Jerzy Urban – pierwsze słowo, jakie przychodzi Panu do głowy?
Oczywiście pierwsze skojarzenie dla mojego pokolenia to jednak twarz propagandy socjalistycznej lat 80., w szczególności stanu wojennego. Z drugiej strony – w latach 90. – wydawca bardzo poczytnego tygodnika społeczno-politycznego ,,Nie”, który, mimo wulgarnego języka, był ważnym lewicowym czasopismem, mającym wpływ na ówczesne życie polityczne. A trzecie skojarzenie, bliższe najmłodszemu pokoleniu, to jednak kontrowersyjny twórca internetowy. Można by powiedzieć nawet, że z propagandysty Urban stał się influencerem.
Ale zanim influencerem, to przed jeszcze dziennikarzem. Między byciem ,,Goebbelsem stanu wojennego”, a tygodnikiem o charakterze liberalno-lewicowym, w którym publikował, jest spora przepaść. Jak on ją pokonał?
Życiorys Jerzego Urbana jest tak zawiły, jak historia Polski po II wojnie światowej. Proszę zauważyć, że on w latach 50-60. miał nawet zakazy publikowania, musiał pisać pod pseudonimem. Z jednej strony był wewnętrznym krytykiem władzy, bo trudno powiedzieć, że Urban był opozycjonistą. Stanowił natomiast przez pewien czas taką opozycję wewnętrzną w środowisku popierającym socjalistyczną władzę PRL-u. Był wówczas z pewnością dobrym warsztatowo dziennikarzem. Myślę jednak, że funkcja rzecznika prasowego rządu najbardziej wpłynęła na jego wizerunek – jak Pani sama słusznie uznała, to przywołane przez Ryszarda Bendera – określenie ,,Goebbels stanu wojennego” zostało z nim już do końca. To cynik, antyklerykał, jednocześnie człowiek o wielkiej inteligencji. W latach 90. jeden z głównych przeciwników Lecha Wałęsy. Myślę, że jego tygodnik przyczynił się też do tego, że w 1995 r. Wałęsa przegrał wybory prezydenckie z Aleksandrem Kwaśniewskim. Później Jerzy Urban jeszcze bardziej poszedł w kreację skandalisty, najpierw w samym ,,Nie”, a później w mediach społecznościowych. Przez ostatnie 10 lat Michał Marszał prowadził mu skutecznie media społecznościowe, uzyskując imponujące zasięgi.
To właśnie ten tak charakterystyczny dla Urbana skandal stał się sposobem na silny przekaz i masę odbiorców?
On zawsze był skandalistą, cynikiem. W latach 90. inicjował skandale uderzające m.in. w Jana Pawła II, co przekładało się na nakłady, które wówczas sięgały nawet kilkaset tysięcy egzemplarzy. A później, gdy media społecznościowe zawładnęły internetem, dał się wykreować ponownie, tym razem wśród zupełnie innej grupy odbiorców, czyli młodzieży, która nierzadko nie miała pojęcia, co Urban robił w latach 80. Jego inteligencja, cynizm pozbawiony hamulców, dobrze wpisywały się w logikę mediów społecznościowych.
Ludzie określają go jako człowieka pełnego sprzeczności. Bo właśnie, z jednej strony – prokomunistyczny, no a z drugiej – dziennikarz i to mediów uznawanych za niezależne. Która szala w jego życiu przeważyła?
To zależy od pokolenia. W pokoleniu najmłodszym zakładam, że Jerzy Urban jest po prostu bardzo kontrowersyjnym influencerem, kolejnym internautą. Nie robiłem badań, ale zakładam, że dziś wśród najmłodszych funkcjonuje głównie jako taki twórca czy bohater memów internetowych. Od propagandysty do influencera – myślę, że to stwierdzenie oddaje w jakiś sposób jego drogę. Jednak dla ludzi pamiętających okres PRL-u Jerzy Urban na zawsze pozostanie już twarzą stanu wojennego.
Jakub Żulczyk, jako osoba urodzona w latach 80., zapamiętał Urbana podobnie jak Pan i napisał, że ,,Miał piękny dowcip i IQ 1000, ale najważniejszą jego rolą pozostanie bycie tubą zbrodniczego, ruskiego reżimu (…)”. Jerzy Urban mógł wstydzić się tej swojej czarnej karty?
Nie sądzę. On to wybrał dla kariery. Tak ją zbudował i potem się już tego trzymał, nie przepraszał za to, szedł coraz bardziej w groteskę, cynizm, ośmieszanie wszystkiego. Nie odpokutował lat 80., natomiast odnalazł się kapitalizmie.
Mimo to trzeba mu przyznać, że miał dar do słowa pisanego.
Tak, no i miał też to, że umiał się śmiać z siebie, ze swojego niskiego wzrostu, wielkich uszu, bo on w tym sensie miał dystans do siebie. To świadczyło o jego inteligencji. Dlatego też nie jest łatwo podsumować jego życie jednym zdaniem.
A czy o tym, kim był, mogły zdecydować jego niełatwe doświadczenia życiowe?
Pewnie tak, pochodził w końcu z rodziny żydowskiej, urodził się w latach 30., jako dziecko przeżył wojnę, więc jest to taki przykład osoby, która sobie w tym życiu jednak poradziła.
Dzisiaj tygodnik ,,Polityka” opublikował w sieci taką grafikę, na której jest Urban mówiący ,,Idę do piekła”. A za co mógłby iść do nieba?
Myślę, że on by nie chciał iść do nieba. W piekle byłoby mu lepiej.
Komentarze (0)