Mieszkaniec Bełchatowa wybrał się na poranny spacer po lasie w rejonie Ługów. Wracając tą samą leśną ścieżką po 2-3 godzinach na środku drogi zobaczył zagryzioną i rozszarpaną sarnę. Jak sam przyznaje, widok był straszny, ale też zrodził pytanie - jaki drapieżnik zaatakował sarenkę? Czy mogły to być wilki czy może jednak sfora dzikich psów?
Jak relacjonuje, zagryzione zwierzę znalazł tuż obok zabudowań, znajdujących się w pobliżu lasu.
- Teraz nawet z rana strach jechać do lasu, jeśli takie widoki się napotyka – stwierdził bełchatowianin.
O zagryzioną sarnę zapytaliśmy w bełchatowskim Nadleśnictwie.
- Nie jest to normalna sytuacja w naszych lasach, bo sarna musiała zostać zaatakowana przez większego drapieżnika. Wilki jednak bym wykluczył, ponieważ to jest zbyt mały kompleks leśny i te zwierzęta stronią od ludzi, wolą mieć ciszę i spokój – mówi Jarosław Zając, szef Nadleśnictwa Bełchatów.
Nadleśniczy przypuszcza, że najprawdopodobniej sarenka padła ofiarą grupy dzikich psów, które coraz częściej można spotkać w lasach.
- Mamy sygnały o takich sforach psów od kół łowieckich czy też mieszkańców. Niewykluczone też, że mogło dojść do sytuacji, w której zwierzyna padła i inne osobniki się nią pożywiły i wyciągnęły na środek drogi. Jednak najprawdopodobniej były to dzikie psy, wałęsające się po okolicy – mówi Jarosław Zając.
Komentarze (0)