Śmieszne czy potrzebne? Pierwsze takie znaki w Bełchatowie wprowadzają rodziców w zakłopotanie

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wydarzenia Jednych śmieszy, w innych budzi konsternację, a nawet poczucie zbulwersowania. Niezależnie od reakcji fakt jest taki, że w Bełchatowie stanął pierwszy znak zakazujący... sikania! Załatwiania potrzeb fizjologicznych w miejscach publicznych, broń boże nie popieramy, ale w tym przypadku sprawa jest o wiele bardziej złożona. Przyjrzeliśmy się jej.

„Mamo, siusiu..już”, „tato siku”... Któż z rodziców (a także dziadków czy niań), młodszych bądź starszych stażem nie pamięta tego stwierdzenia. Czas reakcji w takiej sytuacji? Błyskawiczny, każdy kto jest z maluchem czy w domu, restauracji, na spacerze czy na placu zabaw wie, że „siku” u kilkulatka to sprawa priorytetu – dosłownie i w przenośni – do załatwienia natychmiast. Zwłaszcza, jeśli maluch właśnie odchodzi od pieluch. Małe dziecko nie wytrzyma kilkuminutowej podróży do domu, pobliskiej restauracji i jak woła siku, to trzeba się zorganizować w kilkadziesiąt sekund. Tyle tytułem wstępu, teraz sedno sprawy...

Osiedle Dolnośląskie, okolice bloków 137, a także punktowców: 145 i 146, dwa lata temu na sporym zielonym fragmencie powstał plac zabaw. O jego utworzenie wnioskowali zresztą mieszkańcy – miejsce idealne – zero ulicy, a co za tym idzie ruchu zagrażającego maluchom, w sąsiedztwie kilka sporych drzew dających cień. W tym sielankowym obrazku toalety tylko brak i jak się okazuje stało się to kłopotem, przede wszytskim dla lokatorów bloków sąsiadujących z miejscem zabaw dzieci. Kłopot okazał się być na tyle duży, że zdecydowali się na umieszczenie znaku „zakaz sikania”.

Jak poinformowali nas miejscy urzędnicy o postawienie znaku, a właściwe tabliczki z wymowną grafiką, wnioskowali mieszkańcy pobliskiej wspólnoty mieszkaniowej. Urzędnicy prośbę spełnili, choć sami zdziwienia nie kryli. Znaki są dwa.

Kiedy skontaktowaliśmy się ze Strażą Miejską, by zapytać o zastosowane na Dolnośląskim oznakowanie, zapytano mnie czy chodzi o zakaz dotyczący zwierząt. Poinformowałem zastępcę komendanta, że nie, że chodzi o ludzi... Konsternacja...

Co do zasady osobę, która zdecyduje się na oddanie moczu np. na chodnik można ukarać za tzw. nieobyczajne zachowanie. W takich okolicznościach strażnicy mogą nałożyć nawet 500-złotowy mandat, ale jak podkreśla Paweł Złotowski, zastępca komendanta SM musi dojść do rażących zachowań i to w przypadku osób dorosłych. Nawet jeśli nasto-, czy pełnoletnia osoba skryje się w jakiś krzakach, nie naraża oczu innych na nieprzyjemne obrazy, mundurowi starają się wykazać zrozumieniem.

- No, ale proszę sobie wyobrazić chłopczyka czy dziewczynkę, 2, 3 lata, która na trawniku ukucnie i zrobi siku, raczej byłoby absurdem, gdybyśmy do tego typu interwencji podjeżdżali. Jest utarty zwyczaj, że dzieci, zwłaszcza te najmłodsze mają większe prawa. Wiadomo, że nie chodzi o zrobienie siku w piaskownicy, ale z boku, pod drzewem, na trawniku... - mówi wyraźnie zakłopotany Paweł Złotowski i dodaje: - Trudno mi to komentować, nawet nie wiem na jakiej podstawie mielibyśmy podejmować interwencję. Chyba, że Państwo ze wspólnoty będą skarżyć rodziców tych dzieci z powództwa cywilnego.

W kodeksie wykroczeń, który między innymi reguluje takie „tematy”, brak artykułu na podstawie którego służby mundurowe miałby podstawę do interwencji wobec rodzica, który w miejscu publicznym (plac zabaw, park, ulica) pozwoli się dziecku załatwić. Wykroczenie z art. 140 bądź 145 powstaje w chwili, gdy młodociany załatwiający potrzebę fizjologiczną ma ukończone 17 lat.

Rodzice, którzy odwiedzają plac zabaw ze znaku się śmieją, ale też zwracają uwagę na to, że psy i koty chadzają po terenie i na znaki nie patrzą, jak trzeba podnieść nogę - w wiadomym celu – to, to robią.

- Przecież nikt nie przychodzi na plac zabaw z intencją, by „wysikać” dziecko. To są sytuacje pojedyncze i nie sądzę, by w jakiś szczególny sposób wpływały na środowisko czy urażenie czyjś uczuć. Mieszkam co prawda w jednym z pobliskich bloków, do domu mam niedaleko, ale moja 4-letnia córka w zabawie, o siku przypomina sobie w ostatnim możliwym momencie i sądzę, że nie jest w tym odosobniona – mówi jedna z mam.

- Oczywiście, że sytuacja z siku „pod krzaczkiem” nie jest komfortowa, ale co robić? Idealnie byłoby, gdyby tuż przy placu była toaleta, na przykład toi toi, ale po pierwsze: kto by o to dbał, po drugie – namówienie malucha do skorzystania z takiego miejsca bywa trudne. Wiem, o tym doskonale, bo kiedyś mój syn zaciekawiony „niebieskim domkiem” koniecznie chciał się właśnie w nim załatwić. Jak wielka była jego ochota, tak szybko wybiegł z wielkim „fuj”. Toi toie omija teraz szeroki łukiem i woli "pod drzewko" - zwraca uwagę inna mama.

Ciekawi jesteśmy Państwa opinii na temat znaku.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE