Pomimo licznych apeli obrońców praw zwierząt o powstrzymanie się od fajerwerkowych wystrzałów w sylwestrową noc, mieszkańcy Bełchatowa hucznie witali Nowy Rok. Odbiło się to na czworonogach, które wystraszone wciąż błąkają się po bełchatowskich ulicach. Pracownicy Schroniska dla zwierząt w Bełchatowie potwierdzili, że tylko 1 stycznia otrzymali ponad dwadzieścia telefonów od właścicieli, którzy poszukują zaginionych zwierząt.
- Ludzie dzwonią i pytają czy przypadkiem nie znaleźliśmy zagubionego pupila. W Nowym Roku mieliśmy bardzo dużo telefonów, ale pewnie to nie koniec. Kolejne osoby będą pewnie dzwonić, gdy psiaki nie wrócą przez kilka kolejnych dni – mówi Mariusz Półbrat, kierownik Schroniska dla Zwierząt w Bełchatowie.
Jak przyznaje, do placówki trafiły dotychczas dwa psy, które uciekły właścicielom spłoszone hukiem fajerwerków. Zauważyli je mieszkańcy, którzy poinformowali straż miejską, a ta przekazała informację pracownikom schroniska.
- Trafiły do nas York oraz kundelek. Zwierzęta są w dobrym stanie – mówi Mariusz Półbrat, który nie kryje rozgoryczenia, że wcześniejsze apele w sprawie fajerwerków nie przyniosły spodziewanego efektu. Zaznacza też, że we wszystkich zgłoszonych przypadkach psy nie były właściwie zabezpieczone przez właścicieli.
- W takich sytuacjach, gdy czworonogi słyszą huk petard, są w takim stresie, że potrafią pokonać przeszkody, jakim nie sprostałyby w normalnych warunkach. Przerażone po prostu biegną przed siebie. Dlatego warto czasami takie sytuacje wcześniej przewidzieć – mówi Mariusz Półbrat.