Spotkanie z „czerwoną latarnią” II ligi miało zostać rozegrane pierwotnie w sobotę 7 października, ale zostało przełożone z powodu powołania Filipa Kendzi do juniorskiej reprezentacji Polski (U-20).
Środowa potyczka miała być doskonałą szansą na zakończenie fatalnej passy podopiecznych Mariusza Pawlaka. „Brunatni” nie wygrali bowiem żadnego z ostatnich sześciu spotkań o stawkę i pomału zaczynają zapominać jak smakuje zwycięstwo w meczu o punkty. Ostatnie odnieśli jeszcze w sierpniu, kiedy zwyciężyli na własnym terenie drużynę Rozwoju Katowice. Naprawdę trudno było sobie wymarzyć lepszego rywala na przełamanie od koszalinian. Zespół ten okupuje przecież ostatnią pozycję w ligowej tabeli, z zaledwie jednym zwycięstwem i siedmioma oczkami na koncie.
W porównaniu do ostatniego starcia bełchatowian, które zakończyło się bezbramkowym remisem na boisku Warty Poznań, w podstawowej jedenastce PGE GKS-u nastąpiła zaledwie jedna zmiana. Na środku obrony w miejsce kontuzjowanego Mikołaja Boćka pojawił się wracający po pauzie kartkowej Michał Bierzało.
Spotkanie przy Sportowej 3 rozpoczęło się tak, jak wymarzyli to sobie kibice „Brunatnych”. Po niespełna kwadransie gry, za sprawą Piotra Giela, faworyzowani gospodarze objęli prowadzenie. Jednak już trzy minuty później goście doprowadzili do wyrównania. Pięknym strzałem z ponad dwudziestu metrów popisał się Przemysław Brzeziański i Paweł Lenarcik nie miał nic do powiedzenia.
Po upływie kolejnych pięciu minut przed szansą na zdobycie drugiej bramki dla PGE GKS-u stanął Piotr Giel, ale tym razem nie zdołał skierować piłki do bramki strzeżonej przez Hartleba. Co nie udało się w dwudziestej trzeciej minucie, stało się faktem w ostatnich sekundach pierwszej odsłony spotkania. Najskuteczniejszy snajper drużyny z Bełchatowa wykorzystał dośrodkowanie Pawła Wojowskiego z rzutu wolnego i dał swojej drużynie prowadzenie do przerwy.
Niestety tuż po przerwie koszalinianie ponownie doprowadzili do remisu. Już w pięćdziesiątej minucie na listę strzelców wpisał się Krystian Przyborowski, który dobił futbolówkę odbitą od poprzeczki. Ten cios zabolał tym bardziej, że chwilę wcześniej mogło, a nawet powinno być 3:1, ale sędzia dopatrzył się faulu Dawida Flaszki i gol nie został uznany. Warto też wspomnieć o uderzeniu z dystansu Patryka Rachwała, po którym piłka zatrzymała się na poprzeczce.
Na nic się zdały kolejne próby przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę. Spotkanie zakończyło się remisem 2:2, a więc wynikiem dalekim od oczekiwań piłkarzy PGE GKS-u Bełchatów, którzy nie potrafią wygrać już od siedmiu spotkań. Szkoda przede wszystkim kilku dogodnych okazji, które udało się stworzyć, ale już nie wykorzystać.
Przed kolejną szansą na przełamanie tej koszmarnej passy staną już w najbliższą niedzielę, kiedy na GIEKSA Arenie podejmą MKS Kluczbork. Początek o godzinie 17:00.
PGE GKS Bełchatów – Gwardia Koszalin 2:2 (2:1)
Bramki: Giel (14, 45) – Brzeziański (17), Przyborowski (50)
Kartki: Thiakane, Rachwał - Oleszczuk, Januszkiewicz
PGE GKS Bełchatów: Lenarcik – Janasik, Kendzia, Bierzało, Wojowski – Garuch (54. Chwastek), Rachwał, Ryszka, Thiakane (43. Ciarkowski) – Flaszka (81. Pietroń) – Giel
Gwardia Koszalin: Hartleb – Stańczyk, Oleszczuk, Wojciechowski, Karbowiak – Brzeziański, Kwiatkowski, Shimmura, Januszkiewicz- Poźniak, Przyborowski