reklama
reklama

Alimentacyjna pułapka. Rządowy pomysł może zrujnować rodziców

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Pixabay

Alimentacyjna pułapka. Rządowy pomysł może zrujnować rodziców - Zdjęcie główne

Alimentacyjna pułapka. Rządowa tabela może zrujnować płacących rodziców | foto Pixabay

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Polska i światNowa inicjatywa Ministerstwa Sprawiedliwości, która miała ułatwić sądom i rodzicom ustalanie wysokości alimentów na dzieci, wywołała prawdziwą burzę. Chodzi o opublikowaną niedawno tzw. tabelę alimentacyjną – zestawienie wskazujące sugerowane kwoty alimentów w zależności od wieku dziecka, jego liczby i dochodów rodzica.
reklama

Choć pomysł miał uporządkować rozbieżności i pomóc rodzinom, w praktyce wywołał potężne kontrowersje i obawy o pogłębienie nierówności między rodzicami, szczególnie tymi, którzy już teraz mają trudności z opłacaniem alimentów.

Krytyka i szybka reakcja resortu

Po fali krytyki w sieci i mediach do sprawy odniosła się wiceministra sprawiedliwości Zuzanna Rudzińska-Bluszcz. Jej wpis na portalu X był jasny:

„Tablice alimentacyjne mają pomagać, a nie wzbudzać kontrowersje. Dobro dziecka jest wartością nadrzędną, ale nie możemy pomijać głosu rodziców. Wsłuchując się w Państwa uwagi, ponownie je przeanalizujemy, skonsultujemy tablice raz jeszcze z ekspertami i organizacjami społecznymi”.

reklama

Jednak zanim doszło do tej deklaracji, w sieci zawrzało. Najwięcej emocji wywołało wyliczenie przedstawione przez Stowarzyszenie na rzecz Chłopców i Mężczyzn. Pokazuje ono sytuację rodzica zarabiającego 9000 zł brutto (6426 zł netto), który ma płacić alimenty na trójkę dzieci w wieku 16–18 lat. Według nowych tabel powinien on łożyć łącznie 5280 zł – po 1760 zł na każde dziecko. Po odjęciu tej kwoty zostaje mu 1146 zł na własne potrzeby. Tymczasem drugi rodzic, sprawujący opiekę nad dziećmi, uzyskuje dodatkowo świadczenie 800+ w wysokości 2400 zł (800 zł na każde dziecko), co łącznie daje mu 7680 zł netto.

Dla wielu komentatorów to przykład nieproporcjonalnego obciążenia jednej ze stron, szczególnie jeśli dana osoba nie mieszka już z dziećmi i sama musi utrzymać mieszkanie, dojazdy, jedzenie czy opłaty.

reklama

„To uderzenie w ojców”

Najbardziej zdecydowaną opinię w sprawie przedstawił Wojciech Miga, założyciel Strajku Ojców, organizacji reprezentującej rodziców – najczęściej mężczyzn – wykluczanych z życia dzieci po rozwodzie.

– My się sami staraliśmy o te tablice alimentacyjne, bo kwoty zasądzane były czasami astronomiczne. Ale ktoś, kto je przygotował, zrobił to tak, żeby to było kolejne uderzenie w nas. Mieliśmy co dwa miesiące spotkania z przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości i zawsze była mowa o tym, żeby to wszystko uregulować – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

W jego opinii intencja była dobra, lecz efekt przypomina raczej próbę uciszenia głosów niezadowolenia:

reklama

– Zawsze wspominano o niealimentacji, ale to nie odnosi się przecież do nas. Ojcowie, którzy starają się o kontakty z dzieckiem, przeważnie płacą alimenty. Aż ciężko sobie wyobrazić ojca, który stara się o kontakty, udowadnia, że jest superojcem, a ma dług alimentacyjny 300 tys. zł. Wydaje mi się, że ministerstwo chce wylać na nas tym ruchem kubeł zimnej wody, żebyśmy przestali się odzywać, bo wciąż walczymy o te szersze kontakty, uruchomiliśmy kampanię społeczną „Bezpieczne tatowanie”, zbiór 21 postulatów. Ministerstwo tak chce dokręcać śrubę już płacącym alimenty – stwierdza w rozmowie z „WP”.

Jednocześnie zauważa, że dla niektórych ta sama tabela może być deską ratunku:

reklama

– Są tacy ojcowie, którzy płacą horrendalne alimenty i gdyby sędzia był łaskawy się do tej tabeli odnieść, to jest szansa, że byłyby mniejsze. Ale wciąż jest to uderzenie w ojców – dodaje.

Tabela jako szansa na standaryzację?

Z bardziej wyważoną opinią występuje dr Ewa Kosowska-Korniak, prawniczka i mediatorka, która na co dzień prowadzi mediacje rodzinne.

– W postrzeganiu kosztów utrzymania dziecka są duże rozbieżności pomiędzy tym, jak widzi to mama i tata. Czasami dochodzi wręcz do drastycznych zmian i nagle w momencie rozstania te koszty szybują w górę – zauważa.

Jej zdaniem sam pomysł wprowadzenia jasnych wytycznych ma sens.

– Prowadzę bardzo dużo mediacji rozwodowych, które dotyczą właśnie ustalenia wysokości alimentów, ale i takich, które dotyczą później ich podnoszenia lub obniżania. Wprowadzenie pewnych konkretnych zasad byłoby dobre. Taka tabela to jest wreszcie jakaś standaryzacja, wskazanie, co bierze się pod uwagę itd.

Dodaje, że ludzie już dziś szukają takich wskazówek:

– Sam pomysł jest dobry, bo do tej pory ludzie posiłkują się różnego rodzaju kalkulatorami internetowymi – mówi Kosowska-Korniak.

Potrzeby dziecka, możliwości rodzica

Jak wyliczane są alimenty? Dr Kosowska-Korniak podkreśla, że sąd powinien brać pod uwagę zarówno potrzeby dziecka, jak i możliwości finansowe rodziców.

– Najczęściej sąd uwzględnia to, że rodzic też musi się jakoś utrzymać. W Kodeksie rodzinnym są przyjęte kryteria, że bierze się pod uwagę możliwości zarobkowe rodziców, uzasadnione potrzeby dziecka i zasadę, że ma ono prawo żyć na podobnej stopie jak rodzic. Jeśli jest to rodzic bardzo dobrze zarabiający, żyjący na wysokim poziomie, to nie można przyjmować, że dziecku musi wystarczyć to samo, co wystarcza jego przeciętnemu rówieśnikowi – wyjaśnia.

Dotąd przeciętne alimenty wynosiły od 1000 do 1500 zł, ale brakowało jasnych reguł. Tabela może je wprowadzić – o ile będzie realistyczna.

Sędzia nie może przymuszać do luksusów

Z kolei adwokat Katarzyna Ciulkin-Sarnocińska, zajmująca się prawem rodzinnym, przypomina, że alimenty nie obejmują luksusów.

– Zawsze należy się minimum socjalne plus dodatkowo wydatki dochodzące ekstra, czyli na przykład lekarz, dentysta, wymiana okularów czy inne potrzeby. Są rzeczy, które jeszcze zwiększają wysokość alimentów, jak na przykład szkoła prywatna czy hobby. Przy czym to nie może być hobby, na które rodziny, czy też na przykład ojca płacącego alimenty, nie stać.

– W takiej sytuacji sąd mówi, że podstawowe potrzeby dziecka, jak basen czy jakieś zajęcia, jak najbardziej trzeba doliczyć do alimentów, natomiast kosztowne hobby, jak konie, ze wszystkimi obozami, wymianami stroju do jazdy co cztery miesiące i wszystkimi innymi dodatkowymi kosztami – niekoniecznie – tłumaczy prawniczka.

„Zostali sprowadzeni do niedzielnych ojców”

Ciulkin-Sarnocińska nie ukrywa, że prowadzi sprawy ojców zabiegających o częstszy kontakt z dziećmi. Widzi ich frustrację i poczucie krzywdy po publikacji tabeli:

– Jak zobaczyłam tę tabelę, to przesłałam panom, którzy walczą o dzieci. Oni mówią, że zostali sprowadzeni do instytucji niedzielnego ojca, który może raz na jakiś czas spotkać się z dzieckiem. Matki wywożą te dzieci, gdzie chcą. Teraz wychodzi na to, że są tabele i zgodnie z tabelami muszą płacić, a nie mogą się z dzieckiem widywać. I jak oni mają się czuć? Są bardzo pokrzywdzeni – mówi prawniczka.

Co dalej z tablicą?

Publikacja tabeli miała być krokiem w stronę większej przejrzystości i sprawiedliwości w sprawach alimentacyjnych. W praktyce okazała się kontrowersyjnym punktem zapalnym między różnymi grupami interesów – rodzicami, organizacjami społecznymi i prawnikami. Resort zapowiedział zmiany, ale jedno jest pewne: sprawy alimentacyjne nadal będą jednym z najtrudniejszych i najbardziej emocjonalnych obszarów prawa rodzinnego.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
logo