Wg planów rządu PiS, od przyszłego roku miałby wejść zakaz handlu w drugą i czwartą niedzielę tygodnia.
Związki zawodowe, na czele z Solidarnością, przeszło dekadę walczą, by niedziele i święta spędzać z rodziną, a nie uśmiechając się za ladą do klientów. Ze świętami się udało, jeszcze za rządów koalicji PiS-LPR-Samoobrona. Związkowcy mają nadzieję, że do wolnych niedziel droga jest prosta, zwłaszcza, że za sterami ponownie zasiada Prawo i Sprawiedliwość.
Tak więc Solidarność składa swój obywatelski projekt, a parlament się nad nim pochyla. Ale tu pojawia się „ale”, ponieważ posłowie PiS wprowadzają swoje poprawki. Po pierwsze związkowcy chcieli, by osoba wyłamująca się spod zakazu… odbyła karę więzienia. Ile? Dwa lata (dla porównania – Czesław Kiszczak za wprowadzenia stanu wojennego został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu). Zdaniem posłów, odsiadka to lekka przesada, i kara na pewno będzie mniej restrykcyjna. Po drugie, projekt Solidarności zakładał, by drzwi sklepów były zaryglowane w każdą niedzielę. PiS chce, by początkowo zamykać je w drugą i czwartą niedzielę danego miesiąca. Zakaz ma nie dotoczyć m.in. operatorów pocztowych, aptek, centrów logistycznych, punktów znajdujących się na dworcach czy lotniskach, stacji benzynowych zakładów pogrzebowych czy kwiaciarni. Właściciele małych, prywatnych sklepów także mogliby pracować w niedzielę, i to właśnie z jednym z nich rozmawiamy o planach rządu.
Rozważając ten pomysł w zakresie mojego własnego interesu, jest on na pewno dobry. Coraz większa ilość supermarketów to kolejne problemy dla małych sklepików jak mój. Nie jestem w stanie konkurować z gigantami, którzy poza dobrą przebitką u dostawców, mają możliwości uciekania od podatków. Natomiast w wolnych niedzielach pojawia się szansa dla przedsiębiorców takich jak ja. W tym przypadku, mały sklep to atut, bo sam go obsłużę, a klienci w ten jeden dzień w tygodniu nie będą mieli wyjścia – jeśli chcą zaopatrzyć się w artykuły spożywcze, to tylko u takich jak ja. - mówi pan Bogdan, właściciel małego sklepu spożywczego na os. Dolnośląskim
Nie tak optymistycznie do sprawy podchodzą jednak konsumenci:
Zakaz zakupów w niedzielę... trochę to niemądre. Nie wyobrażam sobie, żeby obecnie pozamykać galerie, czy supermarkety. Sam pracuję od poniedziałku do soboty od rana do 18:00. Nie mam czasu w tygodniu wyjść na zakupy, więc niedziela, to jedyny moment kiedy mogę sobie pozwolić na mały shopping – twierdzi pan Tomasz
Jak mamy gonić zachód, to chyba nie w tę stronę. Świat idzie do przodu, liczy się tylko klient, a ja nim jestem. Jeśli więc sklep chce mi dac możliwość zakupów w niedzielę, to nie rozumiem, czemu jakiś polityk ma się w ten nasz układ wtrącać – mówi oburzona Klaudia, studentka.
Są i głosy pozytywne pośród zwykłych „szarych zakupowiczów".
- Bardzo dobra myśl. To powinno być wprowadzone dawno temu. Niedziela jest od siedzienia z rodziną i jak sama jej nazwa wskazuje, tego dnia mamy „nie działać”. Amen! - krótko i dosadnie odpowiadam pan Stanisław, emeryt z Bełchatowa.
Zwolennicy rządowego pomysłu zwracają uwagę, że wolną od handlu niedzielę mają: Austria, Grecja, Belgia, Francja, Luksemburg, Norwegia, Holandia, Wielka Brytania.
Przeciwnicy, twierdzą, że gdyby ludziom nie były potrzebne czynne w niedzielę sklepy, to by już dawno przestali do nich chodzić, a tym samym ten dzień stałby się finalnie wolny sam z siebie. Tymaczasem, wg badań 3/4 Polaków, przyznaje, że robi zakupy również siódmego dnia tygodnia.
Jak widać, kolejny pomysł rządzących dzieli ludzi. Zwolenników i przeciwników jest wielu, każdy ma swoje racje.
A jakie jest Wasze zdanie w tej sprawie?