Blisko 150 protestujących związkowców zebrało się pod siedzibą PGE GiEK przy ulicy Węglowej, aby dać wyraz swojemu niezadowoleniu z polityki energetycznej rządu i braku decyzji w sprawie budowy odkrywki Złoczew. Związkowcy krytykowali również plany PGE, dotyczące wydzielenia tzw. aktywów węglowych. Liderzy związkowi liczyli, że do protestujących wyjdzie prezes koncernu – Wioletta Czemiel-Grzybowska. Niestety nic takiego się nie stało.
Pod koniec pikiety do związkowców wyszedł wiceprezes zarządu PGE GiEK – Zbigniew Kasztelewicz. Podczas krótkiego spotkania przedstawiciele związków zawodowych przekazali petycję z postulatami, a także... paczkę pampersów dla nieobecnej szefowej koncernu. Co to miało oznaczać? Związkowcy, jak tłumaczyli, dali w ten symboliczny sposób do zrozumienia, że prezes PGE GiEK obawia się spotkania ze stroną związkową i unika rozmów ze strachu. Stąd… paczka pampersów.
- To jest jej obowiązek, aby wyjść do ludzi, powinno się rozmawiać z pracownikami, a co zrobiła pani prezes? Buńczuczność i arogancja wzięły górę. Zrejterowała zamiast podjąć rękawicę i rozmawiać z pracownikami. Chcemy poważnego partnera do rozmów. Nigdy tak nie było, aby szef tak poważnej firmy uciekał przed pracownikami. Reprezentowaliśmy przecież załogę - mówi Andrzej Kisiel, przewodniczący Rady OPZZ powiatu bełchatowskiego.
Związkowcy zapowiadają, że protesty będą kontynuowane zarówno w Bełchatowie, jak i w stolicy, aż ich żądania zostaną spełnione.