Pierwszy set był pełen zwrotów akcji. Jako pierwsi odskoczyli bełchatowianie, którzy wypracowali trzy oczka przewagi, kiedy w polu zagrywki przebywał Mariusz Wlazły (17:14), ale za chwilę żółto-czarni przegrali pięć kolejnych akcji i znowu musieli gonić rywala (17:19). W końcówce zdołali się jednak podnieść i zwyciężyli 25:23.
Druga odsłona rozpoczęła się najgorzej jak mogła. Podrażnieni porażką w pierwszym secie goście od początku rzucili się do gardeł bełchatowian i błyskawicznie wypracowali bardzo solidną, pięciopunktową zaliczkę (6:1), której już nie oddali, choć w drugiej połowie partii PGE Skra rzuciła się w pogoń, która o mały włos nie zakończyła się szczęśliwym finałem (22:25).
Trzecia partia również nie zaczęła się najlepiej. W jej środkowej fazie podopieczni Roberto Piazzy mieli aż cztery punkty straty do przeciwnika (8:12), ale szybko opanowali sytuację i w sumie bez większych problemów wygrali tę część meczu w stosunku 25:22.
Czwarty i jak się później okazało ostatnie set środowego meczu to już koncert gry ze strony żółto-czarnych, którzy zdominowali rywala od początku. Ostatecznie PGE Skra wygrała tę odsłonę 25:13 i cały mecz 3:1, odnosząc drugie zwycięstwo i inkasując pierwszy komplet punktów w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów.
Już za dwa tygodnie, w ramach zmagań w Lidze Mistrzów, do bełchatowskiej hali „Energia' zawita kolejny z rosyjskich potentatów, Lokomotiw Nowosybirsk z Georgiem Grozerem w składzie. W pierwszym meczu żółto-czarni dostali straszne lanie (0:3), więc 13 lutego staną przed szansą zrewanżowania się siatkarzom z Syberii.
PGE Skra Bełchatów – Dinamo Moskwa 3:1 (25:23; 22:25; 25:22; 25:13)