reklama
reklama

Łodzianka pogryziona przez puszczonego luzem psa. Jego właściciel nawet nie dostał mandatu

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Region Jedna z łodzianek zdała nam relację ze spaceru, który dla niej i jej psa nie zakończył się dobrze. Obcy, luzem puszczony pies, zaatakował właścicielkę i jej pupila. Mieszkanka jest rozczarowana postawą osób, które nie potrafią sprawować opieki nad swoim zwierzęciem oraz służb, które zbagatelizowały całą sprawę.
reklama

Mieszkanka stanęła w obronie swojego pupila. Właściciel agresywnego psa odszedł bez mandatu

W ostatni weekend września pani Klaudia wyszła na spacer ze swoim psem – pupil jak zawsze był na smyczy. Tą samą ulicą szedł mężczyzna, w pobliżu którego biegał luzem puszczony pies. Do zdarzenia doszło na Bałutach, w okolicy przecięcia ul. Centralnej i Warszawskiej. 

– Kiedy tamten pies zobaczył nas, zaczął biec w naszym kierunku. Po dobiegnięciu rzucił się na mojego psa. To było spore zwierzę, większe od mojego psiaka. Natychmiast zaczęłam wołać i prosić właściciela, żeby jak najszybciej go zabrał. Niestety ten mężczyzna był sporo starszy i nie był w stanie skutecznie odciągnąć psa – mówi pani Klaudia. 

Nieznajome zwierzę mocno atakowało psa pani Klaudii – było agresywne, rzuciło się mu do gardła. Próbując rozdzielić psy, właścicielka sama została ugryziona w rękę przez obce zwierzę. Po dłuższej chwili udało się je odseparować. 

– Właściciel tamtego psa powiedział „przepraszam”, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Zaczęłam iść za nim – próbowałam dowiedzieć się od niego, czy pies był szczepiony. Właściciel potwierdził, ale jednocześnie zaczął przede mną uciekać. Akurat złożyło się tak, że zdążył dotrzeć na przystanek i wsiąść do odjeżdżającego autobusu – relacjonuje mieszkanka.

Po ucieczce z miejsca zdarzenia pani Klaudia wróciła do domu i zawiadomiła policję – poprosiła funkcjonariuszy, aby razem z nią poszli do domu właściciela i wymogli na nim okazanie dokumentów potwierdzających szczepienie psa. Dość szybko udało się zlokalizować miejsce zamieszkania mężczyzny – na posesji był pies, który pogryzł panią Klaudię. W obecności policjantów właściciel pokazał aktualne szczepienie psa przeciwko wściekliźnie. 

Mieszkanka ubolewa jednak, że zachowanie mężczyzny nie zostało w żaden sposób ukarane. 

– Byłam bardzo zdziwiona. Ten właściciel nie dostał żadnego mandatu, żadnego pouczenia. Przez tę sytuację musiałam jechać na SOR do szpitala, sama zapłaciłam później za leki. Policjanci powiedzieli mi tylko, że to, co mogę zrobić w tej sytuacji, to sama wnieść sprawę na policję i do sądu – opowiada łodzianka. – Przez całą tę sytuację trauma jest na tyle silna, że musiałam kupić sobie gaz pieprzowy. Mam same złe wspomnienia, kiedy widzę nadbiegającego do mnie psa bez smyczy – opowiada. 

Pani Klaudia mówi, że w jej okolicy nagminnie dochodzi do podobnych sytuacji. 

– W dalszym ciągu mnóstwo osób chodzi z psami bez smyczy. W ciągu czterech lat mój pies został w ten sposób zaatakowany już po raz trzeci. Osoba, której psy dwukrotnie napadły na mojego psa, w dalszym ciągu chodzi z nim bez smyczy. Wiele osób naprawdę nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji swojego zachowania – tłumaczy. 

Mieszkanka podkreśla, że z jej własnych doświadczeń wynika, że kiedy psy biegną już do siebie, to bardzo rzadko udaje się przywołać je z powrotem. 

Konsekwencje dla nieodpowiedzialnych właścicieli 

To do Straży Miejskiej w Łodzi mieszkańcy najczęściej zgłaszają sprawy związane z agresywnymi, bezpańskimi lub źle zaopiekowanymi podczas spacerów psami. Nagminnie sygnalizowane są problemy ze zwierzętami puszczonymi luzem.

– Zarówno Straż Miejska, jak i Policja decydują w takiej sytuacji o dalszym działaniu – to może być pouczenie, mandat albo skierowanie wniosku do sądu – stosownie do danej sytuacji – mówi Joanna Prasnowska z Wydziału Dowodzenia Straży Miejskiej w Łodzi. 

Jak zaznacza, wszystko zależy od funkcjonariusza, który prowadzi postępowanie. 

– W tym przypadku doszło do pogryzienia i ataku, więc trudno mówić wyłącznie o pouczeniu. Widać, że nadzór nad zwierzęciem nie był odpowiednio sprawowany  – tłumaczy.  –  Biorąc pod uwagę przytoczone fakty były podstawy, aby zachowanie zwierzęcia zakwalifikować do zagrażającego zdrowiu właścicielki. 

Strażniczka podkreśla, że w podobnych przypadkach największe kłopoty sprawia ustalenie tożsamości właściciela psa. W wielu razach, przyjeżdżając na miejsce zdarzenia, funkcjonariusze nie znajdują ani psa, ani właściciela, a puszczone luzem psy nie są zaczipowane, co utrudnia ich identyfikację.

Żaden z tych przypadków nie dotyczył jednak sytuacji pani Klaudii, która razem z funkcjonariuszami policji odnalazła nieodpowiedzialnego właściciela.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama