamery, światła i stres, ale dało się przyzwyczaić.
AK: Jak na to wszystko, co się wtedy działo, reagowali twoi bliscy?
NS: Jak wysłałam zgłoszenie do programu i oddzwonili, że dostałam się do castingu, to poszłam do mamy. Myślałam, że ona będzie taka, na nie, że gdzie przed kamery, a tak naprawdę to ona mnie przekonała. Mówiła, że to jest dla mnie szansa i że powinnam spróbować. Pójść na te castingi.
AK: Czyli bliscy wspierali cię od samego początku, a jak to wyglądało już podczas emisji odcinków? Znajomi pisali, odzywali się?
NS: Tak, jak weszły te pierwsze reklamy z naszymi zdjęciami, to wszyscy mi pisali, że są zaskoczeni. Z kolei teraz po ostatnim odcinku na Instagramie zrobiłam takie Q&A, tam starzy znajomi jeszcze z podstawówki się odzywali. Gratulowali, mówili, że super przemiana.
AK: Cała metamorfoza trwała pół roku, co w tym czasie sprawiało ci największe trudności? W programie mogliśmy zobaczyć, że było to m.in. trzymanie diety, ale czy było coś jeszcze?
NS: Taką największą trudnością było zmienienie wszystkich nawyków. Nagle z trybu kanapowca muszę przejść na aktywny i zdrowy tryb życia. To nie było tak, że mam czas i w pierwszym miesiącu zjem sobie cukierka i jeszcze coś podjem, tylko tutaj już musiałam podjąć tę dietę i się tego trzymać. To było trudne, żeby to przezwyciężyć i nie dać się tym pokusom.
AK: W internecie zaczęły pojawiać się zdania, że wasza dieta była zdecydowanie zbyt restrykcyjna i zostaliście rzuceni na zbyt głęboką wodę. Myślisz, że faktycznie tak było, czy jednak te sztywne zasady sprawiały, że wyrobiłaś sobie nawyki, które teraz łatwiej jest pilnować?
NS: Z biegiem czasu myślę, że to było dobre, bo jakbyśmy mogli sobie tu coś podjeść, tam wziąć jakiegoś cukierka, to bym sobie pozwalała, a tak musieliśmy się trzymać diety. Wysyłaliśmy posiłki do trenera, on sprawdzał, czy są wszystkie zalecane produkty. To było jednak pomocne, bo skoro już zrobiłam ten posiłek, żeby pokazać trenerowi, to musiałam go też zjeść, żeby się nie zmarnował, a jak już zjadłam, to nawet nie miałam ochoty żeby podjadać. Także dobrze, że to było tak restrykcyjne.
AK: Miałaś momenty zwątpienia? Kiedy myślałaś, że to jednak nie jest dla ciebie i po wzięłaś w tym udział?
NS: Cały czas, ale chyba święta były takie najtrudniejsze, jak w sklepach było pełno słodyczy, ciast. Nie chodziłam wtedy w ogóle na zakupy, jak już coś potrzebowałam, to wysyłałam mamę, żeby mnie nie kusiły te słodycze, albo inne głupotki. W święta znowu wiadomo, na stole stały pierogi, różne inne pyszne rzeczy, a ja nie mogłam tego zjeść. Miałam takie myśli, że może jeden pierożek nie zaszkodzi, ale później przechodziły i nie było już tak ciężko. Da się przyzwyczaić.
Nina na początku i na końcu programu. Fot. Kanapowcy / Kanapowczynie - program TTV
AK: Co ci pomagało i popychało do dalszego działania i pracy nad sobą?
NS: Na pewno wsparcie mamy. Miałam dużo takich dni, że nie chciało mi się iść biegać i już tak myślałam, żeby napisać trenerowi, że coś mnie boli, ale mama zawsze mówiła „idź, idź”, a jak wracałam z treningu to czekała na mnie z herbatką. Ona mnie zawsze wspierała. To, co było pokazane w programie, to prawie nic, ona zawsze mnie wspierała. Jak nie chciało mi się iść na zakupy, to jeździła ze mną, robiła mi te zakupy, żebym się nie poddała. Cały czas mnie motywuje i w programie i po programie.
AK: Dużym wsparciem okazał się również twój chłopak. Co mogliśmy również zobaczyć w programie.
NS: Tak Cyprian był dla mnie wielkim wsparciem. W programie pokazali początki tego, ale biegał ze mną, robił kroki. Jak nie miałam siły, to wyciągał mnie na spacer. Nawet, jak w zimę kończyłam późno wieczorem i tak mnie wyciągał. Ja bym się poddała i wymyślała wymówki do trenera, ale on trzymał mnie przy tym, żebym robiła swoje.
AK: Takim motywującym momentem była chyba też chwila, kiedy zobaczyłaś, że coś zaczyna się zmieniać. Jakie to było uczucie, kiedy pojawiała się nowa Nina?
NS: Tak, to było super. Jak szłam do programu, to miałam rozmiar 42-44 i jak się zmieściłam w 38, to była taka największa motywacja, jak zaczęły na mnie pasować stare ubrania. Zakładałam bluzy, w których do tej pory chodziłam i one były za duże.
AK: W dążeniu do celu miała wam też pomagać wizja udziału w wyzwaniu finałowym. To był półmaraton w Maroko. W odcinku mogliśmy zobaczyć, że zaskoczył was taki pomysł produkcji. Jaka była pierwsza myśl, jak usłyszałaś co macie zrobić?
NS: Niedowierzałam, byłam pewna, że się nie dostanę. Cały czas miałam w głowie, że nie dawałam z siebie tych stu procent i że nie dam rady wziąć w tym udziału. Ja też miałam słabą głowę, nad którą pracowałam. Musiałam się przestawić i miałam takie myśli, że nie dam rady.
AK: Finalnie wiemy, już, że jednak pobiegłaś, kiedy zaczęłaś wierzyć, że to jednak jest zadanie, które jesteś w stanie zrobić?
NS: Chyba jak przebiegłam pierwsze 10 km. Zaczęłam myśleć, że jednak nie jest tak ciężko biegać. Ogólnie do końca było mi ciężko uwierzyć w to zadanie. Nawet jak lekarz z trenerem powiedzieli, że się dostałam, to nie dochodziło to do mnie. Nawet jak byłam w Maroko, to do mnie nie docierało. Dopiero jak stanęłam na starcie, to zrozumiałam, gdzie jestem i co ja robię.
AK: Gdybyś miała opisać sam bieg, komuś, kto nigdy nie brał udziału w takich zawodach, co byś powiedziała? Co działo się na starcie, później na trasie. Jakie to jest uczucie biec praktycznie samemu przez środek pustyni?
NS: Ogólnie to było straszne zamieszanie. Z tych emocji, które mi towarzyszyły mało co pamiętam, ale wszyscy tam byli bardzo mili i życzliwi. Na każdym kroku ktoś życzył powodzenia, ja byłam niesamowicie zestresowana, a u ludzi w ogóle tego nie widziałam. Każdy był szczęśliwy i zadowolony. Tak samo na trasie, jak kogoś spotkasz, to zaraz wołali „powodzenia”, „good job”. Mówili, żeby się nie poddawać. Takie pozytywne nastawienie, nie wiem nawet jak to ująć w słowa, jedna wielka rodzina.
AK: Przez dużą część wyzwania towarzyszył ci trener, jego obecność była dużym wsparciem, czy myślisz, że bez tego też dałabyś radę?
NS: Nie wiem, chyba bez trenera bym sobie nie poradziła. Dużą część musiałam też sama biec i walczyć z głową, ale gdyby nie wsparcie trenera to myślę, że mogłabym się poddać na początku. Na tej pierwszej górce, co tam była. Już miałam wtedy w głowie, że nie dam rady. To było straszne, tam cały czas było góra, dół, góra dół, ale trener mnie wspierał.
AK: Co sprawiło ci w tym wszystkim największą trudność? Te górki, upał, czy może piasek?
NS: Myślałam, że piasek będzie największą przeszkodą, bo jednak dosyć ciężko się po nim biega, ale okazało się, że to w ogóle nie było problemem. Tylko te górki. Jak biegałam po Bełchatowie, gdzieś w lesie, to miałam kawałeczek piasku i to było ciężkie. Tam była na szczęście taka droga z kamieni, ale to ciągłe góra, dół było najgorsze.
AK: Jakie to było uczucie, jak po tej walce zobaczyłaś metę i doszło do ciebie, co ty zrobiłaś, że jeszcze pół roku wcześniej siedziałaś na kanapie, a teraz kończysz półmaraton?
NS: Jak byłam jakieś trzy kilometry przed końcem, to słyszałam muzykę na mecie i nie dochodziło do mnie, że jestem w tym miejscu, w którym jestem. Pamiętam, że tam była jeszcze ostatnia, taka najcięższa górka, na którą weszłam i z tej góry już było widać metę. Dostałam wtedy nagle takiej energii i szczęścia. Całe zmęczenie ze mnie zeszło. Tę ostatnią prostą biegłam z takim uśmiechem. Tego nie da się nawet opisać. Jeszcze tak w połowie tej końcowej drogi słyszałam Paulinę, Klaudie, Kacpra jak mnie wołali, to już było takie szczęście. Dopiero na tej mecie doszło do mnie, co ja zrobiłam, że mi się udało.
AK: Wiele osób mówi, że udział w takich biegach uzależnia, a jak to jest w twoim przypadku? Planujesz udział w kolejnych zawodach?
NS: Chciałam, ale jestem tak w tyle z tym. Zawsze wychodzi, że dowiaduję się o biegach jak już w ten sam dzień i są drogi pozamykane, ale chciałabym. Myślę, że jak będzie jakiś Bieg Nocny, czy coś innego w Bełchatowie organizowany to chciałabym wziąć udział.
AK: Jak teraz wygląda twoje życie po programie? Co się zmieniło?
NS: Po programie zmieniło się wszystko. Nie tylko mój wygląd, ale też podejście do życia. Dopiero po programie zauważyłam, jak bardzo marnowałam swój czas. Przed programem nie chciało mi się wstawać z łóżka, tak teraz zaczęłam w końcu doceniać życie i z niego korzystać. Nie ma tak, że od jedenastej do piętnastej leżę na kanapie, tylko w tym czasie próbuje sobie coś zorganizować. Wyjechać gdzieś, nawet na Słok pochodzić z moim chłopakiem Cyprianem. Nie chcę siedzieć w miejscu i korzystać z tego życia.
AK: Na początku programu wspomniałaś, że chcesz powalczyć o marzenia, udaje ci się teraz je realizować?
NS: Jeszcze nie, ale zbieram pieniądze na to. Chciałabym iść do szkoły zaocznej, ale muszę trochę uskładać, bo to jest jednak duży koszt. Teraz też w wakacje będzie piękna pogoda, to będziemy sobie organizować wyjazdy, wycieczki, bo teraz aura nawet nie pozwala, bo jest za zimno.
AK: Na zakończenie, gdybyś miała zachęcić młode osoby do sportu i zdrowego trybu życia. Co byś im powiedziała?
NS: Powiedziałabym, że jest to super i nie chodzi tu tylko o samopoczucie i wygląd, ale też o zdrowie. To jest bardzo ważne. Mnie się poszczęściło i nie miałam żadnych chorób, ale reszta uczestników już np. miała. Chodzi właśnie o to, żeby zdrowo żyć. Wszystkim, którzy chcą się podjąć takiej walki, dałabym też radę, żeby się nie poddawać, bo najtrudniej jest włożyć buty i wyjść z domu, a jak już się to zrobi, to już jakoś idzie. Ja przed programem miałam nastawienie, że zacznę tę dietę od jutra, od poniedziałku, od nowego miesiąca, ale to trzeba zrobić tu i teraz. Nie zwracać też uwagi na małe potknięcia, bo będzie ich bardzo dużo, ale spaść z konia jest łatwo, trudniej na niego wejść i dlatego nie można się poddawać.
Komentarze (0)