reklama
reklama

„Kot był jak tarcza strzelnicza”. Kto poluje na zwierzęta w okolicach Bełchatowa?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

„Kot był jak tarcza strzelnicza”. Kto poluje na zwierzęta w okolicach Bełchatowa? - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia Półroczny kotek z poważnymi obrażeniami trafił do bełchatowskiej fundacji Kocia Klitka. Jej właścicielka ostrzega: na terenie gminy grasuje morderca zwierząt.
reklama

Do bełchatowskiej fundacji Kocia Klitka, z poważnymi obrażeniami trafiła młoda kotka. Zwierzę przywieziono do schroniska dla zwierząt w Bełchatowie, znaleziono je w miejscowości Kielchinów (gmina Bełchatów). Początkowo podejrzewano, że zostało potrącone. Prawda była jednak zupełnie inna. Okazało się, że kot nie chodzi ze względu na śrut tkwiący w kręgosłupie, co jednoznacznie wskazuje, że zwierzę zostało przez kogoś postrzelone.

- Uwaga grasuje morderca zwierząt. Tak morderca, bo skoro strzela, to ma świadomość, że może zabić - informuje w emocjonującym wpisie na Facebooku Marta Matuszewska, z fundacji Kocia Klitka.

Ze względu na doświadczenie fundacji w opiece nad zwierzętami, cierpiącymi na skutek ran postrzałowych, kotka trafiła pod opiekę Kociej Klitki. Teraz czekają ją diagnostyka i odpowiednie leczenie. Jej obrażenia są jednak bardzo poważne. Dopiero badania i czas pokażą, czy będzie mogła wrócić do pełnej sprawności.

- Malutka została postrzelona w kręgosłup, przez co ma całkowity niedowład kończyn miednicznych, atonię pęcherza. Badanie tomograficzne wykazało, że kotka po wykonaniu operacji i przeprowadzeniu rehabilitacji prawdopodobnie będzie mogła chodzić. Niestety nie wróci do sprawności pod względem załatwiania się, będzie pieluszkowa – mówi Marta Matuszewska.

Jak przekazuje kobieta, sama operacja będzie kosztować 4,5 tys. zł, badanie tomograficzne to koszt 950 zł. Do tego dochodzą koszty rehabilitacji oraz dojazdów do Łodzi. Kwota może więc sięgnąć nawet 8 tys. zł. 

Nie jest to pierwsze zwierzę, które trafiło pod opiekę do Kociej Klitki w związku z postrzałem. Fundacja opiekuje się psem o imieniu Śrutek, który uczy się żyć na nowo po tym, jak śrut z wiatrówki utkwił w jego kręgosłupie. Podobnych przypadków w historii fundacji było więcej.

- Mieliśmy kota z gminy Kleszczów, który miał siedem śrutów w sobie. Postanowiłam pomóc ludziom, którzy zgłosili, że zwierzę utyka na przednią łapę. Odłowiliśmy tego kota, żeby sprawdzić, co się dzieje, czy jest to jakieś złamanie, w międzyczasie okazało się, że był tarczą strzelniczą – mówi Marta Matuszewska.

"Nawet jeden taki przypadek to jest za często"

Koty i psy z ranami postrzałowymi trafiają również do bełchatowskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Jak przekazuje Mariusz Półbrat, kierownik schroniska, ciężko jest określić, ile dokładnie jest takich przypadków. Zazwyczaj jest ich kilka w ciągu roku.

- Nawet jeden taki przypadek to jest za często. Co jakiś czas taka historia się powtarza. Czasami tez trafiają do nas takie zwierzątka, które nie mają objawów postrzelenia, ale w przypadku jakichś zabiegów operacji czy badania okazuje się, że zwierzę ma w sobie śrut – mówi Mariusz Półbrat.

Jak dodaje, ciężko jest wychwycić wszystkie zwierzęta, które uległy postrzałowi. Pod futrem często nie widać ran postrzałowych, więc jeśli nie jest wykonywane badanie rentgenowskie, to pracownicy mogą nie zauważyć tego, że zwierzę zostało poszkodowane.

Przypadki strzelania do zwierząt zdarzają się zarówno w gminach wiejskich, jak i rejonach miasta. Okazuje się, że nie jest to jedyny przypadek w ostatnim czasie. Jedna z internautek mówi, że podobna sytuacja ma miejsce w gminie Kluki. Tam ktoś strzela do... ptaków, które później znajdowane są martwe.

Nie da się ustalić sprawcy?

Kierownik schroniska wskazuje na inny duży problem, jakim jest ustalenie sprawcy. Często, nawet jeśli sąsiedzi widzą, że taka sytuacja ma miejsce, to nie zgłaszają tego policji, zmniejszając tym samym szansę na znalezienia winnego.

- Jeżeli mamy przywiezione zwierzę z postrzałem, znalezione przy drodze to właściwie szansa na ustalenie sprawcy jest właściwie żadna – mówi Mariusz Półbrat.

Sporym utrudnieniem w wychwyceniu przestępcy są formalności związane ze zgłoszeniem spawy odpowiednim służbom, z którymi muszą mierzyć się pracownicy schroniska oraz panujące w naszym kraju przepisy, które nie obejmują wiatrówek rejestrem. 

- Niestety w Polsce wiatrówki są dostępne, a naboje nie są rejestrowane, wiec tak naprawdę nie jesteśmy w stanie ustalić właściciela – mówi Marta Matuszewska.

W przypadku kotki z Kielchinowa właścicielka Kociej Klitki poinformowała, że dostaje już informacje od mieszkańców miejscowości, kto mógł być sprawcą zdarzenia. Zapowiada, że postara się znaleźć osobę, która strzelała do zwierzaka. 

- Na razie nie zgłaszałam sprawy na policję. Chciałam najpierw mieć pełny obraz obrażeń tego kota oraz kosztów, jakie będę musiała ponieść. Będzie to na pewno zgłoszone - mówi właścicielka fundacji.

Rzecznik bełchatowskiej policji Iwona Kaszewska informuje, że do funkcjonariuszy nie wpłynęło jeszcze zgłoszenie w tej sprawie. Dodaje, że policjanci nie otrzymali w ostatnim czasie zawiadomienia o podobnych sytuacjach. Ostatnie takie zdarzenie miało miejsce w 2019 roku, wtedy mężczyzna, który zabił trzy koty i jednego ranił nożem został zatrzymany.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama