Chwilę po godzinie 10:30 w poniedziałek, 20 maja, w Bełchatowie rozległy się dźwięki syren radiowozów pędzących do jednej z kamienic przy ulicy Czyżewskiego. Policjanci dostali bowiem zgłoszenie o zabójstwie, do którego doszło w jednym z mieszkań.
- Na miejsce natychmiast zostali skierowani policjanci, którzy pod wskazanym adresem znaleźli zwłoki dwóch osób. Okazało się, że ofiarami tej tragedii jest kobieta w wieku 55 lat oraz 68-letni mężczyzna. To małżonkowie, którzy zamieszkiwali po sąsiedzku z osobą podejrzewaną – informuje Iwona Kaszewska, rzecznik bełchatowskiej policji.
Policjanci zatrzymali podejrzanego o zabójstwo
Mundurowi w mieszkaniu znaleźli również 41-letniego mężczyznę, który został zatrzymany. Jak wyjaśnia Kaszewska, był on znany policjantom z wcześniejszych konfliktów z prawem. Notowany był m.in. za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu.Potwierdzają się również informacje, które w poniedziałek naszej redakcji udało się nieoficjalnie pozyskać. Na miejscu zbrodni mundurowi znaleźli nóż, który został zabezpieczony jako prawdopodobne narzędzie zbrodni.
- W chwili zatrzymania mężczyzna był nadpobudliwy, wobec czego, zanim trafił do policyjnej celi, została od niego pobrana krew na zawartość alkoholu i narkotyków w organizmie – mówi Kaszewska.
Jak doszło do tragedii na Czyżewskiego?
Na miejscu tragedii do wieczora pracowali policjanci, którzy pod nadzorem prokuratora prowadzili szczegółowe oględziny, a także zabezpieczyli ślady kryminalistyczne pomocne w odtworzeniu przebiegu zabójstwa.
- Policjanci wstępnie ustalili, że do tragedii doszło w trakcie towarzyskiego spotkania, w którego trakcie sprawca zadał śmiertelne ciosy swoim sąsiadom – przekazuje Iwona Kaszewska.
Jak dodaje, na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego 41-letni mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa. Teraz o jego dalszym losie zadecyduje sąd. Bełchatowianinowi grozi nawet kara dożywotniego pozbawienia wolności.
Tragedia wstrząsnęła okolicznymi mieszkańcami
Gdy zjawiliśmy się na miejscu zdarzenia, w okolicy zebrały się tłumy mieszkańców, których zaalarmowały dźwięki syren. Gdy pojawiły się pierwsze, jeszcze nieoficjalne informacje o tym, że w kamienicy doszło do morderstwa wszyscy byli wstrząśnięci.
- Najpierw na sygnale podjechał jeden radiowóz. Później zaczęły przyjeżdżać kolejne, policjanci wybiegali z samochodów, wszystko działo się bardzo szybko. Dookoła zebrał się tłum gapiów, ludzie zaglądali przez żywopłot. Policjanci w rękawiczkach chodzili po ogródku – relacjonowała pani Ania, mieszkanka jednego z okolicznych bloków.
Na miejscu pojawiło się w sumie pięć policyjnych samochodów. Wezwano również zespół ratownictwa medycznego.