Najpierw, zanim przejdziemy do hitów w tłumaczeniu się "chorych", przytoczymy kilka liczb, które wynikają ze statystyk ZUSu. Przez sześć miesięcy w łódzkim oddziale w ramach kontroli prawidłowości orzekania o czasowej niezdolności do pracy skontrolowano łącznie 10 tysięcy zwolnień. W blisko 7 procentach skrócono L4 poprzez wydanie zaświadczenia korygującego datę odzyskania zdolności do pracy. W wyniku tej kontroli w sumie pomniejszono wypłaty zasiłków na łączną kwotę ponad 190 tys. złotych. Z kolei kontrola prawidłowości wykorzystywania zwolnienia lekarskiego została przeprowadzona prawie 8 tysięcy razy. Zasadność wykorzystywania zwolnienia lekarskiego została zakwestionowana w niemal 4 procentach skontrolowanych przypadków.
- Kwota cofniętych w wyniku tej kontroli zasiłków sięgnęła blisko 260 tysięcy złotych - informuje Monika Kiełczyńska, regionalny rzecznik prasowy ZUS województwa łódzkiego.
Najwięcej, bo ponad 8 milionów ZUS odzyskał w przypadku obniżenia podstawy wymiaru zasiłku do 100 procent miesięcznego przeciętnego wynagrodzenia, po ustaniu tytułu zatrudnienia. Niespełna 200 tysięcy złotych wróciło do ZUS na skutek ograniczenia wypłaty zasiłku spowodowanego opóźnieniem dostarczenia dokumentu do pracodawcy.
A więc... Co robimy na L4?
Kontrolę wykorzystywania zwolnień lekarskich przeprowadzają pracownicy ZUS. Kontrola naturalnie nie jest zapowiadana. Jak wynika z doświadczeń Zakładu, ubezpieczeni, których kontrolujący nie zastaną w domu w czasie kontroli bardzo różnie tłumaczą swoją nieobecność.
- W tomaszowskim oddziale ZUS ubezpieczeni często podają, że nie słyszeli dzwonka, bo jest uszkodzony. Jedna z kontrolowanych osób, tłumaczyła, że w ogrodzeniu ma przycisk dzwonka zasilany baterią, która nie zawsze działa po opadach deszczu i podaje, że akurat w dzień przed wizytą kontrolerów urządzenie "padało" - mówi Kiełczyńska.
Jednak jak się okazuje, to nie są najbardziej kreatywne tłumaczenia. Są tacy, którzy utrzymują, że byli w domu, tylko wyszli z niego jedynie na kilka minut… Jeden z ubezpieczonych wykazał się na tyle dużą "asertywnością", że prosił by kontrolerzy uprzedzali o swojej wizycie, wówczas na pewno zostaną przyjęci jak należy. Szczególnie ciekawie jednak prezentuje się tłumaczenie pewnego pesymisty, który stwierdził, że:
- Udał się do kancelarii cmentarnej, aby wykupić sobie kwaterę, bo służba zdrowia tak działa, że na pewno nie zdążą go wyleczyć. Idąc dalej cmentarnym tropem, jedna opowieść ubezpieczonego dotyczyła przymusu wyjazdu na cmentarz z teściową, bo nie było innych, którzy mogliby to zrobić - mówi Monika Kiełczyńska.
Raz przeprowadzenie kontroli według ubezpieczonego uniemożliwiła... mama. Chory tłumaczył, że choć był w domu, nie mógł otworzyć drzwi, ponieważ mama „zamknęła drzwi od zewnątrz i poszła do pracy”.
Nie tylko ZUS...
Co ciekawe, nie tylko Zakład interesuje się tym co pracownik porabia w czasie absencji. Coraz częściej robią to sami pracodawcy. Sytuacje, które stały się w ostatnim czasie bardzo częste, to zatrudnianie przez przez nich firm detektywistycznych, które sprawdzają co pracownicy robią podczas L4 i dokumentują wszelkiego rodzaju nieprawidłowości.
- Zebrana dokumentacja przekazywana jest następnie w postaci zdjęć, płyt DVD, dokładnych relacji ze śledzenia ZUS-owi, po to by wszczął kontrolę i cofnął wypłatę zasiłku. W lipcu na przykład do II Oddziału ZUS w Łodzi wpłynęła bardzo bogata dokumentacja zawierająca ponad 200 zdjęć i ok. 10 filmików - informuje rzeczniczka.
"Leżąc" na L4, słit focia na facebook, czyli...
Bywa, że "chorzy" podkładają się sami. Do łódzkiego, I oddziału ZUS wpływają doniesienia, że ubezpieczony na portalach społecznościowych sam dokumentuje jak podczas zwolnienia w nieprawidłowy sposób je wykorzystuje.
- Zauważono, że bardzo często zwolnienie lekarskie służy sportowcom amatorom, do udziału we wszelkiego rodzaju zawodach. Z tego też powodu zasiłki chorobowe stracili m.in. koszykarz, siatkarz, piłkarz, hokeista i kolarz. Uczestnictwo w zawodach powodowało przedłużenie dalszej niezdolności do pracy. Mieliśmy też przypadek osoby, która w trakcie orzeczonej niezdolności do pracy, poszła na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy - wyjaśnia Monika Kiełczyńska
Rzeczniczka ZUS podkreśla, że do Zakładu bardzo często wpływają też niepodpisane donosy o nieprawidłowym wykorzystywaniu zwolnień.
- Mimo, że brakuje na nich podpisu, można zorientować się, że autorami tych pism są sąsiedzi, ktoś z rodziny czy nawet koledzy z pracy. Na nieprawidłowe wykorzystywanie zwolnień lekarskich źli są także właściciele firm, którzy zainwestowali w szkolenie pracowników i podejrzewają, że pracownicy w czasie zwolnienia wykorzystują swoją wiedzę u konkurencji i do tego pracując tam „na czarno” - kończy Kiełczyńska